Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Z ojca należy zrobić drania”

Robert Duchowski
Robert Duchowski
- Miałem 11 zarzutów prokuratorskich, pobrane odciski palców i zdjęcia na policji, jak kryminalista – wspomina Dariusz Kosicki, który wiele lat walczył o to, żeby mógł się widywać z dziećmi. – Byłem przerażony.

Wszystkie sprawy wyglądają podobnie: rozwód, matka dostaje opiekę nad dzieckiem, a ojciec prawo do kontaktów przez dwa weekendy w miesiącu. Potem albo ludzie się dogadują, albo zaczyna się walka, w której stawką jest dziecko.

Urodziny córki

Dariusz Kosicki rozwiódł się w 1995 roku. Sprawa rozwodowa potoczyła się bardzo szybko. Bez orzekaia o winie. Jego syn miał wtedy 14 lat, córka 5. Zanim sąd orzekł rozwód, oboje rodzice mieli równe prawa do dziecka. Córka pana Dariusza sama zadecydowała, że chce z nim być. Około trzy miesiące mieszkali razem, a potem były jej urodziny…

- Moja rodzina przyniosła dziecku praktyczne prezenty, a rodzina żony zabawki – mówi Dariusz Kosicki. – Zagadywali córkę, zachęcali, żeby poszła do mamy na kilka dni. Poszła. Wiedziałem, że już nie wróci.

Po urodzinach ojciec spotkał się z córką kilka razy. Na placu zabaw przewróciła się i złamała kość. Zrobiła się afera. To był koniec kontaktów z dzieckiem.

- Nigdy nie zaprowadziłem córki do pierwszej klasy – mówi pan Dariusz. – O jej komunii dowiedziałem się przypadkowo i tylko dlatego mogłem pójść do kościoła. Kiedy przychodziłem do niej do domu żony, przyprowadzano mi córkę, ale ona nie chciała ze mną już nigdzie chodzić. Dlaczego miałaby to robić, skoro mama, babcia, dziadek patrzyliby na nią krzywo, gdyby gdzieś poszła z tatusiem. Stała sztywno i się nie odzywała. Potem już nie miałem tyle siły, żeby chodzić do tamtego domu. Dzwoniłem tylko i pytałem czy wyjdzie.

Zaczyna się walka

Gdy Dariusz Kosicki przychodził do dzieci w wyznaczonym przez sąd terminie słyszał, że z różnych powodów nie może się z dzieckiem zobaczyć. Założył więc sprawę o utrudnianie kontaktów z dzieckiem. I wtedy się zaczęło.

- W takiej sytuacji z ojca trzeba za wszelką cenę zrobić drania – mówi pan Darek. – Oskarża się go o najgorsze rzeczy. Dowiadywałem się za to, że piłem, biłem, awanturowałem się. Miałem 11 zarzutów prokuratorskich, pobrane odciski palców i zdjęcia policyjne, jak kryminalista.

Adwokaci twierdzą, że to standard. Na przykład teściowa zeznaje przed sądem, że zięć ją wyzywał od najgorszych albo bił, a teść to potwierdza. Każdy każdemu potwierdza zeznania. Jeśli cała rodzina żony występuje przeciwko ojcu, trudno udowodnić, że to nieprawda.

Pan Darek się nie poddawał. Przyprowadzał własnych świadków na komisariat. Policjanci na niego krzyczeli, że utrudnia im pracę, dzielnicowy miał go dość, a on dalej swoje.

Nie można mieć dość

Przykre doświadczenia spowodowały, że pan Darek założył Zachodniopomorskie Stowarzyszenie Obrony Praw Ojca. Tu dzielił się doświadczeniami z innymi ojcami, radził, chodził na rozprawy sądowe jako mąż zaufania. To on mówił przestraszonym ojcom, żeby się nie przejmowali odciskami palców, żeby mieli cierpliwość i walczyli do końca. Przede wszystkim nie należy brać adwokata. On zajmuje się głównie pisaniem pism, a takie pismo można napisać samemu, wzory można znaleźć w literaturze fachowej. Adwokat będzie robił wszystko, żeby jak najszybciej zakończyć sprawę. Podejdzie do sprawy bez serca, bo ze sprawy o utrudnianie kontaktów nie będzie miał dużych pieniędzy. Doświadczenie ojców ze Stowarzyszenia bardziej przydawało się na sali sądowej niż adwokat. 

