Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pies chodzi w butach Dzieciniaka

Redakcja MM
Redakcja MM
Michał Janicki, aktor Teatru Polskiego w Szczecinie
Michał Janicki, aktor Teatru Polskiego w Szczecinie Marcin Bielecki
Rozmowa z Michałem Janickim, aktorem Teatru Polskiego w Szczecinie.

– Pierwsza rola, jaką pan zagrał, to pacjent chory na wyrostek robaczkowy. Zagrał pan tak dobrze, że wycięto panu zdrowy wyrostek.
– Tak, udało mi się nabrać taką młodą panią doktor. Dopiero potem się okazało, że to jest cały blef, żebym nie poszedł do wojska. Ale wycięli mi ten zdrowy wyrostek. Do wojska nie poszedłem i trafiłem do szkoły teatralnej.

– Ale chciał pan zostać weterynarzem.
– To było moje marzenie. Miałem szansę dostać bardzo intratną propozycję pracy w oliwskim zoo jako technik żywieniowy. Opiekowałbym się tam ptakami i mógłbym z nimi jeździć do całej Europie. To było bardzo atrakcyjne, ale dostałem bilet do wojska i musiałem to wojsko odsunąć przynajmniej na jakiś czas. To się udało. Jak leżałem w szpitalu, przyszedł do mnie mój brat i powiedział: słuchaj, ty grasz na fortepianie, a w Studium Wokalno-Aktorskim przy Teatrze Muzycznym w Gdyni jest nabór, może cię to zainteresuje. Może się jeszcze zdążysz przygotować. Na łóżku szpitalnym przygotowywałem się do tych egzaminów. Wylądowałem na tych egzaminach z ciętą raną brzucha, ale musiałem się spodobać komisji. Gratuluję im dobrego smaku (śmiech) i naiwności, bo nabrali się na mnie. Tak się zaczęła moja kariera teatralna. Trochę ze strachu, trochę przez przypadek. Ja oczywiście myślałem o tym kiedyś, żeby się zająć aktorstwem, ale wydawało mi się, że to takie niepoważne.

– Wybór aktorstwa okazał się trafny, ponieważ jest pan najczęściej wymieniany jako ulubiony aktor szczecińskiej publiczności.

– Takie sygnały dostawałem biorąc udział w plebiscycie Bursztynowego Pierścienia. Otrzymałem osiem nominacji, a cztery razem udało mi się wygrać i to jest bardzo przyjemne. Któregoś razu, kiedy miałem już dwa takie Pierścienie, pomyślałem sobie, że pewnie tym razem nie wygram. Wróciłem z teatru i już się położyłem spać i nagle dostałem telefon, żeby przyszedł, bo dostałem główną nagrodę. Wyczarterowałem taksówkę i przyjechałem. Ta nagroda to wiatr w żagle dla aktora. Nasz zawód jest bardzo niepewny. Ci, którzy są bardzo pewni swego, nie są interesujący. Oni się bardzo świetnie czują w teatrze, ale czasami zachowują się na pograniczu hucpy, chociaż nie chciałbym być dla nich zbyt ostry. Ale czasami zdarza się ktoś, kto po prostu wie, że jest dobry. Tego nie można w sobie wyrobić, to jest sprawa natury.

– Widzowie rozpoznają pana na ulicy? Podchodzą, żeby porozmawiać?
– Zdarza się, że rozmawiają. Na ulicy się trochę inaczej wygląda niż na scenie, bo na scenie jest kostium i makijaż. Aktorzy występujący w telewizji są bardziej rozpoznawalni, bo telewizja daje zbliżenia, a na scenie aktor jest oddalony od widzów. Trochę się też kreujemy na inne postaci. Odrobinę się zmieniają psychotyczne rysy. Ludzie czasami podchodzą i zastanawiają się: gdzie ja pana widziałem? Skąd ja pana znam? Odpowiadam: możliwe, że z teatru. Tak! Tak, widziałem pana w tym i tym przedstawieniu. I wtedy się zaczyna się rozmowa bardzo sympatyczna. Ale kolega Dzieciniak (dop.red. aktor Teatru Polskiego) mówi wtedy uważaj, bo nadejdzie kiedyś taki dzień, że ktoś podejdzie i zapyta skąd cię zna, ty powiesz, że z teatru, a on odpowie: tak, pan mnie znudził, proszę oddać pieniądze za bilety. Od tego momentu jestem czujny.

– Ale pan, jak prawdziwy celebryta, porusza się po mieście z pieskiem.
– Tak, już słyszałem jak mówią o mnie: przyszedł Paryż Hilton, nie Paris, tylko Paryż.

– Piesek trafił do pana w związku z miłością do weterynarii?
– Trochę z miłości do weterynarii, a trochę z przypadku. Niechcący trafiłem na taką panią, która była bardzo chora, miała iść do szpitala i nie miała z kim zostawić psa. Ona mówiła, że w niczym jej nie pomogę, a ja na to, że mnie nie zna. Najtrudniejsze rzeczy załatwiam od ręki, a na cuda potrzebuję trzy dni. Powiedziałem tej pani, że przechowam psa przez wakacje, ona się wyleczy i ja go jej oddam. Pani do mnie: ja się będę za pana modlić. Powiedziałem, że nie trzeba, bo jestem ateistą, na co pani twardo, że nie da psa. W końcu się zgodziła. Potem zadzwoniła, żeby zapytać o psa, więc jej powiedziałem, że pies siedzi w teatrze, wszyscy się nim opiekują, a ona na to, że w portierni będzie na nas czekała wódka. Ja nie mówię, że nie trzeba, ona, że wódka już pojechała, ja, że w teatrze nie pijemy, ona, że wypijemy w domu. I tak pies z nami został, bo pani już nie wróciła. Pies siedzi w szafie na butach Dzieciniaka w czasie przedstawienia, tam się narkotyzuje troszeczkę. Wytrzymuje ponad dwie godziny spektaklu i po trzech latach obcowania z teatrem nauczył się, że te pierwsze brawa przed przerwą w ogóle go nie dotyczą, natomiast po tych gromkich brawach na koniec on już wie, że trzeba wyjść.

– Jako nasz celebryta zaczął pan też popularyzować w Szczecinie jazdę na rowerze kilka lat temu. – Cieszę się, że w naszym mieście rozwijają się ścieżki rowerowe. Niektórzy narzekają na ich jakość, ale ja nie jestem malkontentem, nie mam powodu, żeby narzekać. Widzę, że te ścieżki ciągle powstają, że to jeszcze nie koniec.

– Od kilku lat prowadzi pan Teatr Kameralny. Jak pan się czuje jako kierownik?
– To poligon doświadczalny. Przewija się dużo kolegów z różnych teatrów. Najważniejszymi autorytetami artystycznymi są Danusia i Walde- Rozmowa z Michałem Janickim, aktorem Teatru Polskiego w Szczecinie Pies chodzi w butach Dzieciniaka mar Wojciechowscy, wybitni artyści malarze o zasięgu europejskim. Prezesem i menedżerem jest moja żona Zofia Jankowska. W teatrze mieści się 60 osób. Publiczność się delektuje naszymi spektaklami, a miasto bardzo wspiera wszystkie takie miejsca. My się znamy na pracy, wiemy co mamy robić, ale jeżeli potrzeba nam pomocy czy zielonego światła, to miasto nam pomaga.

– Najnowsza premiera to będzie „Paryż, 30 czerwca”.
– To jest historia o spotkaniu Miłosza po latach z kobietą, która pomogła mu wyjechać za granicę i załatwiła mu paszport. Tam się ścierają różne idee, dokonują się wybory. My dzisiaj jesteśmy naprawdę szczęśliwymi ludźmi. Możemy zjeść szynkę, kupić samochód, nie musimy dokonywać moralnych wyborów, jak kiedyś. Nie zastanawiamy się, czy trzeba trochę posiedzieć w partii, żeby kupić meblościankę. W partii jeszcze można było siedzieć, ale czasami jeszcze trzeba było coś donieść, żeby dostać talon na samochód. A potem się to ciągnie. Wielu ludzi zostało złamanych, było szantażowanych. Andrzej Zaorski otoczył to przedstawienie opieka artystyczną, Olga Adamska gra rolę kobiecą, ja się wcielam w postać Miłosza. Muzykę skomponował. Adam Opatowicz, który jako jedyny już się wywiązał z zadania, chociaż absolutnie nie powinien tego robić, bo aktor powinien się spóźnić.


Michał Janicki

Aktor Teatru Polskiego w Szczecinie. Ukończył Studio Wokalno-Aktorskie w Teatrze Muzycznym w Gdyni, pod dyr. Jerzego Gruzy. Uczeń Henryka Bisty i Małgorzaty Ząbkowskiej.

Zadebiutował w roku 1988, na deskach Małej Sceny Teatru Muzycznego rolą Bohatera, w spektaklu „Kartoteka” Stanisława Różewicza w reżyserii Małgorzaty Ząbkowskiej.

Związany także z teatrem im Wilama Horzycy w Torunia, a od roku 1992 z Teatrem Polskim w Szczecinie. Dyrektor Artystyczny Teatru Kameralnego Szczecińskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuki.


Moje Miasto Szczecin www.mmszczecin.pl on Facebook

od 18 latnarkotyki
Wideo

Jaki alkohol wybierają Polacy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto