Krystyna i Roman mieszkają na Bukowym od siedmiu lat, mają dwie córeczki. Półtora roku temu rodzina się powiększyła, do mieszkania przy ulicy Beżowej wprowadził się pies. „Biszkoptowego” labradora Vasco pokochała cała rodzina, w szczególności córki, 12-letnia Karolina i 7-letnia Ada. Były zrozpaczone gdy Vasco uciekł trzy tygodnie temu.
- Byliśmy na wieczornym spacerze – opowiada Krystyna. – Po ulicach szalał jakiś samochód, robił dużo hałasu, często ostro hamował i używał klaksonu. Pies wystraszył się i uciekł.
Krystyna razem z mężem rozpoczęli poszukiwania. Do godziny 3 w nocy przeczesywali okolice. Każdego napotkanego mieszkańca prosili o pomoc. Nikt nie odmówił. Psa szukało ponad 30 osób, niestety bez skutku.
- Wróciliśmy do domu – opowiada Krystyna. – Córki były zrozpaczone, płakały, całą noc nie zmrużyłam oka.
Następnego dnia cała rodzina zerwała się o poranku. Krystyna z Romanem wzięli wolne z pracy. Razem z córkami na nowo rozpoczęli poszukiwania. Wydrukowali ulotki i plakaty.
- Jeździliśmy po całym Prawobrzeżu – opowiada Roman. – Każdej napotkanej osobie z psem wręczaliśmy ulotkę i prosiliśmy o pomoc.
Na efekty nie trzeba było długo czekać.
- Telefon się urywał – mówi Krystyna. – Cały czas dzwonili ludzie z informacjami, gdzie widzieli naszego psa.
- Ludzie informowali także, że chcą nam pomóc i na własna rękę rozpoczną poszukiwania – dodaje Roman.
Tego dnia Krystyna odebrała 60 telefonów i ponad 30 sms-ów. Każdy chciał pomóc.
- Dzięki tym informacjom mogliśmy odtworzyć trasę, jaką tego dnia pokonał nasz pies – mówi Krystyna. – Niestety cały czas nie mogliśmy go znaleźć.
Około godziny 15 do Krystyny zadzwonił kolejny mieszkaniec Prawobrzeża. Okazało się, że pies jest w Zdrojach i czeka na swoich właścicieli. Vasco znalazły dwie dziewczynki. 14-letnia Ania zobaczyła labradora pod jedną z klatek. Myślała, że to pies stojącej obok grupki chłopaków.
- Powiedzieli, że on nie jest ich i że błąka się już od jakiegoś czasu – mówi Ania. – Wzięłam więc go ze sobą, zadzwoniłam do mojej koleżanki Eweliny, aby poradziła mi co dalej zrobić.
Dziewczyny pierwsze kroki skierowały do jednego z weterynarzy.
- Chciałyśmy, aby dał nam numer telefonu do schroniska – mówi Ewelina. – U weterynarza była akurat pani, która miała ulotkę o Vasco.
Pies cały i zdrowy trafił do domu.
- To jest niesamowite jak ludzie zaangażowali się w nasze poszukiwania – mówi Krystyna. – Mówi się, że panuje znieczulica, my doświadczyliśmy czegoś innego, dobroci i wrażliwości innych ludzi.
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?