Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie wyobrażamy sobie Szczecina bez naszej stoczni!

Redakcja
Józef Kowalczyk jest jednym z czterech kowali. Obsługują prasę do gięcia statkowych wręgów i maszyny do gięcia drobnych elementów. Dla kowali w stoczni już prawie pracy nie ma.

Kowalem jest też syn Kowalczyka, Mariusz (w stoczni od czterech lat). A drugi syn, Jarosław od półtora roku pracuje w stoczniowym magazynie. Gdy zaczęły się kłopoty Stoczni Szczecińskiej Nowa, synowie pytali: „Tata, jak będzie?” Zawsze odpowiadał, że będzie dobrze. Pracuje w stoczni ponad 35 lat i wierzy, że ona po raz kolejny wyjdzie z kłopotów. Na początku lat 90. stoczni miało już nie być a jednak się podniosła i potem miała dekadę największych sukcesów. W 2002 roku padła Stocznia Szczecińska, padł stoczniowy holding, ale od razu powstała Stocznia Szczecińska Nowa. I znowu ruszyła stoczniowa produkcja. I była radość, bo stoczniowcy w odrodzonej stoczni zbudowali jedyne na świecie duże chemikaliowce ze zbiornikami ze stali duplex, zbudowali bardzo trudne papierowce i unikatowe statki conro. Niestety, w ślad za sukcesami budownictwa okrętowego nie szły sukcesy finansowe. Stocznia szła na pasku państwowego właściciela a ten nie miał pomysłu na jej sprawne funkcjonowanie, unowocześnianie i finansowanie stoczniowej produkcji.

Ojciec i syn z orkiestry

Kowalczyk wraz z synem Mariuszem grają w stoczniowej orkiestrze. Ojciec na trąbce, syn na bębnie. W 25-osobowym zespole tylko oni są stoczniowcami. Orkiestra gra przywodowaniach, chrztach i różnych stoczniowych uroczystościach. Zagrała też w czasie ostatniego, sobotniego wodowania kontenerowca Fesco Vladimir. A po wodowaniu, pod tablicą upamiętniającą ofiary Grudnia ‘70 zagrali marsz żałobny, gdy związkowcy złożyli tam trumnę symbolizującą upadającą stocznię.
- Strasznie przykre to było, serce bolało, ale ja cały czas mam nadzieję, że stocznia się odrodzi – mówi Józef Kowalczyk. – A nadzieja przecież umiera ostatnia. Wiem, że w marcu mogą nas już zwolnić. Ale możemy skorzystać z różnych bezpłatnych kursów a to zwiększy szanse pracy, gdy pojawi się inwestor, który będzie tu chciał budować stalowe konstrukcje a w przyszłości może i statki.

Dwa dni temu Józef Kowalczyk pojechał na rekolekcje do Sanktuarium Maryjnego w Górce Klasztornej. Będzie tam się też  modlił o pomyślność stoczni.

Kocham tę robotę

Z możliwości bezpłatnych szkoleń chce także skorzystać Rafał Kokosza, mistrz kadłubowy. Przedtem przez wiele lat był monterem. W stoczni pracuje od 1996 roku, a więc od czasu, kiedy była na pierwszym miejscu w Europie i piątym na świecie.
- Kontenerowce schodziły z pochylni jak z taśmy – wspomina. – Rocznie oddawała armatorom po dwadzieścia statków. Stocznia była na ustach wszystkich i nas duma rozpierała, że tutaj pracujemy.

Kokosza pracując ukończył technikum a potem politechnikę. Ożenił się, ma pięcioletnią córkę.
- Teraz na tym wodowaniu oczy mi się zaszkliły – przyznaje. – Ale nie wyobrażam sobie Szczecina bez tej stoczni. Może ktoś mi nie wierzyć, ale ja kocham tę pracę. Daje tyle satysfakcji, bo przecież każdy statek, nawet z tej samej serii, jest inny.

A gdy kryzys przeminie...

Mariusz Włodarek jest traserem, specjalistą ds. trasersko-materiałowych. Pełni nadzór przy wycinaniu stalowych profili i blach. Przysłuchuje się rozmowie i mówi wprost:
- Zazdroszczę Rafałowi, bo on jednak tych trzynaście lat w stoczni przepracował, a ja ledwie dwa i pół roku. A przyszedłem tu z przekonaniem, że będzie to robota do emerytury. Płakać się chce. Ale się nie poddaję, zresztą u nas w traserni więcej jest optymistów niż pesymistów. Na razie do maja mamy pracę a potem zobaczymy.

O pracy w stoczni do emerytury myślał też Tomasz Hamerski, specjalista ds. wodowań.
– Nawet nie zdążyłem się dobrze rozpędzić zawodowo. Jestem tu zaledwie trzy lata, a to dopiero mój dziesiąty wodowany statek. Nie wierzę, że to koniec. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś rozebrał pochylnie i zaorał stocznię. Nie wyobrażam sobie, żeby nie znalazł się inwestor. Na początku, zanim nie skończy się kryzys, możemy przecież budować różne konstrukcje stalowe. Mamy w tym doświadczenie. Przecież tu już powstawały stalowe konstrukcje na mosty nad Odrą, na wiadukty na trasie szybkiego ruchu, a kiedyś także stalowe elementy Trasy Zamkowej. A gdy kryzys przeminie,
to pojawią się armatorzy. Ja w to wierzę.

Ostatni gaszą światło

Łzy pojawiły się też w oczach Barbary Włosek, szefowej kadr, od ponad ćwierć wieku związanej ze stocznią. Z jednej strony to emocje, bo zwolniła statek z pochylni i była matką chrzestna techniczną, a z drugiej strony jak się nie wzruszyć widząc ten wielotysięczny tłum szczecinian, którzy przyszli obejrzeć wodowanie, o którym cały czas się mówi, że to ostatnie.

- W moim wydziale, jak w soczewce skupiają się ludzkie losy – mówi Barbara. – I ja, i moi pracownicy na pewno będziemy tymi, którzy będą pracować do końca, by każdy stoczniowiec dostał dokumenty, świadectwa pracy i wypowiedzenia. Przykra rola. Będziemy tymi, którzy ostatni zgaszą światło.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto