Czują się osamotnieni, twierdzą że nikt w Polsce i w mieście nie chce im pomóc. Jedyną szansę na ratunek widzą w nagłośnieniu ich dramatycznej sytuacji w mediach. Czarę goryczy przelała decyzja zarządu spółki o dyscyplinarnym rozwiązaniu umów o pracę z trzynastoma pracownikami. Zostali wyrzuceni za rzekomy udział w strajku okupacyjnym.
– Przerwaliśmy pracę i poszliśmy do biurowca – mówią jeden ze zwolnionych. – Wymusiliśmy spotkanie z prezesem Grzegorzem Walukiewiczem. Pieniądze z zaległych wypłat miały być wypłacone na początku listopada. Ludzie poczuli się poniżeni, dlatego przerwali pracę, ale na pewno nie było strajku.
Wielu pracowników „Polmo” jest w sytuacji bez wyjścia. Są za starzy, żeby porzucić nieuczciwą firmę i poszukać nowej pracy, a jednocześnie za młodzi, żeby pójść na emeryturę. Pozostaje wycieńczająca walka o wypłaty.
Zarabiają około 850 – 900 złotych miesięcznie utrzymując kilkuosobowe rodziny. Płace nie docierają na konta w terminie.
– Opóźnienia i wypłacanie pensji w ratach to standard – mówi Wojciech Osman, związkowiez z Solidarności’ 80. – Musimy się domagać zarobionych pieniędzy.
Polmo” płaci nieregularnie od pięciu lat. Zdaniem pracowników sytuacja pogorszyła się od kiedy firmą zarządza prezes Walukiewicz. Ostatnie zwolnienia w zakładzie oznaczają, że odejdzie połowa zatrudnionych przy produkcji.
– To będzie koniec „Polmo”, przecież na produkcji opiera się zakład, administracja jest potrzebna, ale nic nie wytwarza – twierdzi Marek Rusiecki, pracownik fabryki. – Działanie właścicieli jest jednoznaczne. Zamierzają zlikwidować zakład, żeby sprzedać teren zakładu inwestorom.
Kilkakrotnie próbowaliśmy skontaktować się z zarządem „Polmo”. Pytanie wysłaliśmy pocztą elektroniczną na adres prezesa Walukiewicza. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Mają rację!
Trudno opanować emocje słysząc o losie pracowników „Polmo”. W wyborach samorządowych żaden z kandydatów na radnych i prezydenta nawet się nie zająknął jak mógłby pomóc rozwiązać kryzys w firmie. Może byłoby to mało medialne, a przy okazji zbyt trudne. To przecież nie masa 6 tysięcy stoczniowców gotowych wyjść na ulicę, a kilku anonimowych pracowników z jakimiś tam zaległościami w pensjach. Ich dramat jest jednak równie poruszający jak los stoczniowców. Za tymi ludźmi stoją rodziny, utrata pracy. To także dramat ich żon i dzieci.
Marek Jaszczyński
Strefa Biznesu: Najatrakcyjniejsze miejsca do pracy zdaniem Polaków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?