Ofiary są dobrze znane w okolicy. Garaż, w którym mieszkali, jedynie płot oddziela od noclegowni dla bezdomnych. Dwóch mężczyzn i młoda kobieta żyło tam od trzech lat. Pozostali dwaj napadnięci mężczyźni, w tym zamordowany 47-letni Stanisław P. jedynie „dochodzili”.
- Przychodzili czasem po ciepłą wodę na herbatę - wspomina Andrzej (imię zmienione), jeden z lokatorów noclegowni, który znał ofiary. – Sam czasem im zupę nosiłem, jak zostało. Ale nie chcieli tutaj przyjść, tam mieli więcej swobody. Ale awantur tam nie było raczej.
Więcej swobody oznacza przede wszystkim możliwość picia alkoholu, który w noclegowni jest zakazany. Tego w garażu podobno nigdy nie brakowało. To - zdaniem Andrzeja - mogło być jedną z przyczyn tragedii, do której doszło w czwartek około północy. Do garażu wdarło się trzech mężczyzn uzbrojonych w łopaty. Napastnicy pobili jego mieszkańców i uciekli. Rano, kiedy wszyscy wytrzeźwieli, okazało się, że jeden z nich nie żyje.
- Dwie godziny ich tłukli – relacjonuje Roman, inny lokator noclegowni, zajmujący pokój bliżej feralnego garażu. – Aż wszystko huczało.
- I nie poszedł pan zobaczyć co się tam dzieje? Nie wezwał pomocy? – pytamy.
- Miałem wyjść, żeby mnie stąd wywalili? – usprawiedliwia się. – Żałowałem, że nie mam telefonu.
W noclegowni obowiązuje cisza nocna. Po godz. 22 nie można opuszczać pokoi, a budynek jest zamykany. Dlatego nie znalazł w niej schronienia jeden z zabójców, który tuż po zdarzeniu chciał się tu dostać.
- Przyszedł jeszcze raz rano – mówi Roman. – Namoczył sobie w misce zakrwawione ubrania.
W noclegowni „Kolczyk”, bo tak nazywają go znajomi, pojawiał się już wcześniej, ale nie cieszył się wśród stałych lokatorów najlepszą reputacją.
- Agresywny był - mówią.
Drugiego z bandytów również znają. Prawdopodobnie dorabiał sobie w pobliskim skupie złomu.
Mężczyzn ujęto w mieszkaniu jednego z nich. Dwóm już postawiono zarzuty zabójstwa. Zostali też tymczasowo aresztowani. Trzeci zatrzymany okazał się nie mieć związku ze sprawą. Nadal trwają wiec poszukiwania trzeciego zabójcy.
- Sprawcy nie potrafili podać przyczyny pobicia jego mieszkańców - mówi Katarzyna Legan ze szczecińskiej policji.
Przyczyna nie jest też do końca jasna dla znajomych ofiar i sprawców.
- Adam i Paweł zawsze mieli jakieś pieniądze ze złomu, więc zawsze mieli spirytus – zgaduje Andrzej. – Może tamci przyszli niedopici, chcieli wódki, ci nie dali i tak się zaczęło.
Roman zna inną wersję. Podobno z pierwszego źródła, czyli od kobiety, która rano przyszła do noclegowni powiedzieć, co się stało i zawiadomić policję.
- Poszło o garaż – mówi. – Tamci chcieli ich wyrzucić, rozebrać i sprzedać. No a ci nie chcieli się zgodzić. Podobno już dawno za nimi chodzili.
- Jakieś 500 zł by za niego dostali – szybko oblicza inny mężczyzna.
W wersję awantury o złom, a tym bardziej kłótni dwóch wrogich band, nie wierzy pracownik pobliskiego skupu złomu.
- Wszyscy tu chodzili, rozmawiali ze sobą, każdy miał swoje miejsce i nigdy nie było problemu – mówi. – A tu nagle mieliby się o to pozabijać? Szkoda gadać…
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?