Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sąd podtrzymał wyrok w sprawie śmierci żeglarki. Kapitan trafi do więzienia

Redakcja MM
Redakcja MM
Edward P. trafi do więzienia na 2,5 roku. Został skazany za spowodowanie śmiertelnego wypadku na jachcie.

Dziś okręgowy sąd odwoławczy w Szczecinie utrzymał w mocy kwietniowy wyrok sądu rejonowego. Edward P. nie przyznał się do winy.

Niespełna 30-letnia Marta M. wypadła za burtę podczas rejsu na Zalewie Szczecińskim w styczniu 2007 roku. Kapitanem jachtu był jej przyjaciel, 50-letni Edward P.

Zdaniem sądu umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu wodnym, dopuścił, aby dziewczyna załatwiła potrzebę fizjologiczną z ławy burty, a potem nie udzielił jej pełnej pomocy.Żeglarz ma trzyletni zakaz jeżdżenia samochodami i sześcioletni sterowania statkami.

Gdy dziewczyna wypadła za burtę, próbował ją ratować, ale nie wezwał służ ratunkowych. A gdy utonęła, nie zawiadomił policji. Koleżankom dziewczyny mówił, że wysiadła w Stepnicy. Ciało Marty znaleziono kilka tygodni później nad brzegiem Zalewu.

Nie przeszkolił załogi przed rejsem, pozwolił, aby dziewczyna nie przypięła się pasami, choć jako kapitan miał prawo nawet zamknąć ją w kajucie. Pozwolił, aby na pokładzie pito alkohol. Powinien przewidzieć, że takie zachowanie może mieć tragiczne skutki - takie błędy oskarżonego wskazał sąd.

Miażdżąca dla oskarżonego była też opinia biegłego.

Wcześniej rok więzienia w zawieszeniu na 4 lata i grzywnę dostał Jacek T., uczestnik rejsu. Nie wezwał pomocy. Policję zawiadomił dopiero trzy dni po zdarzeniu, gdy naszły go wyrzuty sumienia. Wcześniej obaj ustalili, że tajemnicę zachowają na siebie. Dlatego rzeczy Marty wyrzucili do śmietnika.

Edward T. to doświadczony żeglarz. Zarabiał wożąc ludzi po Bałtyku. Ojciec czworga dzieci. Z Martą znali się od dawna. Razem żeglowali. Nie przyznał się do winy. Twierdził, że był w szoku. Na procesie milczał. Poprosił o uniewinnienie.

"Astrą" wypłynęli rano z przystani "Pogoń" w Szczecinie. Ale w dzienniku pokładowym nie ma o tym wzmianki. Jacht nie powinien w ogóle znaleźć się na wodzie. Nie miał karty bezpieczeństwa. Na pokładzie nie było radia do wezwania pomocy. Nieprzeszkolona załoga nie założyła szelek i kamizelek asekuracyjnych. Pogoda była zła na żeglowanie.

Cała trójka piła alkohol na pokładzie. Whisky i żołądkową gorzką wymieszali z herbatą. Marta wypadła za burtę ok. godz. 15. Próbowała się załatwić, bo na łodzi nie było toalety. Zdjęła ubranie. Edward P. twierdzi, że nie chciała założyć linki zabezpieczającej.

- Powiedziała, że będzie jej niewygodnie - mówił podczas jednego z przesłuchań.

Oskarżeni twierdzą, że próbowali ratować dziewczynę. Dwukrotnie podpływali do niej jachtem, ale żeglarkę znosił prąd. Rzucili koło ratunkowe.

- Nie krzyczała. Potem zniknęła pod wodą. Edek był przestraszony. Płakał. Zaproponował, żebyśmy powiedzieli, że wysiadła na brzegu, bo łódź nie miała papierów i będą kłopoty. Zgodziłem się - mówił Jacek T.

Z rejsu, już bez Marty wrócili po północy. Dzień później z jachtu zabrali rzeczy Marty.

- Chciałem skoczyć do wody, aby ratować Martę. Nie zrobiłem tego, bo Jacek nie umie sterować - mówił Edward P.

Zobacz więcej:

Śmierć żeglarki. Sąd: Winny kapitan. 3 lata więzienia

Śmierć żeglarki. Wyrok zapadnie w piątek (wideo)

Śmierć żeglarki. Biegły: Zawinił kapitan

Pożyczał jacht bez aktualnych dokumentów


Sprawa zaginięcia Marty - poznali się przez internet


Tragedia na zalewie, nie pomogli kobiecie

Moje Miasto Szczecin www.mmszczecin.pl on Facebook

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto