Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wspominamy mistrza Waleriana

Marek Jaszczyński
Marek Jaszczyński
10 października mija piąta rocznica śmierci Waleriana Pawłowskiego, człowieka wszechstronnego, kompozytora, dyrygenta, nauczyciela, wielbiciela motocykli i boksu.

- O Walusiu można opowiadać godzinami – mówi Izabela Pawłowska, wdowa po panu Walerianie. – Był człowiekiem wielu zainteresowań, barwna i nad wyraz ciekawa osobowość. Kochał muzykę, przyrodę, zwierzęta: miał swojego ukochanego jamnika Hipolita. Interesował się fotografią, motocyklami i co tu ukrywać boksem.

Przygoda z muzyką Walerian Pawłowski urodził się w 1920 roku, w Kielcach, ale jego rodzice rok później wyjechali do Poznania. Z domu rodzinnego wyniósł zamiłowanie do muzyki: matka ukończyła klasę fortepianu konserwatorium muzycznego we Lwowie i w Wiedniu. Ojciec grał także na fortepianie. Nie dziwi więc, że zaczął przygodę z muzyką: poznańska niższa szkoła muzyczna, chór katedralny. W czasie okupacji studiuje konspiracyjnie prawo.

Strach przed sekcją

Powody, dla których porzucił karierę prawnika, wyjaśnił w żartobliwy sposób w swoim życiorysie:

„Studia prawnicze trwały krótko, aż do momentu, kiedy Pawłowski nierozważnie otworzył podręcznik medycyny sądowej, obejrzał zamieszczone w nim obrazki i dowiedział się, że wypadnie mu asystować przy kilku sekcjach. Merci.”
W 1951 r. ukończył studia w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej na wydziale teorii, kompozycji i dyrygentury i rozpoczął pracę z Bydgoską Orkiestrą Radiową.

- Od stycznia 1954 roku związał się ze Szczecinem i pracował jako dyrygent i konsultant programowy – mówi pani Izabela. – Popularyzował muzykę poważną, chyba wielu szczecinian pamięta jego spotkania szkolne.

Szaleństwa na junaku

We wspomnieniach Ludwiki Mitkiewicz, mistrz Walerian jawi się jako człowiek pełen humoru.

- Byłam jego studentką, pamiętam, że zaczynał zajęcia dowcipem i tak samo je kończył – mówi pani Ludwika. – Był niezwykle życzliwy dla studentów. Gotowy do pomocy.
Mistrz Walerian miał również inne pasje.

- Miał srebrnego junaka, na którym szalał – mówi pani Izabela. – Był pasjonatem szczecińskich crossów. Pamiętam, gdy jechaliśmy z Poznania na motocyklu – spieszył się na wyścig – mieliśmy wypadek, Waluś upadając kolanem wołał odnieść ranę, niż uszkodzić swój ukochany motocykl. Poza tym, wstyd przyznać, lubił oglądać walki bokserskie.   

Oświadczył się

Anegdotycznie wygląda wspomnienie pani Pawłowskiej dotyczące tego jak poznała swojego przyszłego męża.

- Zawsze otaczał go wianuszek dziewczyn – mówi. -  Szanowałam go, ale nie interesował mnie. W czasie przedstawienia mój partner zaniemówił – nie wiem, co się stało – ale Walerian dokończył jego partię, podziękowałam mu. Później przyjechał do moich rodziców i oświadczył się. Niczego się nie spodziewałam. Taki był Waluś. W każdym małżeństwie dochodzi do sprzeczek. Pamiętam, że gdy dochodziło do takich sytuacji to nie potrafił przeprosić. W zamian obejmował mnie i całował. 

Fot. Archiwum prywatne

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto