MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Proces Mateusza S. w Szczecinie. "Próbowałem do końca panować nad samochodem." [wideo, zdjęcia]

Redakcja MM
Redakcja MM
- Nie pomyślałem, że nadmierna prędkość może wywołać takie ...
- Nie pomyślałem, że nadmierna prędkość może wywołać takie ... Andrzej Szkocki
Dziś odbył się pierwszy dzień procesu Mateusza S., sprawcy głośnego wypadku w Kamieniu Pomorskim. Potrącił śmiertelnie sześć osób. Był pijany i pod wpływem narkotyków.

W pierwszym dniu procesu poznaliśmy zeznania i wyjaśnienia dwóch najważniejszych świadków tragedii: 27-letniego oskarżonego Mateusza S. ps. Sokół oraz jego byłej narzeczonej 27-letniej Adrianny B. Oboje pochodzą z Kamienia.

Poznali się jeszcze w gimnazjum. Parą zaczęli być dwa lata temu, a rok później zamieszkali ze sobą. On zarabiał za granica jako kierowca i budowlaniec. Ona była sprzedawczynią.

1 stycznia 2014 roku pokłóceni wrócili z imprezy sylwestrowej. Ona miała pretensje, że on za dużo pije. Na imprezie wypił kilka kieliszków wódki i drinki. Osiem lat temu był karany za jazdę po pijanemu. Próbował leczyć się z nałogu.

W nowy rok zerwali ze sobą. Postanowiła wyprowadzić się do rodziców. Gdy nie dodzwoniła się do ojca, poprosiła narzeczonego o podwiezienie jej.

- Zgodziłem się. Nie sadziłem, że jestem jeszcze pijany - mówi on.

- Nie wiem dlaczego go o to poprosiłam. Byłam zdenerwowana - twierdzi ona.

Pod klatką rodziców ujrzała smutek w oczach ukochanego i postanowiła wrócić do jego mieszkania. On ruszył szybko.

Na ul. Szczecińskiej, czyli w centrum Kamienia jechał co najmniej 80 kilometrów na godzinę, czyli 30 km/h więcej niż pozwalały przepisy.

- Milczeliśmy. Miałam wrażenie, że im mocniej płacze to on przyspiesza bardziej. To była jazda w powietrzu. Widziałam jak skręca w prawo. Potem zamknęła oczy. Pouczyłam jak auto koziołkuje. Otworzyłam oczy, gdy samochód leżał na dachu, a ktoś pomógł mi otworzyć drzwi. Przyszło mi do głowy, że może on chciał mnie zabić za to zerwanie - mówiła Adrianna B.

Chodnikiem przy ulicy Szczecińskiej szła grupa osób, w tym troje dzieci. Wyszli na noworoczny spacer. O godz. 13.20 czerwone bmw uderza prawym kołem w krawężnik i na pełnej prędkości wpada na chodnik. Pięć osób dorosłych ginie na miejscu.
9-letni chłopiec umiera w szpitalu. Dwoje dzieci trafia do szpitala. Wyjdą po kilku tygodniach.

- Próbowałem do końca panować nad samochodem. Wydawało mi się, że nie jestem pijany. Nie sądziłem, że prędkość może powodować takie tragiczne skutki - mówi Mateusz S.

Po wypadku ma tylko lekkie zadraśnięcia. Sam wydostał się z samochodu. Nieruchomo wpatrywał się w jeden punkt.

- Spojrzałam gdzie patrzy. W krzakach były ludzkie zwłoki. Powiedział, że to już koniec i, że trafi do więzienia - mówiła Adrianna B.

Miał 2,15 promila alkoholu i śladowe ilości amfetaminy i marihuany.

- Umyślnie spowodował katastrofę na drodze, mógł przewidzieć skutki takiej jazdy, umyślnie naruszył zasady ruchu drogowe siadając za kierownicę po alkoholu i narkotykach, jadąc z niedozwoloną prędkością - oskarżała prok. Bożena Krzyżanowska.

Mateusz S. przyznał się do winy.

- Ale nie zrobiłem tego celowo. Nikogo nie chciałem zabić - mówi.

W środę ciąg dalszy przesłuchań świadków. Zeznawać ma m.in. biegły z zakresu wypadków drogowych. Mateuszowi S. grozi 15 lat więzienia.

- Nigdy już nie wsiądę do samochodu. ale nie chcę iść do więzienia - mówi.

Wyrok może zapaść już w czwartek.

(mp)


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja z Kenii kontra gangi terroryzujące Haiti

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto