Uczcili pamięć ofiar

- Nie uczestniczyłem w wypadku, ale do dziś wspominam to wydarzenie – mówi Marian Żak. – Mogłem znaleźć się na ich miejscu.
<br>
<br>Przypomnijmy, to był tragiczny zbieg okoliczności… 7 grudnia 1967 roku o godz. 6.35 na ulicy Wyszaka wykoleił się tramwaj linii numer 6. Trzy wagony były obwieszone „winogronami” (pasażerowie jechali na zewnątrz, stojąc na stopniach). W wyniku katastrofy zginęło 15 osób, dalszych 142 odniosło rany.
<br>- Nie sposób o tym zapomnieć, to spowodowało, że w rocznicę tragedii postawiliśmy krzyż w miejscu katastrofy - mówi Edmund Glaza, przewodniczący zarządu stowarzyszenia Civitas Christiana, które zorganizowało uroczystości rocznicowe. – Chcemy w ten sposób zaznaczyć to wydarzenie. Do dziś nie możemy ustalić nazwisk ofiar. Zginęli pracownicy stoczni, którzy jechali do pracy, zginęli pracownicy MZK, czy dziś, ktoś o nich pamięta oprócz najbliższych?
<br>
<br>W planach stowarzyszenia jest spotykanie się w kolejne rocznice tragedii.
<br>- Warto byłoby zastąpić ten prowizoryczny krzyż i postawić w tym miejscu coś innego – mówi Glaza.
<br>
<br>Zanim doszło do uroczystości w katedrze odprawiono msze podczas której modlono się o ofiary tragedii. Tragedii, z której na szczęście wyciągnięto wnioski na przyszłość.
<br>Bezpośrednią przyczyną wykolejenia się składu była nadmierna szybkość, jaką uzyskał on na spadku przy dojściu do łuku torowiska. Awaria układu hamulcowego spowodowała, że nie można było zatrzymać wagonów.
<br>Zakazano jazdy składów z trzema wozami. Wprowadzono napędy elektryczne do zamykania i otwierania drzwi (w tramwaju, który uległ katastrofie ludzie wisieli w otwartych drzwiach jak winogrona). W Szczecinie pojawiły się przegubowe jelcze. Autobusy miały odciążyć linie tramwajowe. I wreszcie jedną z najważniejszych konsekwencji było zlikwidowanie torów tramwajowych na ówczesnej ulicy Wyszaka. Linię numer „6” skierowano przez ulice Matejki i Parkową.
<br>
<br>Fot. Adam Słomski