- Największą pracę zajmowała nam weryfikacja ojców - mówi Dariusz Kosicki. - Nigdy nie pomagaliśmy ojcu, którego nie sprawdziliśmy. 

Do stowarzyszenia przychodziły też matki i żony z prośbami, żeby namówić ojca do kontaktów z dzieckiem, bo dziecko tęskni.

- Prawda jest taka, że większość facetów to dranie, którzy naprawdę nie zasługują na kontakty z dziećmi - uważa pan Darek. - Ale są tacy, którym zależy. Niektórzy koledzy poddawali się, mieli dość, ale ja twierdzę, że w takiej sprawie nie można mieć dość.Tych spraw trzeba pilnować. Dużo było chłopaków, którzy nie dali rady psychicznie, zaczęli pić. Nic dziwnego, trudno to wytrzymać. To jest wojna, na której ani na chwilę nie można spuścić przeciwnika z oczu.

One się z tego śmieją

W większości wypadków po rozwodzie dzieci powierza się matkom. Stowarzyszenie się z tym godzi i nie walczy. Walczy za to z utrudnianiem kontaktów z dziećmi. Chodzi o to, żeby oboje rodzice mieli wpływ na wychowywanie dzieci. Ojcowie twierdzą, że kary za utrudnianie kontaktów są zbyt niskie.

- Ja tego nie rozumiem, jest wyrok sądu, a matki nic sobie z tego nie robią, nie stosują się. One się z tego śmieją, jak to możliwe – pyta Dariusz Kosicki. – A co robi w tej sytuacji sąd? Grozi paluszkiem.

Karą za utrudnianie kontaktów z dzieckiem jest grzywna do 5 tys. zł. Z praktyki sądowej wynika, że najczęściej to kwota 1000-2000 zł. Najgorsze, że proces w polskim sądzie trwa nawet półtora roku. Przez ten czas kontakty z dzieckiem nie są zabezpieczane.

- Nie mamy odpowiednich przepisów, żeby w trakcie procesu zmusić matkę do wydania dziecka – mówi Elżbieta Zywar, rzecznik Sądu Okręgowego w Szczecinie. – Jedyne co możemy zrobić, to ukarać grzywną wydając wyrok. Trzeba zmienić przepisy, żeby zmienić tę sytuację.

Dałem już sobie spokój

Stowarzyszenie przestało już działać, ale pan Darek w dalszym ciągu doradza, bo ma duże doświadczenie w takich sprawach. 

- Ludzie do mnie przychodzą i proszą o pomoc, więc pomagam - mówi. - Jeśli ktoś ma tyle cierpliwości, żeby czekać rok czy dłużej, to decyduję się pomóc. Ja sam dałem już sobie spokój. Starałem się kontaktować z dziećmi, pamiętałem o ich urodzinach, a one nie chciały mieć nic wspólnego ani ze mną, ani z moją rodziną. Nawet jeżeli według nich ja jestem draniem, pijakiem, to czy moja rodzina też? Nie rozumiem, jak można odrzucić całą rodzinę ojca. Czasami jeszcze mnie to boli, ale mam już nową rodzinę i wspaniałego 5-letniego syna i teraz myślę o nim. Szkoda tylko, że nie zna swojego przyrodniego rodzeństwa.

W sądzie takich spraw jest sporo.Raz pokrzywdzoną stroną jest matka, raz ojciec.

- Jedni i drudzy sobie dokuczają. Jest prawidłowość w tego typu sprawach, że ludzie robią sobie na złość, nie licząc się z dobrem dziecka. Dziecko jest tylko marionetką – twierdzi Elżbieta Zywar.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto