Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tragedia, która wstrząsnęła całym miastem

Robert Duchowski
Robert Duchowski
Zamieńmy się miejscami - powiedział do mnie kolega. - Gdybym ustąpił może dziś on opowiadałby tę historię - mówi Henryk Gurtowski, który był najbliżej tragicznych wydarzeń Dni Morza 1972 roku.

W tym roku od tragedii mija 35 lat. Henryk Gurtowski dopiero teraz odważył się złożyć kwiaty i oddać hołd kolegom, którzy nie mieli tyle szczęścia, co on. Żyje i mimo starań nie może zapomnieć tego dnia.

Miało być z pompą

Była jednostka wojskowa przy ulicy Mickiewicza, na Pogodnie. Tutaj 21-letni Henryk Gurtowski odbywa służbę wojskową. Jest 30 czerwca 1972 roku. Na porannym apelu dowiaduje się, że z kolegami zostaje wyznaczony do zadania poza jednostką. Sierżant wskazuje ich palcem, być może wybór był przypadkowy.

- Nawet nie wiedzieliśmy, co to dokładnie ma być – wspomina. – Cieszyłem się, że będzie chwila odpoczynku i przy odrobinie szczęścia spotkam się z siostrą. Później dowiedziałem się, że mamy uświetnić Dni Morza wystrzałem z armaty.

Miało być z pompą i fajerwerkami. 250 zaproszonych artystów, tysiące szczecinian i coś ekstra. Żołnierze w odświętnych strojach poślą salwę w powietrze.
- Miasto gościło takie persony jak Olszowski, czy Jaroszewicz (wysocy rangą członkowie PZPR) – mówi pan Henryk. - Wszystko musiało być zapięte na ostatni guzik. Nie było mowy o pomyłkach, czy niedociągnięciach.

Stykali się łokciami

Pierwsza próba wystrzału była około godziny 13. Wszystko poszło zgodnie z planem. W hałaśliwej atmosferze mijały kolejne godziny. Aż do 19, kiedy miała paść kolejna salwa ze średniowiecznej armaty.

- Kolega Janek prosił mnie, żebyśmy się zamienili miejscami – mówi. – Nawet nie zależało mi, gdzie stoję, ale jakoś nie chciałem się zgodzić. Ostatecznie pozostaliśmy na swoich miejscach.

Stali blisko siebie, niemal stykali się łokciami. To miał być kulminacyjny moment.

- Wtedy zaczęliśmy przygotowywać się do strzału na tarasie Zamku. Nic nie wskazywało, że coś pójdzie nie tak.

Potężny huk i eksplozja przerwała sielankową atmosferę. Proch rozerwał lufę działa, poleciały kamienie. Krzyk ludzi. Zaraz potem odłamki lecące wprost na żołnierzy i tłum. Jeden dosięgnął kobiety, która przechodziła obok kościoła Piotra i Pawła. Straciła nogę prawie 200 metrów od Zamku. Wielu ludzi zostało rannych. Żołnierze nie mieli tyle szczęścia.

- W pierwszej chwili zobaczyłem Janka, leżał na ziemi. Wiedziałem, już, że nie zdołam mu pomóc. Drugi żołnierz był cały we krwi, brakowało mu części ciała – wspomina pan Henryk. – Dopiero później dowiedziałem się, że zmarł w drodze do szpitala.

Henryk Gurtowski zdrowie stracił na zawsze.

Przemilczeć, zapomnieć

Władze chciały zatuszować sprawę. Lakoniczne notatki w prasie, suche wiadomości i cisza. Ci, którzy przeżyli zostali sami. Zapomnieć. Tak brzmiało słowo, które miało rozwiązać wszystkie problemy. Spekulacje, że była to próba zamachu na Gierka, tylko podsycały plotki i chorą sytuację.

- W tamtych czasach można było pomarzyć o pomocy psychologa – mówi pan Henryk. – A ja przeżywam te chwile nawet po tylu latach.

Został w Szczecinie i mieszka tu do dziś. Koło Zamku przechodził tysiące razy. Ale nigdy nie był w miejscu tragedii, nie miał odwagi. Pamiątką po tragicznych wydarzeniach są dla niego bypassy i problemy ze wzrokiem.

- Musiałem zapomnieć o swoich marzeniach, wiedziałem, że nie będę już marynarzem – mówi. - Musiałem zacząć radzić sobie od nowa.

Dla przyjaciół

1 lipca 2007 minęło 35 lat od wydarzeń 1972 roku. Na tarasie Zamku turyści podziwiają panoramę i robią zdjęcia. Niewielu pamięta o tragicznej rocznicy, niektórzy nawet o niej nie słyszeli. Pan Henryk, z naręczem kwiatów, zniczem i pamiątkową tablicą, którą sam wykonał zbliża się do miejsca, które na zawsze zmieniło jego życie.

- Dziś to, co mogę dla nich zrobić, to nie pozwolić, aby pamięć o moich przyjaciołach zanikła – mówi były żołnierz. – Złożyć kwiaty i pomodlić się za nich. Niewielu nas zostało.

W tragedii zginęły dwie osoby, osiem zostało poważnie rannych. Kilka innych odniosło powierzchowne rany. Do dziś nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, kto zawinił.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto