Z grupą zapaleńców górskich, z pomocą Polskiego Klubu Alpejskiego, pan Ryszard pojechał na własne oczy zobaczyć i sprawdzić to wszystko, o czym wcześniej tylko czytał. Jednak najpierw, w celu aklimatyzacji śmiałkowie udali się na kilkudniowe safari, gdzie udało im się podpatrzeć tzw. wielką piątkę: lwa, lamparta, słonia ,żyrafę i hipopotama. Nasyceni pięknem krajobrazów jadą pod Kilimandżaro, gdzie na turystów czekają już przewodnicy, tragarze, kucharze.
- Nie ma możliwości zdobycia góry bez tej grupy towarzyszącej – wyjaśnia pan Ryszard. – Wszystkie wyprawy muszą mieć wykupionych tragarzy, kucharzy i przewodników.
Wejście na Kilimandżaro przewidziane było na sześć dni, w tym jeden dzień dodatkowej aklimatyzacji na wysokości 3780 m n.p.m.
– Ten jeden dzień zwiększa możliwość zdobycia szczytu do 80 proc. – wyjaśnia podróżnik.
Zdobywcy przepakowują plecaki zabierając tylko najpotrzebniejsze rzeczy: krem i okulary przeciwsłoneczne, ubranie na zmianę, suchy prowiant. Pozostałe rzeczy poniosą na głowach tragarze. Po załatwieniu formalności ruszają na podbój Kilimandżaro.
- Szliśmy bardzo wolno lasem deszczowym pełnym porostów i lian, po których skakały krzykliwe małpy – relacjonuje pan Ryszard. - Po 6 godzinach doszliśmy do Mandara Hut – pierwszego obozu na wysokości 2780 m. n. p. m. Drugiego dnia wychodzimy z lasu. Drugi obóz znajduje się na wysokości 3700 m n.p.m. Na tej wysokości niektórzy zaczynają odczuwać bóle głowy, inni mają problemy żołądkowe. Następny dzień na szczęście przeznaczony jest na odpoczynek i aklimatyzację.
W międzyczasie podróżnicy spotykają inne osoby wracające już ze szczytu. Ciekawość, jak jest na górze, nie daje im spokoju.
- Rozmawiamy z tymi co zeszli, złaknieni informacji, myśląc że to pomoże nam zdobyć szczyt. Niestety takie rozmowy bardziej szkodzą niż pomagają: w głowie robi się mętlik a natłok informacji nie daje spać.
Następny przystanek grupa ma już na wysokości 4700 m n.p.m. Stamtąd, po krótkim odpoczynku, o północy, rozpoczyna się atak na szczyt.
- Kiedy ruszamy jest bardzo ciemno, tylko latarki czołówki oświetlają nam drogę – relacjonuje zdobywca. - Jest nas jedenastu i trzech przewodników. Idziemy jeden za drugim. Światło latarki tworzy okrąg, w środku którego widzę tylko buty osoby idącej przede mną. Staram się iść jej śladami. Idziemy bardzo wolno a mimo to słyszymy powtarzane przez przewodnika do znudzenia: pole, pole, co znaczy: wolno, wolno. Idziemy wolno ale równym tempem, bez zatrzymywania się: lewa noga, kijek, prawa noga, kijek - i tak 8 godzin.
Droga robi się stroma. Zdobywcom doskwiera też niska temperatura. Jednak wraz ze wschodem słońca docierają do krawędzi krateru.
- Jesteśmy potwornie zmęczeni, ale szybko o tym zapominamy bo przed nami przepiękny, zapierający dech w piersiach widok: lodowiec w którym przegląda się wschodzące słońce – wspomina Tunkiewicz.
Ta chwila zapomnienia nie oznacza jednak końca drogi. Do szczytu Uhuru Peak jeszcze 200 metrów. W praktyce – dwie godziny marszu.
- Na tej wysokości każdy krok to gigantyczny wysiłek, to walka z samym sobą – mówi pan Ryszard. – Ale udało się: idąc brzegiem krateru, zmagając się z niedoborem tlenu, słaniając się z wysiłku, o godz.7.30, jako czwarty z naszej grupy zdobyłem Uhuru Peak - Szczyt Wolności o wysokości 5895 m n.p.m. Mój najwyższy zdobyty szczyt!
Pan Ryszard nie ukrywa, że ma 58 lat i był najstarszym członkiem swojej grupy. Cały czas chce pokazywać, że również ludzie w tym wieku mogą być aktywni i dokonywać wielkich rzeczy.
Przez całe życie odwiedził dziesiątki krajów. Samotnie przemierzył pieszo morską granicę Polski. Zdobył najwyższy szczyt Europy – Mont Blanc. W lipcu wspiął się również na górę Ararat w Turcji.
58-latek sumiennie przygotowuje się do każdej podróży, przede wszystkim fizycznie. Codziennie trenuje: biega i pływa. Może również pochwalić się olbrzymią wiedzą o każdym z odwiedzanych miejsc. Teraz przygotowuje się do pieszej wyprawy do Lwowa. W dalszej przyszłości chce objechać samochodem cały świat.
Burze nad całą Polską
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?