Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tylko przywieź coś z „Dany”!

Robert Duchowski
Robert Duchowski
Mogłoby zaczynać się jak w bajce. Była w Szczecinie firma, o której ubiorach marzyły wszystkie Polki.

Dana rozsławiła Szczecin w kraju i zagranicą. Była rozpoznawalną marką, znakiem firmowym miasta.

Kalesony dla żołnierzy

Początki wcale nie były takie różowe. Sięgają pierwszych lat powojennych i nie wróżyły późniejszego sukcesu. Zakład konfekcyjny rozpoczął działalność już w październiku 1945 roku, przy ulicy 5-Lipca. Panie szyły kalesony dla żołnierzy i mundury dla kolejarzy. W następnych latach doszła odzież robocza i koszule flanelowe, które były pierwszym towarem eksportowym. Zmieniła się też nazwa na Zakłady Przemysłu Odzieżowego im. 22 Lipca. Dopiero w roku 1967 lipcową datę zastąpiło słowo „Dana”.

Nowoczesna fabryka

Dana to nikt inny, tylko Domicela Mazurkiewicz, do której w ten sposób zwracały się koleżanki. Rok po wojnie zaczęła pracę jako szwaczka. W pięć lat później została dyrektorem i była nim przez trzydzieści jeden lat. Staż imponujący i dziś nie spotykany. To dzięki niej niewielki zakład konfekcyjny przeobraził się w nowoczesną fabrykę odzieżową. „Dana” stała się wizytówką Szczecina, dyktatorem mody dziewczęcej i kobiecej. Ubierała miliony kobiet. Na krajowych i zagranicznych targach zdobywała nagrody i medale. W najlepszych latach zatrudniała ponad 3,5 tysiąca osób.

Dawne pracownice mówią, że Domicela Mazurkiewicz potrafiła nowocześnie kierować firmą. Umiała współpracować z ludźmi, zarazić ich swoim entuzjazmem. Z jednakową troską dbała o jakość produkcji, wyniki ekonomiczne i o kilkutysięczną kobiecą załogę. Dla wielu kobiet była jak matka.

Sukienki typu „chłopki”

Sukces Dany to także zasługa jej projektantek: Zofii Zdun-Matraszek, Izy Górskiej- -Wójcik, Haliny Karpińskiej. To one tworzyły nowe kolekcje.

Przełom w produkcji nastąpił w połowie lat 60., gdy Zofia Zdun–Matraszek wymyśliła sukienki typu „chłopki”.

– Wymyśliłyśmy je w trójkę – prostuje projektantka. – Była to cała seria sukienek na motywach ludowych. Zgrabne, kolorowe, dziewczęce. Bardzo się spodobały, przebojem wzięły rynek. Szybko okazało się, że rozpoczęły nowy etap w historii zakładów. Zaczęliśmy się specjalizować w szyciu odzieży dziewczęcej i kobiecej.

Bananowe i kwiaty polskie

W ślad za „chłopkami” w następnych latach narodziły się kolejne kolekcje. Prawdziwą furorę zrobiły słynne i wówczas bardzo modne spódnice bananowe. Bardzo podobały się sukienki z brązowo-białej pepitki, ozdobione falbankami, białymi koronkami lub kolorowym haftem. Piękna była kolekcja sukienek pod nazwą „kwiaty polskie”. Kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy rozeszło się błyskawicznie. Podobnie było z inspirowanymi folklorem kolekcjami kurpiowską i piastowską. Jak świeże bułeczki rozchodziły się ubiory szyte z tweedu, lnu, jedwabiu. Klientki szturmowały sklepy, pilnowały dostaw. Rodziny i znajomi z Polski prosili krótko: „przywieź coś z Dany”. Nawet nie określano co, bo wszystko z tej firmy było modne, niepowtarzalne, w dobrym gatunku i starannie wykończone.

Własne buty i dodatki
Krystyna Rynkun, dziś stomatolog, na początku lat 70. była modelką w „Danie”.

– Byłam studentką medycyny i dowiedziałam się, że „Dana” organizuje nabór dziewcząt do prezentacji jej ubiorów –wspomina Rynkun. – Nawet się nie zastanawiałam, bo już wtedy „Dana” była znaną firmą a jej stroje bardzo się podobały. Były rozpoznawalne, miały swój styl. Dziś modelki mają do dyspozycji sztab stylistów, wizażystów, fryzjerów. Wtedy czegoś takiego nie było. Same się malowałyśmy, czesałyśmy, przynosiłyśmy własne buty, dodatki. Same uczyłyśmy się chodzić na wybiegu. Nawet nie wiedziałyśmy, że może być inaczej. Prezentowałyśmy stroje na targach i giełdach odzieżowych, na pokazach w Warszawie, w Opolu w czasie festiwalu piosenki. Tych kilka lat z „Daną” to była ciekawa przygoda.

„To lubię”

W„Danie” zawsze wielką wagę przywiązywano do jakości tkanin i dodatków.

– Wraz z dyrektorem handlowym Ryszardem Rybarskim jeździliśmy po całej Polsce w poszukiwaniu odpowiednich tkanin i dodatków – opowiada Zofia Matraszek. – Znaliśmy prawie wszystkie fabryki. I wiele z nich widząc co i jak szyjemy zgadzało się produkować na naszą wyłączność. Piękne tkaniny mieliśmy z Białegostoku, koronki i hafty z Kalisza, jedwabie zMilanówka, tweedy z Bielska Białej.

W słynnej akcji „To lubię” uczestniczyła cała Polska. Zofia Zdun-Matraszek zaprojektowała kilkadziesiąt strojów na różne okazje. Rysunki zamieszczały gazety. Czytelniczki wybierały. „Dana” była zawalona stosami listów. Ubiory, które zdobyły najwięcej głosów zostały uszyte. Sukienki, spodnie, spódnice i bluzki były potem sprzedawane w warszawskich Domach Towarowych Centrum. I trzeba było widzieć te tłumy szturmujące stoiska. To wtedy mówiono, że Barbara Hoff dyktuje modę wWarszawie (słynny Hoffland w DT Centrum) a Zofia Zdun-Matraszek – w Szczecinie. I obie ubierają całą Polskę.

Wspomnienia z szafy

W latach 80. na emeryturę odeszła Domicela Mazurkiewicz. Zostawiła kwitnącą firmę. Zofia Zdun-Matraszek już od wielu lat nie projektuje. Za to chętnie staje przy sztalugach. W trudnych nie tylko dla przemysłu odzieżowego latach 90., „Dana” ciągle sobie radziła jako przedsiębiorstwo państwowe. Ale nie oparła się naciskom ministerstwa na prywatyzację. Fatalnie ją przeprowadzono, fatalnie wybrano inwestora. Kolejne przekształcenia tylko firmę pogrążały. Dziś został tylko szyld i wspomnienia, a w niejednej szafie jakaś sukienka lub kostiumik.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto