Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MM Trendy. #Moto: Tu chodzi o konkrety

MM Trendy
MM Trendy
Trzeba przyznać, że „muscle car” to nie jest skomplikowany ...
Trzeba przyznać, że „muscle car” to nie jest skomplikowany ... Andrzej Szkocki
Trzeba przyznać, że „muscle car” to nie jest skomplikowany pomysł, ale właśnie dzięki temu trafił prosto w serca narodu spod znaku Statuy Wolności. W ten sposób, i przy wydatnym wsparciu amerykańskiego przemysłu filmowego, zaczęły rodzić się legendy.

Tekst: Maciej Weber / Foto: Andrzej Szkocki

„Bullit”, „Znikający punkt”, „Mistrz kierownicy ucieka” - trzy filmy, które na stałe wpisały się w historię kina. Filmy, które łączy ciekawy fakt - w każdym pierwszoplanową rolę odgrywa nie ta osoba, która pierwotnie miała to robić.

W „Bullit'cie” Petera Yatesa ciekawa fabuła i niezwykle charyzmatyczny główny bohater zostały przykryte sceną, w której czarny charakter za kierownicą czarnego Dodge Chargera z 1968 r. stara się zgubić Steve'a McQueena w zielonym Fordzie Mustangu z tego samego roku. „Znikający punkt” Richarda Sarafiana to z kolei popis władania Dodge Challengerem, natomiast „Mistrz kierownicy...” Hala Needhama to wręcz pean na cześć Pontiaca Trans Am.

Każdy z tych filmów to przykład tego, że nawet najlepsi aktorzy i najlepsze scenariusze mogą zostać ordynarnie zgaszone przez coś, co motoryzacja nazywa muscle carem.

Czym zatem jest i skąd wziął się ten wynalazek?

Dżinsy, kowboje i koszykówka

Muscle car to pomysł równie amerykański, co dżinsy, kowboje i koszykówka. W kraju, w którym pojęcie zakrętu jest tak samo obce, jak mała porcja w restauracji wymyślono, że szybki samochód to taki, do którego zainstalujemy silnik o pojemności przeciętnego jeziora, damy napęd na tył i ustawimy na torze, który będzie prosty jak konstrukcja dzidy bojowej i długi na 1/4 mili.

Nie jest to najbardziej skomplikowany pomysł, ale właśnie dzięki temu trafił prosto w serca narodu spod znaku Statuy Wolności. W ten sposób i przy wydatnym wsparciu amerykańskiego przemysłu filmowego zaczęły się rodzić legendy.

Tylko czy w tym wszystkim na pewno chodzi o legendę?

Pan Andrzej jest posiadaczem jednego z ładniejszych wytworów tej myśli technicznej. Od czterech lat jest właścicielem Plymoutha Satellite Sebring Plus z 1972 roku.

- Wiele osób już pisało o takich samochodach, że legenda, że wyssał z mlekiem matki, o duszy piszą i takie pierdoły, a tu chodzi o konkrety - mówi właściciel.

Do przodu jak rakieta

Jak więc wyglądają konkrety w samochodzie, który należy do jednego z najlepszych okresów amerykańskiej motoryzacji?

- To wersja z najmniejszym z silników V8, czyli 5.2 litra, 318 cali i takiej właśnie szukałem - mówi właściciel. - Plymouth z tym silnikiem posiada mniejszy dwu-gardzielowy gaźnik, co zmniejsza jego apetyt na paliwo - opowiada. - Wiadomo, że nie będzie to tak ekonomiczne, jak współczesne, małe samochody, ale w porównaniu z innymi muscle cars zużycie paliwa jest dużo mniejsze.

Trzeba przyznać, że pan Andrzej wie, co mówi - Mój poprzedni Dodge Charger potrafił zadowalać się 35 litrami paliwa na setkę. Silnik V8 nigdy nie był konstrukcją tworzoną do ekonomii. V-ósemka w każdym wozie ma dwa zadania: pchać do przodu jak rakieta kosmiczna i powodować podobną ilość hałasu.

Czy zatem z takim samochodem da się funkcjonować na co dzień w dużym mieście? Odpowiedź jest prosta - tak, da się pod warunkiem, że nie przeszkadzają Ci drobne niedogodności związane z jego użytkowaniem.

W ogromnej ilości dziedzin życia w Stanach Zjednoczonych rozmiar ma znaczenie. Ta prawda dotyczy również sfery motoryzacji. Jazdę plymouth'em po ciasnym mieście można porównać do układania puzzli w rękawicach bokserskich - nie jest to wykluczone, ale praktyczne - wcale.

Podobnie sprawa ma się z parkowaniem. Trzeba jedynie pamiętać, że zostawiwszy go na dłużej na parkingu można dostać nie mandat, a podatek od nieruchomości.

Więcej niż rozum

W takich momentach można zastanawiać się, dlaczego - pod pozorem rozsądku - wydajemy ciężko zarobione pieniądze na samochód, który może nam przysporzyć tylu kłopotów. Bądźmy szczerzy - kto, kierując się tylko rozumem, sprowadza czterdziestoletnie lub starsze samochody zza oceanu? Do takiej zabawy potrzebne jest coś więcej niż sucha kalkulacja. Co prawda plymouth przybył do Szczecina z Minnesoty w stanie niewymagającym nakładów finansowych, ale trzeba mieć świadomość, że każde takie auto potrzebuje trochę zaangażowania i traktowania tego chociażby jako hobby.

- Tylko trzeba uważać - opowiada właściciel - bo jak każde hobby, tak i to może wciągnąć bez reszty i pochłonąć zarówno czas, jak i pieniądze. Nie należy przesadzać. Ja kiedyś spędzałem przy tym praktycznie cały wolny czas.

Zatem posiadanie takiego wozu daje frajdę dopóki pamiętamy, że to wciąż samochód, a nie zabawka, którą będziemy dopieszczać. Auto ma jeździć, a plymouth robi to wspaniale.

Owszem jest miękki jak żelki owocowe, dyskretny jak karetka na sygnale, a zakup części możliwy jest głównie na zasadzie sprowadzania ich ze Stanów Zjednoczonych, to jednak nie zniechęca entuzjastów. Bo kiedy wsiądziesz do takiego samochodu i poczujesz tę moc i dźwięk grzmiący spod maski, możesz być pewien, że zostaną w twojej głowie do samego końca.

Plymouth Satellite Sebring Plus
Silnik: V8 5.2 litra
Moc: 230Km
Napęd: tylna oś

Zobacz, gdzie znajdziesz nasz bezpłatny magazyn »


[Czytaj również on-line:

MM Trendy. Szczecin | Styl | Moda | Kultura. Serwis »](http://www.mmszczecin.pl/trendy)


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto