Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chłopcy z Sorrento - święci nie byliśmy

Małgorzata Klimczak [email protected]
Wojciech Rapa, gitarzysta m.in. Czerwono-Czarnych, napisał trzy książki o szczecińskim big beacie, zespołach muzycznych oraz młodzieży spotykającej się w latach 60. XX wieku w słynnej kawiarni Sorrento, która niedawno reaktywowała się przy ul. Mickiewicza.

iNajpierw powstała książka „Mocne uderzeniu po szczecińsku", potem „Czerwono-Czarni. Prawdziwa historia”. Ostatnia część trylogii „Chłopcy z Sorrento” opowiada o środowisku młodzieży Szczecina lat 60., bywającej w popularnej wówczas kawiarni Sorrento. - Parę lat temu graliśmy „Zaduszki jazzowe” w klubie Tiger. Mój były perkusista Bolesław Sobolewski powiedział wtedy: po co ty grasz, pisz książki – opowiada Wojciech Rapa. - Potraktowałem to jako dowcip. Po kilku dniach miał już dla mnie wydawnictwo. Od tego się zaczęło. Jakub Matura ze Szczecińskiej Agencji Artystycznej powiedział, że to jest dobre i namówił mnie na kolejne części.

Rapa nie miał problemu z pisaniem, bo wcześniej opisywał dla pisma „Gitara i bas” płyty, sprzęt i recenzje muzyczne. - Z drugą książką miałem dylemat, bo Czerwono-Czarni to byli moi koledzy, ale też moi idole – mówi Wojciech Rapa. - Gdyby nie oni, dzisiaj bym nie grał. Trzecia książka była największym wyzwaniem. Pomogli mi ci, którzy są jej bohaterami i nadal żyją. W redagowaniu wsparł mnie Ryszard Kalbarczyk, czyli „Ben Hur”, który mieszka w Rzymie. Pseudonim wziął się stąd, że zagrał w tym filmie i jest na „ty” z wieloma gwiazdami Hollywood. W czasach Sorrento naprawiał nam wzmacniacze i robił gitary, bo prawdziwe były w sferze marzeń.
W książce są zdjęcia szczecińskiego fotografa Zbigniewa Wróblewskiego, który w 1962 r. zrealizował sesję fotograficzną z udziałem ferajny z Sorrento. Wydawcą jest Szczecińska Agencja Artystyczna.

Chłopaki z Sorrento

Charakterystyczny drewniany budynek przy zbiegu ulic Mickiewicza i Śmiałego znany jest mieszkańcom Szczecina. To tu w latach 50. i 60. XX wieku funkcjonowała jedna z najbardziej popularnych kawiarni miasta - Sorrento. Do końca lat 60. było to jedno z kultowych miejsc spotkań w Szczecinie. Tu można było napić się najlepszej kawy, lokal słynął też z szerokiego wyboru win węgierskich i jugosłowiańskich oraz codziennych dansingów. Sorrento było ulubionym miejscem spotkań szczecińskiej bohemy. Stałymi bywalcami byli Łukasz Niewisiewicz - malarz, Janusz Krzymiński - poeta i Henryk Sawicki - piosenkarz. Ale Sorrento nie obrosło by legendą, gdyby nie „sorrenciaki” - znani również jako banda Fabiana. Legenda o chłopakach ze Śródmieścia znana była w całej Polsce. Czesław Niemen i Karin Stanek odwiedzali Sorrento między innymi po to, by zobaczyć na własne oczy, „jak te łobuziaki wyglądają”.

Wtedy każda dzielnica miała swój gang. Na Niebuszewie „Czerwone koszule”, czy „Samuraje” na Gumieńcach. Raz doszło nawet do poważnego starcia gangu ze Śródmieścia i z Niebuszewa. „Ustawkę” zorganizowano w Parku Kasprowicza. Spotkało się kilkaset osób. Chłopcy z Sorrento nie dali sobie w kaszę dmuchać. - Ja byłem w drugim rzucie chłopaków z Sorrento – wspomina Wojciech Rapa. - Miałem ukochaną, która pochodziła z dobrej rodziny i nie mogła ze mną chodzić do Sorrento, więc nie chodziłem. Potem ukochaną straciłem i właśnie tam znalazłem przystań i kolegów. Sprawy muzyczne trochę zeszły na bok, raczej spotykaliśmy się towarzysko. Ale była tu kultowa szafa grająca i rock'n'roll. Sorrento to nie tylko spotkania towarzyskie. Nie byliśmy chuliganami. Chcieliśmy grać muzykę.

Muzycy z Sorrento

Tutaj narodziły się trzy zespoły: Nieznani z Henrykiem Fabianem, Demony, którym liderował Stanisław Piechaczyk oraz Święci z Wojciechem Rapą i Barbarą Włodarczyk jako wokalistką. Bardzo dobrym zespołem był Kon-Tiki. Gdyby nie wyjechali, dzisiaj byliby jednym z czołowych zespołów. Największa kariera czekała Heńka Fabiana. W 1961 roku wziął udział w eliminacjach do festiwalu „Młodych Talentów”. Nie dostał się. Pierwsze miejsca zajęła wtedy Helena Majdaniec i Grażyna Rudecka. Fabian zauważy wtedy, że niektórzy z chłopców są muzykalni. Założyli zespół. Najpierw wyjechali grać do Węgorzyna. W końcu nadszedł czas występu przed rodzimą publicznością, w Szczecinie. Wtedy okazało się, że Czerwono-Czarni zapamiętali Heńka Fabiana, bo zabrali go ze sobą do Warszawy. 17 kwietnia 1967 roku Fabian grał z nimi w Sali Kongresowej jako support zespołu Rolling Stones. - Jako małolat kupowałem miesięcznik „Jazz”. Chciałem być saksofonistą - mówi Rapa. - Potem zobaczyłem Nieznanych z Heńkiem Fabianem i postanowiłem być jednak gitarzystą. Na początku fascynowali mnie The Beatles, ale The Rolling Stones zdecydowanie ich przebili. To nie byli grzeczni chłopcy. W ich muzyce był brud, improwizacja. Potem był Hendrix, Led Zeppelin, Eric Clapton. Później zaczęli kręcić mnie jazz-rockowi gitarzyści - John Scofield, Mike Stern, Joe Pass. Wśród moich idoli był też geniusz Miles Davis i Tomasz Stańko.
Wojciech Rapa zaczął grać w zespole Święci. To było po Nieznanych i Demonach. Ale rock’n’roll nie pasował ówczesnym władzom. Trzeba było wymyślać inne nazwy, określając muzykę graną przez młodzież. Franciszek Walicki, który jest nazywany ojcem big beatu, przeglądając francuskie pismo zobaczył właśnie tę nazwę – big beat. Przez całe lata bawił się z władzą w kotka i myszkę. Wymyślał nazwy zespołów, które podobały się partii. Mocne uderzenie to też jego pomysł.

Co się działo w tym Szczecinie…

Jacek Nieżychowski wymyślił, że Szczecin będzie miał swój festiwal muzyczny. Tak w 1962 roku narodził się Festiwal Młodych Talentów. Pierwsza edycja trwała trzy dni, do eliminacji dopuszczono wyłącznie amatorów, a wiek wykonawców rzadko przekraczał 20 lat. Debiutująca Karin Stanek miała wówczas 16 lat. Przesłuchaniom, które odbywały się na estradzie nad jez. Głębokim, towarzyszyły liczne atrakcje związane z odbywającymi się w tym czasie Dniami Morza, m.in. widowiskowy korowód prowadzony ulicami miasta z udziałem 800 gitarzystów. Oficjalne otwarcie konkursu odbyło się na stadionie Pogoni, dalsze koncerty miały miejsce na terenie kortów tenisowych przy al. Wojska Polskiego. W kategorii zespołów główną nagrodę zdobyli Niebiesko-Czarni. Do grona najlepszych solistów zaliczono: Jerzego Barnkiewicza, Annę Cewe, Wojciecha Gąssowskiego, Ryszarda Kanię, Wojciecha Kędziorę, Helenę Majdaniec, Jerzego Malota, Sławę Mikołajczyk, Elżbietę Nycz, Grażynę Rudecką, Karin Stanek, Marka Szczepkowskiego, Jacka Ukleję, Jerzego Wiesbecka i Czesława Wydrzyckiego.

Drugi festiwal nie miał z przyczyn organizacyjnych tak spektakularnego przebiegu, jak wcześniejszy, ale również wypromował wielu utalentowanych muzyków. Wystąpili m.in.: Mikrusy, Fasolki, Niebieskie Błyskawice, Złote Struny, Żółto-Czarni, Tony (zwycięzca w kategorii zespołów), Chochoły, Kon-Tiki, Yeti i Alabama. W Złotej Dziesiątce znaleźli się: Szymon Beszlag, Zenon Bubarz, Halina Frąckowiak, Irena Grottman, Jerzy Jagusik, Kazimiera Sobczyk, Zdzisława Sośnicka, Barbara Stęporek, Lidia Szydłowska, Marianna Wróblewska. Nagrodzono także duety, w tym Mirę Kubasińską i Tadeusza Nalepę. Niestety, Władysław Gomułka bardzo się wówczas zdenerwował i złowieszczo pytał, co się dzieje w tym Szczecinie! Na trzecią edycję nie było już zgody. - Gdyby odbyła się trzecia edycja Festiwalu Młodych Talentów, to Festiwal Polskiej Piosenki nie byłby w Opolu, ale w Szczecinie – mówi Wojciech Rapa. - Jacek Nieżychowski miał świetne pomysły. A tak szczecińscy wykonawcy mieli pecha, żeby zaistnieć na rynku. Była Helena Majdaniec i tyle. Ewa Chmiecik na festiwalu Jazz nad Odrą zdystansowała Ewę Bem, ale to ta druga stała się popularna.

W Szczecinie był też świetny zespół Następcy Tronów. Członkowie zespołu byli pochodzenia żydowskiego, więc kiedy po 1968 roku zaczęła się nagonka rozpętana przez władze, zespół najpierw był źle traktowany, a potem wyjechał z kraju. – Pamiętam, w sali filharmonii, dzisiaj należącej do urzędu miasta, odbywał się mecz bigbitowy – mówi Wojciech Rapa. - Grali Święci kontra Następcy Tronów. Mecz zakończył się remisem, chociaż wszyscy wiedzieli, że powinni wygrać Następcy Tronów, bo byli lepsi. Ale organizatorzy bali się, że w czasach nagonki na Żydów, ich zwycięstwo mogłoby doprowadzić do tego, że szczecińskie gangi zdemolowałyby salę.

Szanujmy wspomnienia

Słynny lokal Sorrento został ponownie otwarty. Z tej okazji niedawno spotkali się Chłopcy z Sorrento, którzy przyjechali do Szczecina z różnych stron świata. Zagrali muzycy, którzy tutaj zaczynali karierę. - Dobrze się stało, że urodziłem się we właściwym czasie, jeśli chodzi o big beat, o Sorrento. Byłem tu. Myślę, że moimi książkami ocaliłem coś od zapomnienia w Szczecinie.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto