Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Woził prezydenta Zarembę

Robert Duchowski
Robert Duchowski
Miał 19 lat , a w takim wieku człowiek łatwo podejmuje ryzykowne decyzje i tak wyjechał do Szczecina. Był 1945 rok. Jako kierowca jeździł z prezydentem Piotrem Zarembą.

W 1945 roku był w rodzinnej Wrześni. To tam dotarł apel Piotra Zaremby, aby jechać do polskiego Szczecina. Decyzję ułatwiło to, że w tym czasie w Szczecinie przebywał jego brat, który służył w Wojskach Ochrony Pogranicza.

„Tu mieszka Polak”

- Dojechałem do Gumieniec i zamieszkałem u brata w mieszkaniu przy ulicy Piotra Skargi – mówi Józef Serdyński. – Pamiętam, że na drzwiach wisiała tabliczka „Tu mieszka Polak”. Nie wiadomo skąd udało się załatwić tablicę z orłem w koronie. Szczecin przedstawiał wówczas tragiczny obraz. Miasto paliło się, dochodziło do strzelanin, nie brakowało szabrowników.

Pierwszą pracę podjął w warsztacie samochodowym przy ulicy Niemcewicza. Zaczął pracować od 1 sierpnia 1945 roku.

- Znałem się na mechanice i miałem prawo jazdy, które zrobiłem jeszcze we Wrześni – mówi. – Zatrudnił mnie pan Jakubowski, który remontował i sprzedawał samochody. Pracowałem tam do czerwca 1946 roku. Potem znalazłem pracę w miejskiej radzie narodowej. Był to samodzielny referat samochodowy.

Jako kierowca woził wiceprezydentów oraz samego Piotra Zarembę, który miał co prawda własnego kierowcę, Kazimierza Goślara, ale w zastępstwie jeździł Józef Serdyński.

- Kazik to był wyjątkowy kierowca. Jeździł bardzo ostrożnie, dbał też o samochód, nieustannie pucował go na postojach. Zastępowałem go, gdy nie mógł jechać z panem Zarembą – mówi Serdyński.

Prezydent wjechał w kury

Podczas podróży do Koszalina wydarzyła się jedna z przygód, którą wspomina do dziś.

- Jechaliśmy przez wioskę koło Złocieńca – wspomina pan Józef. – Wóz prowadził pan prezydent. Samochód pędził i nagle wjechaliśmy w stado kur. Kilka kur nie przeżyło. „Synku idź do gospodarza i spytaj, ile mamy zapłacić za szkody” – usłyszałem od prezydenta. Wyszedłem z samochodu, a przed chałupą stał gospodarz. Myślałem, że będzie zły. Tymczasem on mnie zaskoczył słowami: „Panie, jak dobrze, bo dawno rosołu nie jadłem!”. Mimo to zapłaciliśmy podwójną stawkę gospodyni.

Pan prezydent Zaremba, bo tylko tak mówi Józef Serdyński o pierwszym polskim prezydencie, jawi się w jego wspomnieniach jako człowiek przystępny, który interesował się losem swoich pracowników.

– Był układny, interesował się tym, jak dajemy sobie radę w tych ciężkich czasach – dodaje pan Józef.

Pan Józef jeździł również z gotówką, takie podróże odbywał z kasjerem do banku, przy dzisiejszej ulicy Starzyńskiego.

- Z tyłu, ale niezbyt dyskretnie jechała za nami bezpieka – opisuje wydarzenie. - Potem wracaliśmy do kasy miejskiej. Zamiast wjechać od razu do urzędu, robiłem rundę wokół Jasnych Błoni i gubiłem ich. Było śmiesznie, chociaż mieli do mnie pretensje.

Poczuli strach

Oprócz śmiesznych sytuacji nie brakowało też takich, które mrożą krew w żyłach. Było to w czasie podróży z dyrektorem zieleni miejskiej, Kozłowskim. Podróż odbywała się wieczorem. Zamiast jechać dookoła przez Gumieńce, pan Józef zaproponował skrót przez cmentarz. Jechali w dół aleją. Nagle z boku na drogę wyszło dwóch uzbrojonych ludzi. Dali znak, żeby się zatrzymać. „Józiu już po nas” – usłyszał od pasażera.

- Wtedy dałem kierunkowskaz w prawo, a skręciłem w lewo – mówi Józef Serdyński. – Zacząłem zmieniać światła i jechać slalomem. To ich widocznie zdezorientowało. Udało się uciec, ale potem długo jeszcze błądziliśmy po alejkach cmentarnych, zanim znaleźliśmy właściwą drogę. Kto to był? Nie wiem do dziś.

W podobnym stylu jest utrzymana druga opowieść pana Józefa. Brat odprowadzał go z ulicy Piotra Skargi do mieszkania przy ul. Księcia Barnima. Chodzenie wieczorem w pojedynkę nie należało do najbezpieczniejszych.

- Nagle wokół nas rozpętała się strzelanina - opowiada . – Nie wiadomo skąd zaczęły padać strzały. Wskoczyliśmy w ruiny. Brat dał mi pistolet, leżeliśmy cicho, obserwując najbliższe otoczenie. Nikt do nas nie podszedł, ale przeleżeliśmy tak do rana.

To były maszyny

We wspomnieniach nie brakuje wypowiedzi na temat ówczesnych samochodów. Samochody były najróżniejsze, pochodziły z demobilu wojskowego, sporo z okupowanych terenów. Do najlepszych należał francuski citroen BL 11. - To był szybki i niski samochód o pięknej sylwetce – wyjaśnia Serdeński.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto