Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Żądają 300 tysięcy złotych za śmierć małej Zosi

Redakcja MM
Redakcja MM
Dziś Zosia miałaby dwa latka. Kilkanaście dni po urodzeniu ...
Dziś Zosia miałaby dwa latka. Kilkanaście dni po urodzeniu ... Marcin Bielecki
Dziś Zosia miałaby dwa latka. Kilkanaście dni po urodzeniu zmarła na sepsę w szpitalu na Pomorzanach.

W środę dziadkowie dziewczynki zeznawali w sądzie. Rodzina żąda zadośćuczynienia.

Zosia urodziła się w styczniu 2010 roku jako wcześniak w 30. tygodniu ciąży. Jak opowiadają jej dziadkowie, leżała w inkubatorze, nabierała sił. Było z nią
coraz lepiej. Miała już zostać przeniesiona do łóżeczka, kiedy 9 lutego umarła.

Rodzice szukali sprawiedliwości i próbowali znaleźć odpowiedź na pytanie, kto jest winien śmierci ich córeczki. Czy zrobiono wszystko, by do tego nie dopuścić? Wszczęto postępowanie, wkrótce sąd uznał, że personel szpitala jest bez winy.

Rodzice od razu złożyli zażalenie, ale poprzednie orzeczenie zostało podtrzymane. Nie można się już od niego odwołać. Adwokat Joanny Gryc, matki dziewczynki
złożył pozew o zadośćuczynienie.

– Sprawa karna zakończyła się, ale są podstawy, by pociągnąć szpital do odpowiedzialności cywilnej – mówi adwokat matki zmarłej Zosi, Patryk Zbroja. – Wiedząc o epidemii, szpital powinien zamknąć oddział położniczy już w styczniu 2010 roku. Mimo to przyjmował pacjentki. Dopiero śmierć Zosi i zainteresowanie mediów sprawiły, że tak się stało. Chcemy wypłacenia zadośćuczynienia na rzecz każdego z rodziców w wysokości 150 tys. zł. Nie są to wygórowane żądania.
Żadne pieniądze nie zrekompensują straty, ale moje sumienie nie pozwoliłoby na pozostawienie tej sprawy bez jakichkolwiek konsekwencji ze strony szpitala.

Szpital walczył z bardzo zjadliwymi bakteriami wywołującymi m.in. zapalenie płuc i sepsę przez około trzy tygodnie. Porodówka na Pomorzanach była wtedy zamknięta.

W środę w sądzie okręgowym przy ul. Piotra Skargi zeznawali Anna i Bogusław Gryc, którzy opowiadali o wizytach w szpitalu tuż przed zamknięciem oddziału.

– Córka zatelefonowała do mnie dwa dni po porodzie, powiedziała, że coś jest nie tak. Że w szpitalu panuje sepsa. Kiedy do niej poszłam, byłam przerażona tym jak jest brudno, był kurz, chodzące robaki i wałęsające się po oddziale koty, które łasiły się do każdego. Byłam w szoku – zeznała Anna Gryc, matka pani Joanny. – Warunki sanitarne i higieniczne były tragiczne.

Podczas kolejnej rozprawy przesłuchiwany ma być personel szpitala.

– Nie czujemy się winni, nie mamy ku temu powodu i są na to niezbite dowody. Nie mamy więc zamiaru płacić zadośćuczynienia, ani iść na ugodę – mówi prof. Florian Czerwiński, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w szpitalu na Pomorzanach. – Absolutnie na terenie szpitala nigdy nie wałęsały się koty. Nie wiem skąd są te informacje. W toku postępowania wszystko będziemy wyjaśniać.

ANNA FOLKMAN

– Żadne pieniądze nie zwrócą życia Zosi. Chcemy tylko, by szpital poniósł jakieś konsekwencje. Opieka nie była odpowiednia – mówi Bolesław Gryc, dziadek zmarłej dziewczynki, na zdjęciu z żoną. – Córka nie była w stanie przyjść dziś na przesłuchanie. Nie chce już tego przeżywać, my też już nie mamy na to sił. 

Fot. Marcin Bielecki

Moje Miasto Szczecin www.mmszczecin.pl on Facebook

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto