Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szczecin: 7-letni Franek zdobył Rysy

Redakcja
Od najmłodszych lat Franek Kapuściński chodzi razem ze swoim tatą po górach. W tym roku udało mu się wejść na najwyższy szczyt Polski - Rysy.

Warto dodać, że wszedł na Rysy również po słowackiej stronie, gdzie Tatry są wyższe.

Zbigniew Kapuściński jest bardzo dumny ze swojego syna, który podziela jego pasje i chce zdobywać najwyższe szczyty górskie na świecie. To już trzecie pokolenie męskiej linii rodziny Kapuścińskich, które chodzi po górach.

Pierwszy szczyt

Pierwszą górą, na jaką samodzielnie wszedł mój Franek było Wzgórze Akademickie w Podjuchach. Był wtedy bardzo mały.

Kiedy Franek miał 2,5 roku wszedł razem z tatą na Nosal. To, co zapamiętał z tej wspinaczki to były mandarynki i banany, które zjedli na szczycie.

W Dusznikach Zdroju 4-letni Franek przeszedł z tata kilka ciekawych szlaków. Przeszli wtedy razem labirynty skalne w Górach Stołowych Polski i Czech.

Jako 4-latek Franek zdobył Giewont i był z tego bardzo dumny. Kosztowało go to wiele wysiłku, zwłaszcza, że większość szlaku znajdowała się jeszcze pod śniegiem. Jednak rozpierała go duma, że pokonał swoich rodziców. Jego tata zdobył Giewont jako 5-latek, a z góry znosił go na barana jego ojciec, dziadek Franka. Potem pół roku chwalił się wszystkim dookoła, że był na Giewoncie.

Nosal po raz drugi

Na początku lipca Franek pojechał z tatą w Tatry i do Zakopanego. Na początek, na rozgrzewkę poszli na Nosal – pierwszą górę, na którą Franek w szedł w Tatrach. Teraz Nosal był dla niego spacerkiem. Poszli doliną Jaszczurówki najpierw na Kopieniec Wielki, a potem na Nosal.

- Tego dnia dużo rozmawialiśmy o górach – mówi Zbigniew Kapuściński, tata Franka. - Opowiadałem synowi, jak to kiedyś ze swoim tatą atakowałem Świnicę i nie udało mi się, bo poszedłem w nowych butach i pięty prawie ociekały mi krwią. Musiałem zawrócić, mimo, że pokonałem już połowę drogi, bo na Kasprowy wszedłem pieszo. Chciałem pokonać całą górę, bez użycia kolejki linowej. Nie udało mi się, a byłem wtedy dużo starszy od Frania.

- Chcę zdobyć „Świnię” i już – powiedział następnego dnia Franek. - I to bez kolejki. Bo jak zdobędę „Świnię”, to i Kasprowy Wierch i będę miał w kolekcji już dwa dwutysięczniki za jednym razem.

Poszli.

Do kolejki linowej w Kuźnicach był taki tłum, jak w latach 70. Wędrówka zakończyła się absolutnym sukcesem. Wchodzenie po łańcuchach sprawiało malcowi wielką radość. Czasami wspinał się tak szybko, że ojciec nie mógł go dogonić i się o niego bał.
Trzeciego dnia był relaks na basenach z ciepłą wodą w celu regeneracji i spacer po Krupówkach.

Czwarty dzień miał być również odpoczynkowy, ale Franek miał inne plany.

- To dziś idziemy na Kościelec, prawda tato?

Pierwszy kryzys

Na końcu doliny Jaworzynki Franek stwierdził, że bolą go nóżki i chce wracać. Pokonał jednak swoją chwilową słabość. Przed Czarnym Stawem Gąsienicowym piechurów złapała ulewa i burza z piorunami. Ubrali kurtki przeciwdeszczowe i ukryli się pod pochyłą skałą. Przeczekali największą ulewę, ale trochę zmokli. Wtedy był drugi kryzys – Franek znów chciał wracać.

- Gdy chmury ustąpiły, a słońce zaczęło w szybkim tempie osuszać skały pokazałem mu, jak wygląda szczyt Kościelca. Powiedziałem, że to już niedaleko i mamy jeszcze szansę na jego zdobycie mówi Zbigniew Kapuściński. - Franek dał się przekonać i ruszyliśmy w górę. Po drodze, będąc już na przełęczy Karb spotkaliśmy mokrych od deszczu taterników, którzy wycofali się ze ściany. Nie widzieli sensu dalszej wspinaczki tego dnia. My z Franiem poszliśmy wyżej.

Po pokonaniu trudności kopuły szczytowej Kościelca wędrowcy stanęli wreszcie na szczycie.

Rysy pokryte śniegiem

Na Rysach (najwyższy szczyt w Polsce) było tego roku bardzo dużo śniegu, jak na lipiec.

- Bałem się, że nie damy rady. Że za dużo śniegu – mówi pan Zbigniew.

Wstali o 5.20. Kilka minut po szóstej byli pod dworcem PKP i przystankiem busów odjeżdżających w rejon Morskiego Oka. Pech sprawił, że uciekł im załadowany po brzegi bus, a na następny trzeba było czekać kolejną godzinę.

- Byłem załamany, bo wiedziałem jak długo wchodzi się na Rysy od Polskiej strony, a tu jeszcze z małym dzieckiem – mówi tata Franka.

Z Polany Palenicy szybkim tempem podchodzili w kierunku Włosienicy. Nadal trwał remont drogi, co dodatkowo opóźniało marsz. W okolicach Morskiego Oka spotkali wiele zwierząt. Czarną wiewiórkę na drzewie, potem ptaszka - orzechówkę, który wyjadał chipsy z rąk turystów. Na progu Czarnego stawu wielką sensację wśród turystów wzbudzał pięknie przyozdobiony porożem jeleń wylegujący się jakieś 15 m od szlaku. A w drodze powrotnej wielka łania stojąca dosłownie na szlaku.

- Po dojściu do Czarnego Stawu zauważyliśmy śnieg – mówi Zbigniew Kapuściński. - Obawiałem się tego, że nie damy rady go pokonać, zwłaszcza, że wielu dobrze wyekwipowanych turystów wracało z niczym. Wszyscy mówili, że się nie da, że jest bardzo trudno i niebezpiecznie. Wielu turystów zawracało w połowie drogi na szczyt. Bali się śliskich plam śniegu. Nie potrafili ich omijać, ani pokonywać.

Franek z tatą poszli dalej, w górę. Dużą pomocą dla nich były kijki, które dawały dodatkowe podparcie i stabilność na śniegu. Franek szedł dzielnie. Na łańcuchach radził sobie wspaniale. Wszyscy dorośli go podziwiali. Na szczycie ludzie robili sobie zdjęcia z małym zdobywcą – Największej Polskiej Góry.

- Kiedy Franek się dowiedział, że niedaleko znajduje się trochę wyższy od polskiego, słowacki wierzchołek Rysów, oszalał. Zażądał ode mnie stanowczo, żebyśmy i na niego poszli – mówi pan Zbigniew. - Zgodziłem się. Był bardzo szczęśliwy z tego powodu, że znów jednego dnia zdobył aż dwa szczyty na raz.

Pomagam synowi spełniać marzenia

Franek wykazał się wielką odwagą, determinacją i umiejętnościami, jak na siedmiolatka. Na drodze pod Rysami tego dnia zawróciło około 100 dorosłych osób, bo stwierdziło, że nie da rady ich zdobyć. A on dał...

- Szkoda, że nie wszyscy to rozumieli – mówi Zbigniew Kapuściński. - Są podli ludzie. Są tacy, którzy nie wychodząc naprzeciw żadnym wyzwaniom, bez najmniejszego mrugnięcia okiem krytykują innych i rzucają na nich gromy. Niektórzy mówią: jesteś nieodpowiedzialny zabierając w tak trudne góry malutkie dziecko, robisz mu krzywdę, zobaczysz, zabijesz kiedyś swoje dziecko, za kilka lat on w ogóle nie będzie chciał słyszeć o górach, bo będzie siedział przy komputerze i grał w gierki... Zastanawiam się, czy ludzie którzy wszędzie jeżdżą swoimi autami i codziennie przekraczają w mieście dozwoloną prędkość myślą w ten sam sposób? Że wyrządzają swoim dzieciom ogromną krzywdę?

Szczyty, które zdobył 7-letni Franek Kapuściński:

Tatry Polskie

Rysy Słowackie 2503 m.
Rysy Polskie (Najwyższy szczyt Polski) 2499 m.
Świnica 2301 m.
Skrajny Granat 2225 m.
Kościelec 2155 m.
Kopa Kondracka 2006 m.
Kasprowy Wierch 1987 m (bez użycia kolejki linowej).
Giewont 1895 m (pierwszy raz jako 4-latek – na własnych nogach , większa część szlaku po śniegu).
Nosal 1206 m (pierwszy raz, jako 2,5-letnie dziecko bez noszenia na rękach i drugi jako 7-latek).
Kopieniec Wielki 1328 m .

Sudety - Góry Stołowe (jako 4-latek)
Szczeliniec Wielki (Najwyższy szczyt Gór Stołowych) 919 m
Błędne Skały 915 m
Ptasia Góra (Schronisko Muflon) (745 m n.p.m.)


od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto