Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MM Trendy. #Podróże: Zobacz Rzym i nie umieraj!

MM Trendy
MM Trendy
MM Trendy. #Podróże: Zobacz Rzym i nie umieraj!
MM Trendy. #Podróże: Zobacz Rzym i nie umieraj! Kamil Robak
- A więc już jutro wieczór w Rzymie! Wciąż jeszcze trudno w to uwierzyć. A kiedy to moje życzenie zostanie spełnione, czego mam życzyć sobie potem? Największą radość sprawiłby mi szczęśliwy powrót do domu i powitanie przyjaciół w dobrym zdrowiu i w dobrym humorze...

Tekst i foto: Kamil Robak

Tak pisał Goethe pod koniec października 1786 roku, na dzień przed swoją pierwszą wizytą w Rzymie, w zapiskach z „Podróży włoskiej”. Dziś pisanie o wiecznym mieście wydaje się zadaniem karkołomnym.

Internet, księgarnie, antykwariaty pękają w szwach od książek i przewodników traktujących o stolicy Włoch. Opowiem więc o subiektywnym postrzeganiu Rzymu podczas swojej pierwszej (na pewno nie ostatniej!) wizyty, którą odbyłem z mamą.

Dla niej była to podróż sentymentalna. Była tu ponad 30 lat temu i chciała spokojnie, bez mojej szaleńczej gonitwy, odwiedzić „swoje” miejsca.

Zachwyt, tylko zachwyt

Rzym to absolutnie najpiękniejsze miasto, jakie widziałem. Zobacz Rzym i nie umieraj! Ale wracaj tu, kiedy tylko będziesz miał czas i pieniądze. Taka parafraza sentencji zachwytu nad Neapolem wydaje się właściwa. Przysłowie o domu, synu i drzewie też uzupełniłbym o wizytę w wiecznym mieście. Właściwie to mógłbym poświęcić cały dzień wrzucając do przysłów, aforyzmów, cytatów etc. nazwę stolicy Włoch.

W podróż wyruszyłem z planem, na którym znalazły się miejsca z moimi ulubionymi filmowymi obrazkami. Zabytki, dzieła sztuki siłą rzeczy były z nimi związane. Najbardziej lubiłem spędzać czas na Piazza del Popolo (La dolce vita, Moje własne Idaho). Odkryłem, że w scenie przy fontannie Neptuna, podczas której Mastroianni i Aimée w „La dolce vita” prowadzą konwersację z prostytutkami, musiało dojść do małego „oszustwa”, gdyż w miejsce, gdzie one stoją, nie sposób wejść bez drabiny.

Choć w filmie wydaje się, że naturalnie stoją na chodniku. Przy tymże placu położonych jest kilka bazylik, m.in. Basilica Santa Maria del Popolo, w której znajduje się… obraz Caravaggia! I uwaga: wstęp do bazyliki jest bezpłatny! Co prawda przy obrazie jest puszka z informacją, że obraz będzie bardziej doświetlony, jak się wrzuci pieniążek, ale to są groszowe sprawy i wywołują bardziej uśmieszek komentujący włoską przedsiębiorczość, aniżeli jakikolwiek niesmak. Przy tym samym placu znajduje się także ulubiona knajpka Felliniego, Canova.

Drugim miejsce, które pokochałem, to Zatybrze (Trastevere). W czasach starożytnych było zamieszkiwane przez najuboższych i uznawane jest za najstarszą część Rzymu. Mosty na Tybrze (Tevere), sama droga prowadząca tuż przy rzece, do której trzeba zejść długimi schodami - słowami nie da się tego opisać. Trzeba zobaczyć!

Zagrała u Felliniego

Są oczywiście miejsca, które przed wyjazdem z Rzymu wypada zobaczyć: Fontanna di Trevi - słynna kąpiel Anity Ekberg w „La dolce vita” (remontowana akurat, więc cała jest w rusztowaniach), Colosseum (także remontowane i również po części owinięte rusztowaniami), Schody Hiszpańskie (nieremontowane, ale mając na uwadze tony turystów tam dreptających, a właściwie wysiadujących, remont to pewnie kwestia czasu - na marginesie - Rzym sprawia wrażenie, jakby nie mieszkali w nim Rzymianie, ale turyści), plac Świętego Piotra (mama mnie zaciągnęła, więc zobaczyłem go w sumie dzięki niej), Forum Romanum (ruiny, które robią niesamowite wrażenie, również z racji wieku), Bazylika Santa Maria in Cosmedin, w której przedsionku znajdują się Usta Prawdy (scena z Audrey Hepburn w „Rzymskich Wakacjach”). Warto także przejść się Via del Corso - centralną ulicą przechodzącą przez starożytną część miasta.

Zrobiłem sobie także spacer Via Veneto, która odtworzona w całości w rzymskim studiu filmowym Cinecitta, zagrała u Felliniego. To właśnie tam w „La dolce vita” toczyło się nocne życie głównych bohaterów. W rzeczywistości ulica jest krótka, a knajpki zdecydowanie nie na moją kieszeń.

Jazz w wolnych chwilach

Ostatni, sobotni wieczór w Rzymie umilił nam koncert jazzowy w przeurokliwej części miasta, stanowiącej coś pomiędzy szczecińskim Pogodnem (stare urocze wille, mnóstwo przepięknych drzew) a Warszewem (wysoko położona, cudowny widok na miasto).

Producentem koncertu, podczas którego zagrali Sylwester Ostrowski, Piotr Wojtasik oraz Francesco Bruno z zespołem, był magazyn JazzIt, który zadbał także o poczęstunek przed koncertem. Francesco, o czym nie wiedziałem przed wyjazdem, okazał się bardzo popularnym we Włoszech autorem muzyki oraz tekstów. I faktycznie - sala, choć kameralna, była nabita.

Pierwsza cześć wydarzenia - spokojniejsza, bardziej stonowana, ale naprawdę urocza, należała do włoskich muzyków. Druga, zdecydowanie dynamiczniejsza, w której wyczuć dało się klimat lat 60. i jazzu z tamtego okresu, należała do Ostrowskiego i Wojtasika. Towarzyszyli im ich włoscy muzyczni przyjaciele z pierwszej części koncertu, który stanowił kropkę nad „i” naszej podróży. Niemała też w tym zasługa włoskiej publiczności wspaniale reagującej na solówki.

Pragnę dodać, że komfortowy przejazd ze Szczecina na lotnisko Tegel i z powrotem był możliwy dzięki uprzejmości firmy Interglobus ze Szczecina. Srebrny autokar z logo Follow me! punktualnie i bezpiecznie przewiózł nas na lotnisko. Proszę mi uwierzyć, że tak właśnie było!


Zobacz, gdzie znajdziesz nasz bezpłatny magazyn »


[Czytaj również on-line:

MM Trendy. Szczecin | Styl | Moda | Kultura. Serwis »](http://www.mmszczecin.pl/trendy)


od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto