Tekst: Paulina Targaszewska / Foto: Sebastian Wołosz
Zakład z historią
- Mój ojciec Stanisław przyjechał tutaj 12 lipca 1945 roku z Poznania, czyli raptem tydzień po tym, jak Szczecin przekazano polskim władzom - zaczyna opowieść Lech Turkowski, właściciel najstarszego zakładu w regionie, przy ul. Bohaterów Getta Warszawskiego 23. Na pamiątkę tego wydarzenia przy drzwiach wisi oryginalna Karta Rejestracyjna oprawiona w ramkę.
- Wtedy tata mógł wybrać sobie takie miejsce do mieszkania jakie chciał, mógł nawet wybrać willę na Pogodnie, ale wszedł tu i został - opowiada pan Lech. - Spodobało mu się.
Każda jest inna
Tata pana Lecha nie tylko tu zamieszkał, ale też otworzył zakład.
- Na początku było u niego mydło i powidło - mówi pan Lech. - W tamtych czasach wszystkiego brakowało, a u taty można było kupić grzałkę, odkurzacz, żelazko. Takie małe AGD. Tata je naprawiał i sprzedawał. Jako młody chłopak często towarzyszyłem mu przy pracy, bo od dziecka lubię majsterkować.
W 1989 roku pan Stanisław zmarł. Syn przejął zakład i uruchomił własną działalność. Skupił się głównie na sprzęcie oświetleniowym. Dlatego lampy stoją tu do dziś. Wszystkie stylowe, stare, odrestaurowane, ale każda inna.
- Mam tylko pojedyncze egzemplarze, dwóch takich samych się tu nie znajdzie - mówi pan Lech. - Dzięki temu klient, który kupuje u mnie lampę, zabiera do domu coś niepowtarzalnego, jedynego w swoim rodzaju. Lampy witają nas już w witrynie. Stoją na półkach, ladzie, wiszą pod sufitem. Kolejne pomieszczenie - pracownia - i jeszcze więcej lamp. Wszystkie równo poustawiane, wypucowane, cierpliwie czekają na właściciela. To nie wszystko. Zaglądamy na tyły zakładu - a tu kolejne skarby - lampy, klosze, podstawy.
Niektóre czekają latami
Lampy i elementy, z których powstają, pan Lech wyszukuje na giełdach. Przyznaje, że teraz jest o nie trudniej.
- Dawniej na giełdzie można było znaleźć prawdziwe perełki - wspomina. - Teraz większość to nowe elementy, tylko stylizowane. A ja takich nie chcę. U mnie wszystko musi być oryginalne. Niektóre lampy na złożenie czekają więc latami. Niełatwo znaleźć pasujące do siebie elementy. Muszą do siebie pasować stylem, wielkością, materiałem.
W zakładzie pana Lecha znajdziemy ich jednak całe mnóstwo. Są niewielkie - do postawienia stoliku obok kanapy, idealne na biurko, ale też na długiej nóżce i wielkie wiszące pod sufitem.
- Mam różne style lamp: secesyjne, barokowe, eklektyczne, art deco. Niektóre są z mosiądzu, inne z brązu lub cyny - wymienia pan Lech. - Najstarsza moja lampa pochodzi chyba z XVIII wieku. Mam też taką, która była kiedyś na gaz. Wiele osób nie pamięta, ale dawniej w Szczecinie niektóre ulice były oświetlane lampami na gaz. Ta moja została oczywiście przerobiona i już jest elektryczna.
Lampa dobrana do klienta
Wszystkie lampy w zakładzie pan Lech wykonuje ręcznie, na miejscu. Zawsze pracuje na stojąco - tak najwygodniej. Nigdy nie używa też rękawic.
- Ręce mam już przyzwyczajone do takiej pracy - mówi. - Jestem zahartowany.
Wśród klientów zakładu najczęściej znaleźć można lekarzy, prawników, polityków i artystów. - To głównie osoby starsze, które cenią stylowe lampy - mówi pan Lech. - A ja potrafię dobrać lampę do klienta. Wystarczy chwila rozmowy, obserwacja i już wiem, jaka lampa do kogo pasuje. A są lampy damskie i męskie. Nie umiem tego wytłumaczyć, to lata praktyki.
Mają różne ceny - 500 - 600 - 870 zł, a nawet ponad 2 tys. zł za jedną. To jednak piękna rzecz, która zostanie z nami do końca życia.
- Młodzi chętniej wybierają Ikeę, choć to dekoracje i meble na 2-3 lata - mówi pan Lech. - Moje lampy to pamiątka na całe życie, nierzadko główny element dekoracyjny w domu. Wiem jaki to ważny zakup, dlatego u mnie klient może najpierw lampę wypożyczyć. Wpłaca równowartość ceny i może na trzy dni lampę zabrać, sprawdzić jak wygląda w pokoju, jakie daje światło.
Uchować od zapomnienia
W zakładzie pan Lech jest codziennie. W tygodniu pracuje, składa lampy. To on tworzy oświetlenie remontowanej właśnie Starej Rzeźni na Łasztowni. W niedziele - kiedy zakład jest zamknięty - przychodzi tu, żeby dopilnować interesu.
- Klientów jest teraz niewielu, przyszedł kryzys, ludzie nie mają pieniędzy - mówi. - Nie wyobrażam sobie jednak, żebym miał zamknąć zakład. Nie mógłbym robić niczego innego. Nawet na emeryturze będę tu pracował.
A co później?
- Chciałbym, żeby przejęli go moi synowie, jeden lubi nawet majsterkować - mówi pan Lech.
Zobacz, gdzie znajdziesz nasz bezpłatny magazyn »
[Czytaj również on-line:
MM Trendy. Szczecin | Styl | Moda | Kultura. Serwis »](http://www.mmszczecin.pl/trendy)
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?