Tadeusz Czapski, Grzegorz Bargielski, Zbigniew Borysewicz, Andrzej Russin i Roman Weczer założyli Elitarny Klub Górski o takiej nazwie. Co roku atakują jeden spory szczyt. Zdobywanie Mount Blanc trwało 4 dni, a przygotowania do wyprawy – aż pół roku.
– Czytaliśmy o tym szczycie, spotykaliśmy się i dyskutowaliśmy – mówi Czapski. – Tydzień wcześniej zorganizowaliśmy tygodniowy obóz kondycyjny. Pożyczyliśmy busa, załatwiliśmy bazę przez internet i pojechaliśmy.
Nasi alpiniści wiedzieli, że podczas zdobywania szczytu trzeba pić dużo wody z dodatkiem minerałów i witamin. Powietrze w górach jest suche, więc organizmowi potrzebna jest wilgoć. Bazę założyli w schronisku Chalet Tupilak w Les Houches niedaleko Chamonix. Żeby się zaaklimatyzować, ekipa zrobiła trzy wycieczki na około 2000 metrów nad poziomem morza.
– Największym niebezpieczeństwem podczas wchodzenia na szczyt jest wysokość – mówi Roman Weczer, prezes klubu.
– Jeżeli ktoś się słabo znosi panujące w górze warunki, to ma problemy ze zdrowiem.
Namioty zostawili w schronisku. Drugą noc spędzili w schronie Vallot. Wiał bardzo silny wiatr, na szczycie dochodził do 100 km/h. Dwóch kolegów postanowiło wrócić do schroniska, poszli w trójkę związani liną.
– Jeżeli jeden spada, to drugi rzuca się w inną stronę, żeby utrzymać równowagę – tłumaczy Grzegorz Bargielski. – Gdy silnie wiało, rzucaliśmy się na ziemię i czekaliśmy.
– W schronie Vallot było miejsce dla dziesięciu osób – wspomina Czapski. – Położyliśmy się spać. O piątej rano ściany schronu zaczęły jęczeć od wiatru. Ludzie, którzy wyszli w środku nocy w kierunku szczytu, wracali i chowali się do naszego schronu. Znalazło się tam ponad 30 osób. Było tak ciasno, że nie mogliśmy się ruszyć.
O ósmej pogoda się poprawiła i ruszyli wyżej. Po dwóch godzinach byli na szczycie.
– Na Mount Blanc byliśmy tylko w trójkę – wspomina Czapski. – Szczyt jest duży i płaski, po 40 minutach zaczęliśmy najtrudniejszy etap: chcieliśmy zejść żywi. Najwięcej wypadków zdarza się właśnie przy schodzeniu.
– Szczyt atakuje się na adrenalinie – dodaje Bargielski. – Każdy jest skupiony, zdeterminowany, chce, żeby się udało. Na górze następuje rozluźnienie, jest radość, uściski, gratulacje, a potem trzeba zejść. Ciężko jest ponownie się skoncentrować. Dopiero na dole można sobie pogratulować. W schronisku zabrakło wody. Żeby się napić, alpiniści musieli topić śnieg.W schronisku było tylko piwo o nazwie Mount Blanc. – Takiego paskudztwa w życiu nie piłem – dodaje ze śmiechem Czapski.
Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?