Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Liczy się dziecięcy uśmiech

Robert Duchowski
Robert Duchowski
Za darmo przyjeżdżają do szczecińskich szpitali i domów dziecka. Chcą maluchom choć na chwilę dać odrobinę radości.

Szpital przy ul. Arkońskiej, mikołajki. Dzieci siedzą w piżamkach w szpitalnym korytarzu. Niektóre z rodzicami, niektóre same, bo akurat mama i tata w pracy. Zapatrzone w scenę, klaszczą z radością. Aż otwierają usta ze zdumienia, gdy zza kurtyny wychodzi do nich wesoły skrzacik, pomocnik Świętego Mikołaja. Skrzat uczy piosenek. Na buziach dzieci widać uśmiech. Podchodzą do sceny. Płaczą pod koniec spektaklu. Nie chcą iść do sal. Wchodzą za kulisy, dopytują. Rodzice gratulują występu. Jankiewiczowie z Pogotowia Teatralnego właśnie dali kolejne przedstawienie.

- To fajna rzecz, że dzieci mogą choć na chwilę zapomnieć o chorobie - mówi jedna z mam po spektaklu.

- Mój synek jeszcze chce śpiewać - śmieje się Monika Żochowska, mama 19-miesięcznego Wiktora.

- Nie chciał wyjść! To dziwne, raczej boi się obcych, a tu siedział sam w pierwszym rzędzie - cieszy się kolejna kobieta.

Lekarze chętnie goszczą Pogotowie w swoich progach.

- Dzięki temu szpital nie kojarzy im się tylko z czymś złym. Te spektakle wywołują uśmiech na ich twarzach. Zapominają na chwilę o nieszczęściu - tłumaczy Beata Majka, pielęgniarka oddziałowa z dziecięcego na Arkońskiej.

- Podobało mi się jak pan śpiewał – szepcze 5-letni Wojtuś. - Najbardziej podobał mi się zwierzaczek słonik. Ciekawe czy jeszcze coś dla nas zaśpiewają…


Teatr na telefon

Pogotowie istnieje od ośmiu lat. Wszystko zaczęło się od Zuzi, córki Jankiewiczów. Miała wtedy półtora roku. Stwierdzili, że właśnie nadeszła pora, aby dziecko poszło do teatru. Jednak w tym czasie żaden nie grał nic ciekawego.

- W geście rozpaczy napisałem scenariusz „Tańcowały dwa Michały”. Asia zrobiła scenografię, uszyła pierwszą lalkę - opowiada Tomek. - Wystawiliśmy w domu, przyszli sąsiedzi z dziećmi.

Pomysł się spodobał. Zaczęli wystawiać w 13 Muzach.

- Wpadliśmy na pomysł, że zaczniemy grać charytatywnie dla chorych dzieci i że staniemy się takim teatrem na telefon. Że jak dzieciom będzie źle, to szpital zadzwoni po nas, a my spakujemy się i przyjedziemy - opowiada Tomek.

Pierwszy spektakl zagrali 21 marca 1998 r. w szpitalu przy ul. Wojciecha „Tańcowały Dwa Michały”. Odczytaliśmy statut, że od teraz będzie nam przyświecać zasada „Kochać i pomagać”. Rozdzwoniły się telefony z okolicznych domów dziecka i szpitali. Gazety zaczęły pisać. Postanowili poświęcić się całkowicie pogotowiu. Tomek odszedł z teatru, Asia, wcześniej budowlaniec, zaczęła pracować nad scenografią, później sama stanęła na scenie.


Trzeba wyłączyć myślenie

Przez osiem lat do pogotowia dołączyły nowe osoby. Wśród nich są lekarze, studenci, muzycy, m.in. aktorka Olga Adamska, Bernadetta Komiago, Tomasz Kubik z zespołu Indios Bravos, Fafa, emerytka. Wszyscy mają jeden cel - rozjaśnić chorym dzieciom twarze. Bezinteresownie. Obecnie współpracuje z Jankiewiczami prawie 40 osób. Grali już we wszystkich szpitalach w Szczecinie, wyjeżdżają także poza granice miasta. Swoje sztuki zaczynali w szpitalach, gdzie dzieci nie są poważnie chore, bo trafiają tylko na kilka dni. Potem zaczęły się wizyty u dzieci chorych na raka i niepełnosprawnych.

Towarzyszą dzieciom czasem nawet przez cały czas ich rekonwalescencji. Znają je z imienia. Widzą jak choroba ustępuje, lub przeciwnie - jak dziecko gaśnie. Właśnie zaczęli swój nowy etap - grają w hospicjach domowych, dla dzieci, które właściwie czekają już tylko na godną śmierć. Bywa, że jedynym gestem podziękowania, na jakie mają siłę to lekkie uściśnięcie dłoni.

 

Jak sobie z tym radzą?

- Musieliśmy się nauczyć jak z nimi postępować. Gra się właściwie normalnie. Ale najważniejsza rzecz: trzeba wyłączyć myślenie - opowiada Tomek.

Jednak na początku nie było tak łatwo. Wspomina spektakl na onkologii w szpitalu na Unii Lubelskiej: - Siedziała przede mną piękna dziewczyna. Młoda, o cudnych oczach. Nagle zacząłem myśleć o jej chorobie, dlaczego właśnie ją to dotknęło. Zgubiłem tekst. Zupełnie nie wiedziałem, co mówić i niczego nie potrafiłem wymyślić na poczekaniu…

Także Asia pamięta swój pierwszy występ na onkologii.
- Bardzo to przeżyłam. Grałam lalkami za kurtynką. Koniec przedstawienia, a ja nie mogę wyjść! - opowiada. - Ryczę, bo nie mogę zrozumieć, dlaczego ten świat jest tak skonstruowany! Potem już inaczej reagowałam.


Sens bycia aktorem

O urlopie mogą tylko pomarzyć. Grają także u siebie w domu, Tomek sam pisze sztuki. Na swoim koncie mają kilkanaście nagród, m. in. Pro Publico Bono, nagrodę artystyczną Szczecina. Tomek dostał „Brzdąca”, a Asia zwyciężyła w konkursie „Akcja Akacja” na najbardziej aktywną kobietę zachodniopomorskiego. Właśnie otrzymali wyróżnienie „Sukces Roku 2006”. Jednak to nie nagrody są dla nich najważniejsze. Najbardziej cieszy ich kiedy przychodzą rodzice i mówią, że ich dzieci nie śmiały się tak od miesięcy.

- Metr na metr sceny i to dziecko nos w nos ze mną, to jest właśnie sens tego zawodu. Dawanie radości innym. To pozytywnie ładuje - mówi Tomek. fot. Rocznie dają ponad dwieście spektakli, prawie dzień w dzień. Zdarzają się także trzy spektakle w ciągu dnia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto