Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Malczewskiego: Wykarczowała drzewa i zniszczyła żywopłot

Redakcja
Kilkadziesiąt osób nie zgadzało się z wycięciem drzew na podwórku przy ulicy Malczewskiego. Chciała tego tylko jedna kobieta.

Postawiła na swoim, wynajęła ludzi i zrobili potężny bałagan.

Na podwórku, między blokami przy ulicy Malczewskiego mieszkańcy mieli swoją zieloną oazę spokoju. Rosły drzewa owocowe, bez, był też żywopłot. Do porządku, wbrew woli pozostałym kilkudziesięciu(!) lokatorów, postanowiła wszystko doprowadzić jedna z sąsiadek. W październiku wynajęła ludzi, przyszli z piłami i z oazy zrobiło się pobojowisko.

- Nie słuchała nikogo. Mówiliśmy, by to zostawiła. Rosło tutaj kilkanaście drzew owocowych, w większości śliwy – mówi Witold Habroń. – Z okna mieliśmy, jak na Śródmieście, naprawdę ładny widok. Co teraz zostało? Bałagan! Żądamy, by ta kobieta została ukarana. Zgłosiliśmy sprawę do Zarządu Budynków i Lokali Komunalnych. Mówią, że nic nie mogą zrobić, bo to były drzewa owocowe. Zarządcą jest przecież miasto, a ona nie miała żadnego zezwolenia.

Pan Eugeniusz był jednym z tych, którzy przyczynili się do dewastacji terenu. Przyznaje się do wycięcia kilku drzew, nie wszystkich.

- Sąsiadka powiedziała, że ma wszystkie pozwolenia. Wycinaliśmy je z kolegą we dwóch, ale tylko cztery sztuki – przyznaje. – Chcieliśmy uprzątnąć teren, pozbyć się tych zagrażających bezpieczeństwu, wystających na chodnik. Następnego dnia nie było już żadnego, pnie zostały rozkradzione. Tego już nie wolno nam przypisywać.

U sprawczyni zamieszania byliśmy dwukrotnie. Nie chciała z nami rozmawiać, nie otworzyła drzwi.

W poniedziałek przy ulicy Malczewskiego odbyła się wizja lokalna. Przyjechali na nią przedstawiciele urzędu miasta, Zarządu Budynku i Lokali Komunalnych. Przyszło kilkudziesięciu mieszkańców, sprawczyni zamieszania nie odważyła się.

- Dwukrotnie wzywaliśmy tę panią do sprzątnięcia terenu. Wystawimy teraz trzecie ponaglenie, już ostatnie – powiedziały na spotkaniu Małgorzata Feldman i Grażyna Walewska z Zarządu Budynków i Lokali Komunalnych. – Jeśli nie zastosuje się do niego, sprzątniemy bałagan na swój koszt. Sprawę następnie skierujemy do naszych prawników i oni odzyskają pieniądze. Wobec kobiety wszczęte zostanie też najprawdopodobniej postępowanie w sprawie zniszczenia terenu.

To wszystko nie jest pocieszeniem dla mieszkańców. Prof. dr hab. Róża Kochanowska, emerytowany wykładowca z wydziału ochrony kształtowania środowiska z Akademii Rolniczej twierdzi, że kobieta dokonała w tym miejscu zbrodni na przyrodzie.

- Rosły tutaj drzewa owocowe, jarząb, żywopłot. Całe życie pracowałam w Akademii Rolniczej, ale nigdy takiego bestialstwa nie widziałam. Mieliśmy tutaj trochę zieleni, nie było widać śmietnika. Teraz przychodzą „obszczymurki” i załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne. Ziemia nie nadaje się już do zasadzenia w tym roku nowej roślinności – podsumowuje.,Postawiła na swoim, wynajęła ludzi i zrobili potężny bałagan.

Na podwórku, między blokami przy ulicy Malczewskiego mieszkańcy mieli swoją zieloną oazę spokoju. Rosły drzewa owocowe, bez, był też żywopłot. Do porządku, wbrew woli pozostałym kilkudziesięciu(!) lokatorów, postanowiła wszystko doprowadzić jedna z sąsiadek. W październiku wynajęła ludzi, przyszli z piłami i z oazy zrobiło się pobojowisko.

- Nie słuchała nikogo. Mówiliśmy, by to zostawiła. Rosło tutaj kilkanaście drzew owocowych, w większości śliwy – mówi Witold Habroń. – Z okna mieliśmy, jak na Śródmieście, naprawdę ładny widok. Co teraz zostało? Bałagan! Żądamy, by ta kobieta została ukarana. Zgłosiliśmy sprawę do Zarządu Budynków i Lokali Komunalnych. Mówią, że nic nie mogą zrobić, bo to były drzewa owocowe. Zarządcą jest przecież miasto, a ona nie miała żadnego zezwolenia.

Eugeniusz Żarnowski był jednym z tych, którzy przyczynili się do dewastacji terenu. Przyznaje się do wycięcia kilku drzew, nie wszystkich.

- Sąsiadka powiedziała, że ma wszystkie pozwolenia. Wycinaliśmy je z kolegą we dwóch, ale tylko cztery sztuki – przyznaje. – Chcieliśmy uprzątnąć teren, pozbyć się tych zagrażających bezpieczeństwu, wystających na chodnik. Następnego dnia nie było już żadnego, pnie zostały rozkradzione. Tego już nie wolno nam przypisywać.

U sprawczyni zamieszania byliśmy dwukrotnie. Nie chciała z nami rozmawiać, nie otworzyła drzwi.

W poniedziałek przy ulicy Malczewskiego odbyła się wizja lokalna. Przyjechali na nią przedstawiciele urzędu miasta, Zarządu Budynku i Lokali Komunalnych. Przyszło kilkudziesięciu mieszkańców, sprawczyni zamieszania nie odważyła się.

- Dwukrotnie wzywaliśmy tę panią do sprzątnięcia terenu. Wystawimy teraz trzecie ponaglenie, już ostatnie – powiedziały na spotkaniu Małgorzata Feldman i Grażyna Walewska z Zarządu Budynków i Lokali Komunalnych. – Jeśli nie zastosuje się do niego, sprzątniemy bałagan na swój koszt. Sprawę następnie skierujemy do naszych prawników i oni odzyskają pieniądze. Wobec kobiety wszczęte zostanie też najprawdopodobniej postępowanie w sprawie zniszczenia terenu.

To wszystko nie jest pocieszeniem dla mieszkańców. Prof. dr hab. Róża Kochanowska, emerytowany wykładowca z wydziału ochrony kształtowania środowiska z Akademii Rolniczej twierdzi, że kobieta dokonała w tym miejscu zbrodni na przyrodzie.

- Rosły tutaj drzewa owocowe, jarząb, żywopłot. Całe życie pracowałam w Akademii Rolniczej, ale nigdy takiego bestialstwa nie widziałam. Mieliśmy tutaj trochę zieleni, nie było widać śmietnika. Teraz przychodzą „obszczymurki” i załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne. Ziemia nie nadaje się już do zasadzenia w tym roku nowej roślinności – podsumowuje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto