Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Najstarszy zakład w mieście, w którym powstają lampy z duszą

Paulina Targaszewska
Sebastian Wołosz
Jeden z pierwszych w polskim Szczecinie. Otwarty w lipcu 1945 roku. Działa do dziś. Zakład pana Lecha przy ul. Bohaterów Getta Warszawskiego obchodzi własnie 70-te urodziny.

Magiczne miejsce, w którym zatrzymał się czas - tak można w skrócie opisać zakład Lecha Turkowskiego przy ul. Bohaterów Getta Warszawskiego w Szczecinie. Roi się tu od stylowy, oryginalnych lamp, robionych na miejscu. To najstarszy zakład działający w Szczecinie.

Bezpieczne Śródmieście

- Mój ojciec Stanisław przyjechał tutaj 12 lipca 1945 roku z Poznania czyli raptem tydzień po tym jak Szczecin przekazano polskim władzom - zaczyna swoją opowieść pan Lech. - Wtedy Szczecin był zupełnie inny. W mieście sporo było jeszcze Rosjan, Niemców i Żydów. Ci ostatni mieszkali głównie na Niebuszewie, więc my - Polacy - omijaliśmy tę dzielnicę szerokim łukiem. Często dochodziło tam do różnych bójek. Niemcy i Żydzi krzywo patrzyli na Polaków, w końcu zajęliśmy ich miasto. Polacy trzymali się więc razem, głównie w Śródmieściu. Tu czuli się bezpiecznie.

Na pamiątkę przybycia do Szczecina taty pana Lecha przy drzwiach w jednym z pomieszczeń w zakładzie wisi oryginalna Karta Rejestracyjna oprawiona w ramkę.

- Wtedy tata mógł wybrać sobie takie miejsce do mieszkania jakie chciał, mógł nawet wybrać willę na Pogodnie, ale wszedł tu i tu został - opowiada pan Lech. - Spodobało mu się. Na Pogodnie też było dużo Rosjan i Niemców, Polacy bali się tam mieszkać.

Mydło i powidło

Tata pana Lecha w mieszkaniu nie tylko zamieszkał, ale też otworzył zakład.

- Na początku było tu mydło i powidło - mówi pan Lech. - W tamtych czasach wszystkiego brakowało. A u taty można było kupić grzałkę, odkurzacz, żelazko. Takie małe AGD. Tata je naprawiał, sprzedawał. A ja, jako młody chłopak, często mu przy pracy towarzyszyłem, bo od dziecka lubię majsterkować.

W 1989 roku pan Stanisław zmarł. Syn postanowił przejąć po nim zakład i uruchomił własną działalność. Skupił się głównie na sprzęcie oświetleniowym. Lampy są tu do dziś. Wszystkie stylowe, stare, odrestaurowane, ale każda inna.

- Mam tylko pojedyncze egzemplarze, dwóch takich samych się tu nie znajdzie - mówi pan Lech. - Dzięki temu klient, który kupuje u mnie lampę, zabiera do swojego domu coś niepowtarzalnego, jedynego w swoim rodzaju.

Lampy witają nas już w witrynie. Po przekroczeniu progu zakładu jest ich jeszcze więcej. Stoją na półkach, ladzie, wiszą pod sufitem. Kolejne pomieszczenie - pracownia - tu jeszcze więcej lamp. Wszystkie równo poustawiane, wypucowane, cierpliwie czekają na swojego właściciela. To jednak nie wszystko. Zaglądamy na tyły zakładu a tu kolejne skarby: lampy, klosze, podstawy.

- Mam tu w magazynku straszny bałagan, ale to taki artystyczny nieład, ja się w nim świetnie odnajduję, wiem gdzie, co jest - śmieje się pan Lech. - Nie wszystkich tu wprowadzam. Mogą tu wejść tylko wybrani klienci.

Lampy jak Rolls Royce'y

Lampy i elementy, z których powstają, pan Lech wyszukuje na giełdach. Przyznaje, że teraz jest o nie trudniej.

- Dawniej na takiej giełdzie można było znaleźć prawdziwe perełki - wspomina. - Teraz większość to nowe elementy, tylko stylizowane na stary styl. A ja takich nie chcę. U mnie wszystko musi być oryginalne. Niektóre lampy na złożenie czekają więc latami. Nie łatwo znaleźć pasujące do siebie elementy. One muszą do siebie pasować stylem, wielkością, materiałem.

W zakładzie pana Lecha znajdziemy ich jednak całe mnóstwo. Są niewielkie - takie do do postawienia na stoliku obok kanapy, albo idealne na biurko - ale też na długiej nóżce i wielkie wiszące pod sufitem.

- Są różne style lamp: secesyjne, barokowe, eklektyczne, art deco. Niektóre są z mosiądzu, inne z brązu lub cyny - wymienia pan Lech. - Ja mam wszystkie. Najstarsza moja lampa pochodzi chyba z XVIII wieku. Mam też taką, która była kiedyś na gaz. Wiele osób nie pamięta, ale przecież w Szczecinie dawniej niektóre ulice były oświetlane lampami na gaz. Ta moja została oczywiście przerobiona i już jest elektryczna.

Jak to możliwe, że tak niewiele osób wie o tym miejscu? Dlaczego nikt go w Szczecinie głośno nie rozsławia?

- A widziała pani kiedyś reklamę Rolls Royce'a? - odpowiada z uśmiechem właściciel zakładu.

Wszystkie lampy w zakładzie pan Lech wykonuje ręcznie, na miejscu. Zawsze pracuje na stojąco - tak jest mu najwygodniej. Nigdy nie używa też rękawic.

- Ręce mam już przyzwyczajone do takiej pracy - mówi. - Niektórych ręce palą, przecinają się, ale ja już jestem zahartowany.

Wśród klientów zakładu najczęściej znaleźć można lekarzy, prawników, polityków i artystów.

- To głównie osoby starsze, które lubią takie stylowe lampy - mówi pan Lech. - A ja potrafię dobrać lampę do klienta. Wystarczy chwila rozmowy, obserwacja i już wiem, jaka lampa do kogo pasuje. A są lampy damskie i męskie. Nie umiem tego wytłumaczyć, to już lata praktyki.

Kiedyś było inaczej

Klientów jest jednak coraz mniej.

- Teraz ludzi nie stać na takie wydatki, młodzi wolą lampy z Ikei czy Castoramy, a nie takie stylowe dzieła sztuki - mówi pan Lech. - Najlepiej zakład prosperował w latach 90. Wtedy szczecinianie poczuli w pełni niepodległość, zaczęli się na dobre urządzać. I miasto wtedy zaczęło się zmieniać. Wcześniej niewiele w nie inwestowano, nie było bowiem wiadomo czy Szczecin na pewno zostanie polski czy ponownie zostanie przyłączony do Niemiec.

A jaki był Szczecin 70 lat temu?

- Jak tata do Szczecina przyjechał, to przy każdej bramie stał fortepian - opowiada pan Lech. - Ruscy jeszcze wtedy mieszkania rabowali, wyciągali z nich co najlepsze, w tym te fortepiany. Potem je wywozili na Łasztownię. Tam trafiały też inne kosztowności, nawet kable. Mieszkańcy na Łasztownię wstępu nie mieli, nawet po tym jak otworzono Most Długi. Dopier później się to zmieniło. Pamietam też jak miałem 9 lat i pierwszy raz zobaczyłem telewizor. Na ul. Boh. Getta Warszawskiego działał zakład, w którym naprawiało się radia i tam wieczorami właściciel wystawiał mały telewizorek. Cała okolica się schodziła, żeby oglądać nadawany program. Dawniej to ludzie w ogóle byli bardziej zżyci, życzliwi dla siebie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto