Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nasi sportowcy nie zostali bohaterami całej Polski

Robert Duchowski
Robert Duchowski
Igrzyska Olimpijskie w Londynie dobiegają końca. Nasi faworyci ...
Igrzyska Olimpijskie w Londynie dobiegają końca. Nasi faworyci ... Andrzej Szkocki/Marcin Bielecki
Igrzyska Olimpijskie w Londynie dobiegają końca. Nasi faworyci nie mają się niestety czym pochwalić

Bez sukcesów wracają najwięksi szczecińscy kandydaci do miejsca na podium lub otarcia się o nie: wioślarze Marek Kolbowicz i Konrad Wasielewski, tyczkarka Monika Pyrek, tenisista Marcin Matkowski i pływak Mateusz Sawrymowicz.

KRZYSZTOFDZIEDZIC
[email protected]

Szanse na start w igrzyskach otrzymało 14 szczecinian (13 z nich miało zapewniony start – pływak Oskar Krupecki z Miejskiego Klubu Pływackiego dostał rolę rezerwowego w sztafecie). Z grona 14 sportowców liczyliśmy zwłaszcza na tę czwórkę.

Wiatr i koniec kariery

Oczy szczecińskich kibiców zwrócone były zwłaszcza na wioślarzy AZS Szczecin: Marka Kolbowicza i Konrada Wasielewskiego.To przecież mistrzowie olimpijscy z Pekinu, mistrzowie świata.

Co prawda: po igrzyskach w Pekinie zaczęli trochę „odpuszczać” treningi. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że oni sportowo już się spełnili – wygrali wszystko, co było do wygrania. I zaczęli konsumować sukces: np. wzięli udział w reklamach i zaczęli zarabiać spore pieniądze, z którymi mieli wcześniej problemy, bo sponsorów brakowało.

Drugi medal olimpijski miałby dla nich wymiar głównie sportowy. Na przyszłość zmieniłby niewiele. Stąd mniejsza zachłanność na sukces, zwłaszcza myślącego już o końcu kariery Kolbowicza. Mimo to wierzyliśmy w sukces (medal) polskiej czwórki podwójnej.

Niestety, obrońcy tytułu zawiedli. W 6-osadowym finale zajęli ostatnie, szóste miejsce.

– To przez boczny wiatr – mówił po wyścigu Kolbowicz. – To najgorsze co może być. Przed igrzyskami najbardziej bałem się niesprawiedliwości. Tory szósty i piąty są najlepsze, a pierwszy i drugi najgorsze.

Trawa nie dla Marcina

Drugą w kolejności szansą na medal był tenisista Masters Szczecin, grając w deblu z Mariuszem Fyrstenbergiem oraz w mikście z Agnieszką Radwańską. Skoro jest obecnie siódmym deblistą w światowym rankingu i gra razem z szóstym Mariuszem Fyrstenbergiem oraz drugą w indywidualnym rankingu singlistek Agnieszką  Radwańską – to można oczekiwać sporo.

Na pewno realny był awans do półfinału. Skończyło się porażką w pierwszych rundach. W deblu z Hiszpanami, w mikście z  Australijczykami.

– Mikst nam nie wyszedł, byłem zły z tego powodu. Jakiś dziennikarz wymyślił sobie, że po straceniu ostatniej szansy medalowej byliśmy zadowoleni – denerwował się po wspólnej porażce z Radwańską Matkowski. – To komplety idiotyzm, inaczej nie mogę tego nazwać.

Przy ocenie szans na medal trzeba było jednak wziąć pod uwagę dwa minusy: po pierwsze Matkowski nie lubi grać na trawie. Po drugie w igrzyskach w turniejach deblowym i mikstowym wzięli udział czołowi singliści, którzy podczas turniejów Wielkiego Szlema nie występują w grze podwójnej. Matkowski trafił w pierwszej rundzie na Hiszpana Davida Ferrera (w deblu) i Australijczyka Lleytona Hewitta (w mikście). I poległ.

Myślami już gdzie indziej

Niektórzy po cichu liczyli na tyczkarkę Ośrodka Skoku o Tyczce Szczecin, Monikę Pyrek. Startowała w igrzyskach już po raz czwarty. Niestety, w kwalifikacjach w Londynie skoczyła tylko 4,40 metra i nie zakwalifikowała się do finałowego konkursu.

– Myślę, że już gdzie indziej mnie potrzebują – wyjaśniała Pyrek po występie swoją chęć zakończenia kariery. – Mam nadzieję, że uda mi się pozostać przy sporcie, pomagać młodym lekkoatletom, dalej prowadzić mój program stypendialny.

Pyrek ma na koncie medale mistrzostw świata i Europy, ale szanse na ten najcenniejszy – olimpijski – zaprzepaściła we wcześniejszych igrzyskach. Do Londynu pojechała już jakby na zakończenie kariery, aby jeszcze raz we wspaniałym towarzystwie poczuć olimpijski klimat.

Niewątpliwie na to zasłużyła. Jednak konkurencja w światowym skoku o tyczce kobiet jest coraz większa (w przeciwieństwie do poziomu w Polsce – niedawno Pyrek
znów została mistrzynią kraju, pod nieobecność Anny Rogowskiej). I marzenia o finale w Londynie, marzenia o miejsce w czołowej ósemce legły w gruzach. Teraz
Monika Pyrek będzie miała teraz więcej czasu dla swojego partnera, Norberta Rokity (na zdjęciu).

Trochę zabrakło

Niezłe, siódme miejsce wywalczył pływak Miejskiego Klubu Pływackiego Mateusz Sawrymowicz. I on najbardziej z wymienionej szczecińskiej czwórki spisał się na miarę oczekiwań.

W tym olimpijskim roku mija pięć lat od zdobycia przez Sawrymowicza mistrzostwa świata. Potem były problemy związane z chorobą i kontuzją. Była przerwa, ale szczecinianin nie zrezygnował z kariery. Wrócił do treningów. Wyjechał do Stanów Zjednoczonych, by tam w lepszych warunkach, z lepszymi partnerami na treningu wrócić do optymalnej formy.

W ubiegłym roku zdobył w Szczecinie mistrzostwo Europy na krótkim basenie i podtrzymał nadzieje na dobry występ w Londynie. Jednak patrząc na czasy, jakie osiągał i czasy najgroźniejszych konkurentów stawało się jasne, że sukcesem będzie awans do 8-osobowego finału. Udało się: Mateusz awansował z ósmym czasem.

W finale walczył dzielnie i skończył na siódmym miejscu. Miejscu na miarę jego obecnych możliwości. Sawrymowicz w Londynie wystąpił też na 400 metrów stylem dowolnym. Choć wygrał swój wyścig eliminacyjny, to ze słabym czasem i zajął dopiero 20. miejsce.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto