Tekst: Maciej Webber / Foto: Sebastian Wołosz
Sławomir Włoszak i Łukasz Kot to członkowie stowarzyszenia 4x4 Zachodniopomorskie, których fascynacja off-roadem doprowadziła do wspólnych startów i naprawdę dobrej zabawy z motoryzacją. Jak mówi Sławomir Włoszak - Off-road jest jak błoto, w którym się go uprawia - wciąga.
Natychmiastowa fascynacja
- Zacząłem od quada - mówi pan Sławek. - Kupiłem, pojechałem w teren i tam spotkałem ludzi, którzy mieli terenówki. Kiedy zobaczyłem, co potrafi takie auto w porównaniu z quadem, tego samego wieczoru w internecie już szukałem samochodu do kupienia. I tak jeżdżę do dziś.
Początki Łukasza Kota też nie były związane z samochodami. - Dla mnie off-road zaczął się od motorów crossowych, a jazda samochodami terenowymi rozpoczęła się po skończonej przygodzie z motocyklami.
Po dwóch poważniejszych wypadkach poszedłem po rozum do głowy i spróbowałem czegoś łagodniejszego. To był właśnie off-road samochodowy. Z takim rozumowaniem trudno się nie zgodzić. Skoro kogoś i tak interesują wywrotki, lepiej turlać się na dachu niż na własnych plecach.
Można się wyżyć
Od pierwszych przygód z jazdą niestandardową do stowarzyszenia droga daleka, więc po co właściwie formalnie się organizować?
- Stowarzyszenie powstało by skupiać ludzi, którzy tak jeżdżą - wyjaśnia pan Sławek. - Ciężko się po prostu zorganizować, jeżeli jeździ się tylko z jednym czy drugim znajomym, a stowarzyszenie skupia wiele osób, więc zawsze jest z kim się spotkać. Oprócz tego organizujemy cykliczne imprezy typowo off-roadowe i mamy własny tor na powierzchni około 30 hektarów w Przypólsku koło Goleniowa. Tam mamy doły, mamy górki, jest błoto, więc można się naprawdę wyżyć.
W zawodach organizowanych przez 4x4 Zachodniopomorskie biorą udział ludzie, których ciężko połączyć jakąś wspólną cechą, poza zamiłowaniem do utrudniania sobie drogi. Ten sport uprawiają starsi, młodsi mężczyźni i kobiety.
Nie będzie wielką przesadą nazwać to „sportem dla każdego”, ale czy aby na pewno? Oczywiście off-road to samochody. Samochody to koszty, a koszty rosną wraz z zaangażowaniem w tę rozrywkę.
- Jeździmy generalnie samochodami terenowymi, w różnym stopniu zmodyfikowanymi - mówi pan Łukasz - Marki też się różnią - od Toyoty przez Mitsubishi po Land Rovery. - W moim przypadku to tylko i wyłącznie Nissan Patrol - dodaje pan Sławek - Żeby zacząć taki podstawowy off-road, potrzebny jest tylko samochód z napędem na cztery koła, ale jak się raz przejedzie, apetyt rośnie. Samochody mają coraz większe koła, coraz bardziej agresywny bieżnik, są coraz bardziej podnoszone i coraz bardziej wycinane. A zatem nie obejdzie się tu bez żyłki mechanika, a w ekstremalnych przypadkach dostosowywania konstrukcji do potrzeb, tym bardziej, że na trasie rajdu niejednokrotnie trzeba auto naprawiać. W końcu nawet czterej pancerni miewali okazjonalne awarie.
Sami nie jeżdżą
Czy w tym wszystkim tak naprawdę chodzi o sport? Wiele zależy od nastawienia zawodników. Są tacy, dla których liczy się dobra zabawa i cieszą się jeśli ukończą rajd, ale są i tacy, którzy jadą tylko po wynik. - Jest zasada, że nigdy się w teren samemu nie jedzie. Na zawodach zawsze jeździmy w zespole dwóch samochodów i pomagamy sobie nawzajem, nigdy nie zostawiamy nikogo na trasie - mówi pan Sławek.
Czas w tym sporcie nie jest najistotniejszy. Ta rozrywka to doskonała szkoła charakteru i nauka zaufania do drugiego człowieka. Niejednokrotnie kierowca musi zawierzyć pilotowi będąc przekonanym, że dalej nie można już pojechać.
- Czasem pieczątka na trasie jest w jakiejś głębokiej wodzie i auto zaczyna tonąć, a pilot tak musi pokierować, żeby szybko podjechać, przybić pieczątkę i odjechać zanim auto zacznie grzęznąć - mówi pan Łukasz.
Wiele miejsc na świecie i wiele przeżyć uświadamia ludziom, ile mogą z siebie wycisnąć. Ta zabawa, jak wiele innych sportów ekstremalnych, pokazuje też gdzie leży granica wytrzymałości - zarówno ludzi jak i sprzętu.
Czasem trzeba zawisnąć nad przepaścią, żeby przekonać się, do czego tak naprawdę jesteśmy zdolni i ile jesteśmy w stanie znieść. Jak mówi pan Łukasz - Off-road to piękna szkoła życia. Dopiero w tych najgorszych momentach człowiek się sprawdza. Nigdy nie było takiej sytuacji żebyśmy się na siebie obrazili, pokłócili czy ktoś zszedł z trasy. Zawsze razem jechaliśmy i zawsze razem wracaliśmy. Ja to mogę porównać tylko do żeglarstwa, które też uprawiam, bo zarówno na wodzie, jak i w błocie nie można zejść z okrętu. Trzeba walczyć do końca i nie poddawać się.
Zobacz, gdzie znajdziesz nasz bezpłatny magazyn »
[Czytaj również on-line:
MM Trendy. Szczecin | Styl | Moda | Kultura. Serwis »](http://www.mmszczecin.pl/trendy)
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?