Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sztuka dla sztuki? Sztuka dla mieszkańców!

Małgorzata Klimczak [email protected]
Szczecin nigdy nie miał szczęścia do sztuki w przestrzeni publicznej. Ostatni projekt, „Monumento”, wprowadzono przy ostrym oporze społecznym i ostatecznie został on zawieszony. Ale zapotrzebowanie na sztukę współczesną istnieje. Tylko jak przekonać do niej odbiorców?

Pomysłów - jak dotąd - nie było zbyt wiele, bo szczecinianie bardziej preferują pomniki. Głównie te odnoszące się do postaci, które zasłużyły się Szczecinowi po II wojnie światowej, jakby to miasto przed wojną w ogóle nie istniało. Jednak sztuka współczesna przyjmuje się tu jeszcze oporniej niż sztuka przedwojenna. - Sztuka współczesna jest trudna w odbiorze, dlatego tego rodzaju projekty trzeba konsultować z odbiorcami, przygotować ich na odbiór; na przykład prowadzić cykl otwartych warsztatów – mówi prof. Kamil Kuskowski, dziekan Wydziału Malarstwa i Nowych Mediów Akademii Sztuki w Szczecinie. Jeżeli podejdziemy do tematu z założeniem, że to my, artyści, wiemy wszystko najlepiej, taka postawa zawsze będzie budziła kontrowersje.

Powrót do przeszłości

Sztuka współczesna tworzona w konkretnym miejscu, powinna być tworzona z myślą właśnie o nim. Nie można tworzyć w oderwaniu od rzeczywistości. - To, czego życzyłbym sobie więcej podczas dyskusji o sztuce w przestrzeni publicznej, to zapoznanie się z tym, co w Szczecinie było dawniej, jeszcze przed wojną – mówi Przemek Głowa, miejski przewodnik i animator wielu wydarzeń. - Wtedy wszelkie próby działań w przestrzeni publicznej były podejmowane przez istniejącą Szkołę Rzemiosła na Niebuszewie. Rzemiosło i sztuka szły w parze. Artyści i rzemieślnicy znali dobrze miasto, a to jest najważniejsze. Obecnie Jasne Błonia są miejscem, które najbardziej odmieniło Szczecin i właśnie tam każdy chciałby zaznaczyć swoją obecność.
Historię Szczecina przestudiował dokładnie Robert Kuśmirowski, artysta sztuk wizualnych, laureat Paszportu Polityki, który dla Centrum Dialogu Przełomy stworzył karcer, pokój tortur, który oglądamy przez okno, a raczej podglądamy. To idealny przykład sztuki współczesnej, która bazuje na historii miasta. - Nie znałem wcześniej historii Szczecina. Wiedziałem, że w roku 1970 i 1980 miały tu miejsce drastyczne wydarzenia, ale to były ogólniki – mówi Robert Kuśmirowski. - Dopiero, kiedy zacząłem wczytywać się w dokumenty, rozmawiać ze świadkami tamtych wydarzeń, zaczął mi się rysować obraz tego, co chciałbym tu stworzyć i jak to stworzyć.

W ubiegłym miesiącu, w Szczecinie spotkali się architekci, tworzący międzynarodowy zespół, który jest odpowiedzialny za stworzenie „Serca miasta” na Łasztowni. Zespół ten będzie odpowiedzialny za przeprowadzenie konkursu na zagospodarowanie tego terenu nie tylko gospodarczo, ale również kulturalnie. Oni też podkreślali konieczność zapoznania się z historią. - Kiedy pracowaliśmy ze studentami nad pomysłami na zagospodarowanie Łasztowni, staraliśmy się spojrzeć na potencjał Szczecina, jego historię. Braliśmy pod uwagę wszystko, co może mieć wpływ na ostateczny projekt. Nie bez znaczenia jest tu naturalny krajobraz tego miejsca - mówi Martine de Maeseneer, członkini komisji konkursowej. - Jest to ambitne przedsięwzięcie, dlatego zależy nam na bardzo szerokim spojrzeniu na miasto.

Trudność z odbiorem sztuki współczesnej w przestrzeni publicznej polega na tym, że na ulicy ogląda ją każdy. Do muzeum czy galerii chodzą tylko ci, którzy są zainteresowani daną wystawą czy konkretnymi wydarzeniami artystycznymi. W przestrzeni publicznej trzeba brać pod uwagę szeroki odbiór – osób o różnych gustach. - Musimy mieć świadomość, że wszyscy korzystamy z tego miasta i pokazujemy je innym – mówi Przemek Głowa. - Trzeba poznać jego historię, począwszy od chodników po sztukę. Wtedy możemy myśleć co dalej. Podejmowane były próby wprowadzenia kolorów w śródmieściu, ale nie wyszły. Najpierw potrzebne są zmiany w otoczeniu, a wtedy może powstawać sztuka.

Szczecin pomnikami stoi

Dużo łatwiej niż sztuka współczesna przyjmowane są w mieście pomniki. I nie jest ważne, czy estetyką kłują w oczy czy nie. Ważne, że są zrozumiałe. Co prawda pojawiają się kontrowersje, jeśli chodzi o sztukę przedwojenną. Z niechęcią został przyjęty Fryderyk II, którego Muzeum Narodowe odzyskało dopiero w ubiegłym roku. Z Colleonim na pl. Lotników jest już gorzej, bo mało kto wie, kim jest, ale też wygląda „normalnie”. Dużo przychylniej przyjęliśmy Mojżesza, który wcześniej stał nikomu niepotrzebny w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie obok automatu na napoje. Przy Bramie Portowej stoi pomnik Kornela Ujejskiego. Też mało kto go zna, ale to „ludzka postać” i nikogo nie denerwuje. Nie możemy zapomnieć o Aniele Wolności Czesława Dźwigaja. Dla niektórych paskudztwo, ale też zrozumiałe. Wniosek? Pomniki są łatwiejsze do przyjęcia, bo łatwiej je zrozumieć. Możemy się nie zgadzać na kolejny ze względów ideologicznych, ale rzadko dyskutujemy o wartościach artystycznych. Kiedy mamy do czynienia ze sztuką współczesną, trzeba się nad nią zastanowić. I z tym mamy problem.

Błędy w „sztuce”

W roku 1975 Władysław Hasior z okazji indywidualnej wystawy w Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie zrealizował na skarpie przy zamku kompozycję plenerową „Ogniste ptaki”, która potem stanęła na Jasnych Błoniach. Do dzisiaj to jest najbardziej popularna rzeźba w Szczecinie, którą można zaliczyć do sztuki współczesnej. Potem długo, długo nic. Od 2001 r. przy Stawie Rubinowym na Osiedlu Słonecznym, pomiędzy ul. Jasną a ul. Rydla stoi Pomnik Niepodległości. Kompozycja symboliczna – 3 płyty – symbol trzech Rzeczpospolitych. Pomnik zaprojektowany przez Grupę nieformalną w składzie: Jerzy T. Lipczyński, Przemysław Biryło, Tomasz Flejterski, Wojciech Kokowski. Pomnik o bardzo nowoczesnej formie nie spotkał się ze zrozumieniem mieszkańców. Autorzy na spotkaniach z radą osiedla Słoneczne wielokrotnie musieli tłumaczyć, o co tak naprawdę chodzi.

W 2009 roku, podczas festiwalu inSPIRACJE, nagle w samym centrum miasta stanął „Map” Arama Bartholla z Berlina. Projekt przedstawiał punkt na mapie google powiększony do wysokości kilku metrów. I okazało się, że tym razem przechodniom to się spodobało. Projekt stał tylko tymczasowo, ale wtedy narodził się pomysł projektu Monumento, czyli stawiania sztuki współczesnej w przestrzeni publicznej. Pierwszym dziełem sztuki w ramach tego projektu została „Fryga” Maurycego Gomulickiego. I podzieliła mieszkańców. - W przypadku Frygi popełniono kilka błędów – mówi prof. Kamil Kuskowski. - Już na początku zaprezentowano bardzo złą wizualizację projektu. Praca nie jest rewelacyjna, ale nie jest też złą realizacją. Pechowo rzeźba zaczęła też pękać. Przez to została zaprzepaszczona szansa na stworzenie ciekawego projektu. Sztuka w przestrzeni publicznej jest też kwestią dojrzałości społecznej.

Szczecin dopiero otwiera się na takie projekty, więc tym bardziej nie należy niczego ludziom narzucać. Przy tego rodzaju projektach, gentryfikujących przestrzeń miejską, nie wolno zapominać o konsultacjach społecznych, tak ważnych w kontekście budowania przestrzeni publicznej. Wchodząc w przestrzeń publiczną należy pamiętać, że jest to przestrzeń wspólna. Osobiście jestem za tym, żeby w Szczecinie powstawały ciekawe realizacje w przestrzeni publicznej.

Co zrobić ze sztuką

To, co narzucane z góry okazało się niechciane, ale mieszkańcy chętnie przyjmowali oddolne inicjatywy rodzimych artystów i animatorów. Wielkim powodzeniem cieszą się prace Mr. Lumpa, który maluje murale na szczecińskich budynkach. Jego prace można oglądać m.in. na Słowianinie, na Zespole Szkół Prywatnych „Słoneczne” czy na budynku mieszkalnym przy ul. Kolumba. Kiedy na ścianie tego ostatniego budynku wielka reklama zasłoniła mural, mieszkańcy domagali się interwencji, bo byli przeciwni zasłanianiu dzieła sztuki. Również wszelkie działania artystyczne w przestrzeni, jak projekt Kamienice Szczecina, także spotykają się z przychylnym przyjęciem. - Jestem za sztuką na chodniku, elewacji budynku, w podwórku kamienicy – mówi Justyna Machnik, przewodnik miejski i prezeska stowarzyszenia POMIEŚCIENOGA. - Artystyczne akcenty są wręcz konieczne dla odmiany publicznej przestrzeni, pobudzenia wrażliwości, edukacji kulturalnej, zaskoczenia, dyskusji, a nawet dla podniesienia atrakcyjności miasta.

Czasem dzieje się tak, że projekty artystyczne funkcjonują jako mikrolaboratoria zmiany społecznej. Stawiałabym na lokalnych twórców. Celem ich lepszej rozpoznawalności, pochwalenia się naszym środowiskiem plastycznym. W rozmaitości siła, forma sztuki współczesnej może być krótkim happeningiem, kształtem dostrzegalnym z daleka, dzięki rozmiarowi i kolorom, ale też schowana na zapleczu głównych traktów. Chodzi o komitywę z miastem, wartości poznawcze, bo sztuka bywa zabawą, komentarzem do prywatnych intencji i filozofii, relacją z kulturowymi symbolami.

Można też próbować realizować projekty typu Monumento, ale trzeba mieć na to pomysł. - Oczywiście można ogłosić konkurs i wyłonić twórcę, ale niech to się odbywa etapowo – mówi prof. Kamil Kuskowski. - Najpierw niech profesjonalne jury wyłoni np. pięć propozycji, a potem mieszkańcy Szczecina np. w plebiscycie wybiorą to, co najbardziej się podoba. W dobie Facebooka to banalnie łatwe. Nie można mieszkańców miasta zaskakiwać arbitralnymi decyzjami, jak stało się to w przypadku Frygi. Jeżeli społeczeństwo będzie zaskoczone i niedoinformowane, to będzie podatne na hejt, a hejt potrafi zniszczyć nawet najlepszy projekt.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto