Lilianna Rosiak mieszkająca na szóstym piętrze wieżowca była właśnie na zakupach, kiedy zadzwoniła do niej zdenerwowana mama. Była sobota około godz. 14.
– Nie wiedziałam co się dzieje, więc szybko pobiegłam do domu – wspomina kobieta. – Weszłam do środka i zobaczyłam mamę biegającą po mieszkaniu ze szmatami i wodę spływającą po rurach. Z minuty na minutę potok powiększał się, a mokra plama rozszerzała się na kolejne ściany i sufit.
Okazało się, że podobna sytuacja jest również w sąsiednich mieszkaniach. Lokatorzy szybko ustalili źródło wody i domyślili się przyczyny zalania.
Akurat tego dnia włączyli centralne ogrzewanie – denerwuje się pani Wanda z piątego piętra. – Potem okazało się, że sąsiad z góry miał niezakręcony zawór.
Sprawa mogłaby się szybko zakończyć, gdyby nie fakt, że sąsiada nie było w domu. Nikt nie miał też do niego kontaktu. A jako że często pomieszkiwał poza domem, bardzo prawdopodobne było, że nieprędko wróci. Mieszkańcy zaalarmowali więc policję, straż pożarną i pogotowie lokatorskie.
– Wszyscy stali pod drzwiami i stwierdzili, że nie mogą wejść do środka – mówi pani Lilianna. – Usłyszałam, że potrzebna jest zgoda prokuratora.
Nie pomogły prośby i nalegania mieszkańców, którzy chcieli nawet zebrać podpisy. Okazało się, że policja i straż mogą do mieszkania wejść jedynie, kiedy się pali lub ulatnia gaz. W końcu SEC spuścił wodę. Ta która jednak się wylała, nadal stała w mieszkaniu na siódmym piętrze. Mieszkańcy z szóstego wywiercili więc dziury w sufitach, żeby szybciej spływała i żeby cały strop nie nasiąkł.
– Porozstawiałam w całym mieszkaniu miski, porozkładałam ręczniki – mówi pani Lilianna. – Ale i tak przez całą noc musiałam pilnować czy się nie przelewa i wykręcać szmaty.
Woda nie przestała lecieć również w niedzielę.
– Lało się z kasetonów i po ścianie – denerwuje się pani Małgorzata, sąsiadka z szóstego piętra. – A dopiero miesiąc temu kładliśmy nowe tapety. Teraz wszystko jest do wymiany. Boimy się też, czy nie będzie grzyba.
W końcu jeden z lokatorów „własnymi kanałami” odnalazł sąsiada z góry. Woda przestała lecieć dopiero w niedzielę około 18. Zostały mokre ściany, meble i dywany.
– Do zalania doszło z winy lokatora – mówi Jadwiga Probola, opiekunka wspólnoty z firmy AGBiL. – Poza tym lokal był ubezpieczony. Sporządziliśmy już protokół dla ubezpieczyciela, który wystąpi do sprawcy o pokrycie kosztów.
Tymczasem lokatorzy są przekonani, że szkody byłyby o wiele mniejsze, gdyby powołane do tego służby weszły do pustego mieszkania.
– Może powinniśmy powiedzieć, że lokator jest w środku i coś mu się stało – denerwują się mieszkańcy. – Co by się musiało dziać, żeby tam weszli?
– Decyzję w takich sprawach podejmuje policja albo prokurator – wyjaśnia st. kapitan Aleksander Ślusarski z Państwowej Straży Pożarnej w Szczecinie. – No chyba że się pali.
– Policjanci, którzy byli na miejscu, konsultowali się ze strażą pożarną, czy występuje zagrożenie życia lub zdrowia – tłumaczy Zenon Butkowski z KMP. – Poza tym został już wtedy odcięty dopływ wody. Policjant tłumaczy również, że otwarte mieszkanie musiałoby zostać potem odpowiednio zabezpieczone.
Autor: Paulina Łątka
Fot. Jakub Jurcan
META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?