Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Podróże szczecinianek Bibianny, Katarzyny i Aleksandy są wyjątkowe

Redakcja
Europa, Afryka, Azja – tam dotarły szczecińskie podróżniczki. Tam spotkały ciekawych ludzi, którym w miarę swoich możliwości pomagały.

Tam zrozumiały co jest najważniejsze w podróżach i tam przewartościowały swój sposób patrzenia na świat.

Każdy podróżuje inaczej, każdy ma inny cel i każdy cel jest dobry. Jeździ się po to, żeby oglądać dzieła sztuki architektonicznej, w poszukiwaniu natchnień religijnych. Zobaczyć dziwy natury i pomniki przyrody. Zobaczyć zwierzęta, które u nas można zobaczyć tylko w zoo. Każda wyprawa jest jedyna w swoim rodzaju

- Przede wszystkim jednak podróżuje się po to, żeby zobaczyć ludzi, którzy sprzedają nam swoja odmienność – uważa Ewa Koś, podróżniczka.

Ewa Koś zamiłowanie do podróży przekształciła w zawodowe działania. Właśnie wróciła z samotnej wyprawy do Papui-Nowej Gwinei, w trakcie której dołączyła do badań terenowych Światowej Komisji Zdrowia.

To ona zainaugurowała Klub Kobiet w Podróży. Przedstawiła trzy młode szczecinianki, które opowiedziały o swoich „podróżach z misją”.

„Po prostu do nas wpadnij”

Są podróże, które długo planujemy, a potem okazuje się, że wcale nie są udane. Są też takie, których w ogóle nie bierzemy pod uwagę, które wydają nam się abstrakcją, a potem zmieniają nasze życie.

Bibianna Chimiak, w latach dziewięćdziesiątych jeździła do Bośni realizować zajęcia teatralne dla dzieci w obozach dla uchodźców. Nie spodziewała się, że tam trafi, gdyby nie jedno spotkanie.

- Zaczęło się przez przypadek – opowiada. - Wyjechałam na wakacje z przyjaciółmi bez żadnego planu. Spotkaliśmy po drodze człowieka, który zapytał czy nie pojechalibyśmy z nim do Sarajewa. To było trzy lata po wojnie w tamtym rejonie.

Pojechali

Podobnie było z Katarzyną Zegadło. Gdyby pewnego dnia nie znalazła się w pewnym miejscu, kto wie jak wyglądałyby jej podróże i jej życie.

- Moja podróż do Indii zaczęła się banalnie. Na Deptaku Bogusława spotkałam mnicha buddyjskiego, który mi powiedział: „Po prostu wpadnij do nas” – wspomina Katarzyna. - Po wielu nieprzespanych nocach, podczas których wyobrażałam sobie, na jakie choroby mogę zachorować w Indiach, zdecydowałam się tam pojechać.

Katarzyna Zegadło przez pół roku uczyła angielskiego dzieci w nepalskiej szkole. Przez ten czas mieszkała w klasztorze buddyjskim.

Tylko podróż Aleksandry Antonowicz była zaplanowana.

- Moja wyprawa do Ghany wiązała się z programem pomocowym, w którym brałam udział – mówi.

Aleksandra Antonowicz, jako wolontariuszka, budowała studnie w Ghanie oraz pomagała kobietom w Afryce zakładać mikroprzedsiębiorstwa

Zderzenie z innym światem

Bośnia to jeszcze Europa, ale tuż po wojnie jawiła się jak dziki kraj. Przekonała się o tym Bibianna Chimiak podczas swojej pierwszej podróży do krajów byłej Jugosławii.

- Na granicy Chorwacji i Bośni skończyła się droga i to był dla mnie szok – wspomina. - Po drodze pytaliśmy o drogę napotkanych ludzi, widzieliśmy wojsko. To było dosyć przerażające, ale kiedy dotarliśmy do Sarajewa, nie było już tak strasznie, chociaż miasto było bardzo zburzone. Na ulicy podeszło do nas 7-letnie dziecko. Chciało porozmawiać. Mimo że nie znaliśmy jego języka języka, udało się nam się dowiedzieć, że dziecko jest samotne i mieszka w zbombardowanym domu.

Pierwszej nocy Polacy spali na polu minowym. Następnego dnia spotkali Amerykanina, który działał w organizacji „Save the Children”. Powiedział, że muszą z nim pojechać do Mostaru.

- Tam trafiliśmy do pani, która nazywała się Bahra i stała się moją drugą mamą – mówi Bibianna. - To była kobieta, która na wojnie straciła oko, bardzo cierpiała, ale miała w sobie ogromną pogodę ducha. Nakarmiła nas, ugościła.

Ola Antonowicz mieszkała w wiosce w Ghanie. Tam zetknęła się z ludzką biedą i cierpieniem. Zrozumiała, że inni mają znacznie gorzej niż ona.

- Tak naprawdę jestem strasznym cykorem, co potwierdzą wszyscy, którzy mnie znają – mówi Ola. - Kiedyś pomyślałam sobie, że jeśli taki cykor jak ja może jeździć do Afryki i mieszkać tam w wiosce, to każdy człowiek może. Człowiek, który nie podróżuje, bardzo dużo traci. Warto zdystansować się do swojego życia i obserwować innych, bo obserwacja jest czymś bardzo cennym i uczy cieszyć się tym, co się ma. Jest to szczególnie widoczne, kiedy się podróżuje po krajach rozwijających się.

Katarzyna Zegadło przekonała się co oznaczają kasty w Indiach. Rozmawiała z kobietami, które są codziennie bite przez swoich mężów i z mężczyznami, którzy uważają, że bicie swojej żony jest czymś normalnym.

Misja

Bibianna na początku swoje podróży do Mostaru nie spodziewała się, że będzie tam prowadzić warsztaty teatralne. Pomysł zrodził się spontanicznie, kiedy gościła z przyjaciółmi u Bahry.

- To byli bardzo biedni ludzie, ale bardzo życzliwi. Za życzliwość i ciepło, które od nich dostaliśmy, postanowiliśmy zagrać etiudę pantomimiczną dla dzieci, które przeżyły wojnę – mówi Bibianna. - Na początku dzieci się z nas śmiały, ale potem zainteresowały się tym, co robimy. Dzieci i dorośli dziękowali nam za to, że daliśmy im pół godziny radości. To było dla mnie ogromne przeżycie.

Do dziś Bibianna ma łzy w oczach, kiedy opowiada o tamtych wydarzeniach.

Pół roku później grupa pojechała tam ponownie. Przygotowali projekt „Smilling SOSSO”. Graliśmy spektakle w obozach dla uchodźców i w szkołach.

Katarzyna Zegadło przez pół roku siedziała w klasztorze i uczyłam dzieci angielskiego, głównie chłopców.

- Tam chłopiec to przyszłość rodziny, bo przyprowadza do domu żonę, która się będzie opiekować rodziną męża. Dlatego o chłopców się dba. Dziewczynki są nieszczęściem, bo nic nie wnoszą do domu. Zdarza się, że dziewczynki wyrzuca się na śmietnik. Widziałam kobiety, które grzebały w śmietnikach i szukały dziewczynek.

Katarzyna siedziała zamknięta w klasztorze, ale bardzo chciała w końcu zobaczyć Indie. Wyruszyła w drogę z grupą z Partii Kobiet do Delhi. To była trudna podróż, ponieważ na każdym postoju kobiety zatrzymywały się na straganach i kupowały najróżniejsze rzeczy. Przez te długi postoje nie udało Katarzynie nie udało się zobaczyć wszystkiego, co planowała, ale za to poznała mentalność indyjskich kobiet.

Najważniejsi są ludzie

Wszystkie dziewczyny przyznają, że podróże je zmieniły, wniosły coś wartościowego do ich życia. To dlatego, że zetknęły się bezpośrednio z drugim człowiekiem i jego problemami.

- Zawsze wydawało mi się, że w samym podróżowaniu nie powinno być nic wyjątkowego. To powinno być dość łatwe i wykonalne dla każdego z nas. Najważniejsze jest to, czego się uczymy poprzez podróże – mówi Ola Antonowicz. - Studiowałam filozofię, a mimo to uważam, że podróże dały mi dużo więcej mądrości życiowej niż studia. To dlatego, że podróżowałam do krajów rozwijających się, gdzie ludziom żyje się o wiele trudniej niż u nas.

Kasia uważa, że gdziekolwiek się nie pojedzie, to ludzie okazują się tacy sami jak my, ale nie wszędzie ludzie mają taką samą możliwość realizowania swoich marzeń.

- Jeżeli wyjdziemy z naszej bańki mydlanej, w której żyjemy i zobaczymy inny świat, to się okaże my żyjemy w elitarnym klubie i tak naprawdę nie mamy na co narzekać – mówi podróżniczka.

Bibianna swoje podróże sprzed kilku lat do krajów zniszczonych wojną podsumowuje krótko.

- To była najbardziej wartościowa podróż w moim życiu, która zmieniła moje podejście do podróży już na zawsze.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto