Długie włosy, rockowe zacięcie, gitara oraz poczucie humoru. Tak w skrócie można przedstawić Andrzej Malcherka, właściciela Free Blues Clubu oraz lidera grupy Free Blues Band. Przez ponad 30 lat istnienia jego kapela osiągnęła to, o czym mogą jedynie pomarzyć inne tuzy polskiej muzyki.
- Gramy od ponad 30 lat i to jest to, co kochamy, czym żyjemy i chcemy robić do końca – mówi. – Nie gramy dla pieniędzy a z pasji. Klub wygląda tak, jak w moich marzeniach. Jesteśmy cenieni nie tylko w Polsce, ale w różnych zakątkach Europy i w wielu stanach USA. Przez ponad 18 lat jego istnienia zorganizowaliśmy u siebie ponad trzy tysiące koncertów. Nie każdy u siebie w domu miał Johna Scofielda czy Johnny’ego Wintera oraz grał z Ianem Paice z Deep Purple czy Tadeuszem Nalepą. W domu mam specjalną szafę z większością zarejestrowanych występów.
Klub powstał w dosyć nietypowy sposób. Grupa początkowo grała w Transie. Pewnego razu, po jednym koncercie przyjechali pod obecną siedzibę.
- I tak się zaczęło. Stwierdziliśmy z żoną Agnieszką, dlaczego tutaj nie zrobić klubu? Przecież graliśmy w gorszych spelunach – wspomina Andrzej Malcherek. – Miały być kosmetyczne zmiany. Skończyło się na tym, że remont trwał 1,5 roku. Włożyliśmy w to tyle kasy, że można wybudować willę na Pogodnie. Ale opłaciło się. Gdybym miał wybór – zrobiłbym to raz jeszcze.
Kolejną pasją muzyka jest motoryzacja. Z wykształcenia jest inżynierem mechanikiem. Jest zakochany w amerykańskich samochodach. Kilka dni temu kupił coś, czego nie zobaczymy na polskich drogach: Mercurego Grand Marquis Broughama z 1975 roku.
Samochód wyposażony w silnik o mocy 360 koni mechanicznych oraz pojemności 7,5 litra przyjechał ze Stanów Zjednoczonych.
- To nie ma być auto na pokaz, a normalne użytkowe, którym będę jeździł na co dzień – mówi. - W 1975 roku u nas jeździły syrenki, warszawy. W Stanach taki krążownik kosztował 6,5 tysiąca dolarów i był oferowany zwykłym ludziom. W tym są wszystkie oryginalne części. Blacharka wymaga poprawek, ale sam to zrobię w wolnym czasie. Z ogromną przyjemnością.
Samochód posłuży jeszcze do jednej ważnej uroczystości. Pod koniec kwietnia Andrzej Malcherek i jego żona Agnieszka obchodzą 25 rocznicę małżeństwa.
- Pewnie gdzieś nim pojedziemy – mówi.
Muzycy na każdy swój koncert jeżdżą jeszcze innym amerykańskim czterokołowcem – dodgem. Ma sporą pakę, w którą bez problemu można załadować wszystkie niezbędne instrumenty. Malcherek przyznaje jednak, że jego największe marzenia związane są z muzyką.
- Chciałbym ściągnąć do Free Blues Clubu brytyjską grupę jazzrockową Colloseum oraz Deep Purple. Z tymi pierwszymi jest duża szansa i niewykluczone, że się spełni. Moim kolejnym osobistym marzeniem jest znalezienie perkusisty, który będzie normalny. Z tym do tej pory jest największy problem - podsumowuje ze śmiechem artysta.
Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?