Bez sukcesów wracają najwięksi szczecińscy kandydaci do miejsca na podium lub otarcia się o nie: wioślarze Marek Kolbowicz i Konrad Wasielewski, tyczkarka Monika Pyrek, tenisista Marcin Matkowski i pływak Mateusz Sawrymowicz.
KRZYSZTOFDZIEDZIC
[email protected]
Szanse na start w igrzyskach otrzymało 14 szczecinian (13 z nich miało zapewniony start – pływak Oskar Krupecki z Miejskiego Klubu Pływackiego dostał rolę rezerwowego w sztafecie). Z grona 14 sportowców liczyliśmy zwłaszcza na tę czwórkę.
Wiatr i koniec kariery
Oczy szczecińskich kibiców zwrócone były zwłaszcza na wioślarzy AZS Szczecin: Marka Kolbowicza i Konrada Wasielewskiego.To przecież mistrzowie olimpijscy z Pekinu, mistrzowie świata.
Co prawda: po igrzyskach w Pekinie zaczęli trochę „odpuszczać” treningi. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że oni sportowo już się spełnili – wygrali wszystko, co było do wygrania. I zaczęli konsumować sukces: np. wzięli udział w reklamach i zaczęli zarabiać spore pieniądze, z którymi mieli wcześniej problemy, bo sponsorów brakowało.
Drugi medal olimpijski miałby dla nich wymiar głównie sportowy. Na przyszłość zmieniłby niewiele. Stąd mniejsza zachłanność na sukces, zwłaszcza myślącego już o końcu kariery Kolbowicza. Mimo to wierzyliśmy w sukces (medal) polskiej czwórki podwójnej.
Niestety, obrońcy tytułu zawiedli. W 6-osadowym finale zajęli ostatnie, szóste miejsce.
– To przez boczny wiatr – mówił po wyścigu Kolbowicz. – To najgorsze co może być. Przed igrzyskami najbardziej bałem się niesprawiedliwości. Tory szósty i piąty są najlepsze, a pierwszy i drugi najgorsze.
Trawa nie dla Marcina
Drugą w kolejności szansą na medal był tenisista Masters Szczecin, grając w deblu z Mariuszem Fyrstenbergiem oraz w mikście z Agnieszką Radwańską. Skoro jest obecnie siódmym deblistą w światowym rankingu i gra razem z szóstym Mariuszem Fyrstenbergiem oraz drugą w indywidualnym rankingu singlistek Agnieszką Radwańską – to można oczekiwać sporo.
Na pewno realny był awans do półfinału. Skończyło się porażką w pierwszych rundach. W deblu z Hiszpanami, w mikście z Australijczykami.
– Mikst nam nie wyszedł, byłem zły z tego powodu. Jakiś dziennikarz wymyślił sobie, że po straceniu ostatniej szansy medalowej byliśmy zadowoleni – denerwował się po wspólnej porażce z Radwańską Matkowski. – To komplety idiotyzm, inaczej nie mogę tego nazwać.
Przy ocenie szans na medal trzeba było jednak wziąć pod uwagę dwa minusy: po pierwsze Matkowski nie lubi grać na trawie. Po drugie w igrzyskach w turniejach deblowym i mikstowym wzięli udział czołowi singliści, którzy podczas turniejów Wielkiego Szlema nie występują w grze podwójnej. Matkowski trafił w pierwszej rundzie na Hiszpana Davida Ferrera (w deblu) i Australijczyka Lleytona Hewitta (w mikście). I poległ.
Myślami już gdzie indziej
Niektórzy po cichu liczyli na tyczkarkę Ośrodka Skoku o Tyczce Szczecin, Monikę Pyrek. Startowała w igrzyskach już po raz czwarty. Niestety, w kwalifikacjach w Londynie skoczyła tylko 4,40 metra i nie zakwalifikowała się do finałowego konkursu.
– Myślę, że już gdzie indziej mnie potrzebują – wyjaśniała Pyrek po występie swoją chęć zakończenia kariery. – Mam nadzieję, że uda mi się pozostać przy sporcie, pomagać młodym lekkoatletom, dalej prowadzić mój program stypendialny.
Pyrek ma na koncie medale mistrzostw świata i Europy, ale szanse na ten najcenniejszy – olimpijski – zaprzepaściła we wcześniejszych igrzyskach. Do Londynu pojechała już jakby na zakończenie kariery, aby jeszcze raz we wspaniałym towarzystwie poczuć olimpijski klimat.
Niewątpliwie na to zasłużyła. Jednak konkurencja w światowym skoku o tyczce kobiet jest coraz większa (w przeciwieństwie do poziomu w Polsce – niedawno Pyrek
znów została mistrzynią kraju, pod nieobecność Anny Rogowskiej). I marzenia o finale w Londynie, marzenia o miejsce w czołowej ósemce legły w gruzach. Teraz
Monika Pyrek będzie miała teraz więcej czasu dla swojego partnera, Norberta Rokity (na zdjęciu).
Trochę zabrakło
Niezłe, siódme miejsce wywalczył pływak Miejskiego Klubu Pływackiego Mateusz Sawrymowicz. I on najbardziej z wymienionej szczecińskiej czwórki spisał się na miarę oczekiwań.
W tym olimpijskim roku mija pięć lat od zdobycia przez Sawrymowicza mistrzostwa świata. Potem były problemy związane z chorobą i kontuzją. Była przerwa, ale szczecinianin nie zrezygnował z kariery. Wrócił do treningów. Wyjechał do Stanów Zjednoczonych, by tam w lepszych warunkach, z lepszymi partnerami na treningu wrócić do optymalnej formy.
W ubiegłym roku zdobył w Szczecinie mistrzostwo Europy na krótkim basenie i podtrzymał nadzieje na dobry występ w Londynie. Jednak patrząc na czasy, jakie osiągał i czasy najgroźniejszych konkurentów stawało się jasne, że sukcesem będzie awans do 8-osobowego finału. Udało się: Mateusz awansował z ósmym czasem.
W finale walczył dzielnie i skończył na siódmym miejscu. Miejscu na miarę jego obecnych możliwości. Sawrymowicz w Londynie wystąpił też na 400 metrów stylem dowolnym. Choć wygrał swój wyścig eliminacyjny, to ze słabym czasem i zajął dopiero 20. miejsce.
Moje Miasto Szczecin www.mmszczecin.pl on Facebook
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?