Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak wyglądały sylwestry w 1939 i 1945

GJ
GJ
Tuż przed sylwestrem 1945 roku wprowadzono prohibicję. Ale Polak potrafi. Aby ominąć zarządzenie wódkę sprzedawano jako tajemnicze mikstury w stylu „mleko od wściekłej krowy”.

Grudzień 1939 roku. Wydawałoby się, że pierwsza wojenna gwiazdka musi się wiązać z wyrzeczeniami. Tak jednak nie było. Po zajęciu Polski wojna nadal trwała, ale była to dziwna wojna. Wielka Brytania i Francja nie prowadziły działań ofensywnych na lądzie i w powietrzu. Rzesza dokonywała dopiero przegrupowań przed atakiem na Zachód. Mimo nakazu zaciemnienia, Szczecin położony z dala od „frontu” był rozświetlony tysiącem świateł.

- Stan wojenny z Anglią i Francją był raczej teoretyczny i przez ulicę wyraźnie lekceważony – mówi Roman Tesze, pasjonat szczecińskich dziejów. – Można sobie wyobrazić jak wyglądał Szczecin. Tradycyjnie już na placu Królewskim (pl. Żołnierza Polskiego) ustawiono kilka tygodni wcześniej szereg wysokich bogato przyozdobionych jodeł, pochodzących z pomorskich lasów.

Przed świętami na placu i przy sąsiednich ulicach stanął tradycyjny jarmark, podczas którego można było wybrać się do różnokolorowych kramów. Obok ozdób choinkowych były to winiarnie, stoiska rybne, stoiska ze słodyczami. Podobnie hucznie świętowano sylwestra.

- O północy różnokolorowe fajerwerki niezliczonymi wybuchami rozjaśniły niebo, strzeliły korki win musujących, które lały się strumieniami - mówi Tesze .- Francuski szampan był źle widziany.

Rok 1944 – święta w wymarłym mieście

Szczecin nie przypominał wyglądem dumnego miasta z początku wojny. Naloty aliantów wywarły na nim piętno. Apogeum przypadło na 1944 rok. W połowie sierpnia brytyjskie bombowce zbombardowały Gocław, Stare Miasto, Śródmieście i Niebuszewo. Zginęło ponad 1100 osób, a około półtora tysiąca było rannych. Również tragiczny okazał się kolejny nalot, przeprowadzony z 29 na 30 sierpnia. Lista ofiar powiększyła się o 1300 osób zabitych, a 90 tysięcy szczecinian pozostało bez dachu nad głową.

Ich efektem były zniszczenia szacowane na 90 procent, dotyczące praktycznie wszystkich elementów portu: urządzeń przeładunkowych, magazynów, nabrzeży, barek i holowników. Zniszczenia były na tyle poważne, że pierwsze statki, które przybywały po wojnie do Szczecina, rozładowywano i załadowywano ręcznie. Dotyczyło to nawet towarów masowych, np. węgla.

Święta w wymarłym mieście wyglądały tragicznie. Front zdawał się być jeszcze daleko, nadzieje na zwycięski koniec wojny wydawały się przedłużać. Płynęły pokrzepiające wieści z Zachodu, gdzie trwała ofensywa w Ardenach, jednak wiele osób powątpiewało w zwycięstwo.

- Miasto na pewno tonęło w ciemnościach – opowiada Roman Tesze. – Z murów poznikały plakaty reklamujące najlepsze miejsca rozrywki. W zamian pojawiły się hasła propagandowe, których zadaniem było podtrzymanie upadającego ducha. Wojna totalna rządzi się swoimi prawami: ludność cywilna musiała się zadowolić coraz mniejszymi przydziałami żywności. Większość mężczyzn zapewne zmobilizowano, nie tylko tych w sile wieku, ale wszystkich, którzy potrafią unieść karabin.

Polski rok 1945 – pod opieką Dzieciątka Jezus

Po wielu perypetiach Szczecin jest Polski. Ludzie, którzy przeżyli wojnę, cieszą się, życiem. Nawet tutaj na „Dzikim Zachodzie”, gdzie rządzi prawo i pięść. W Szczecinie nie jest bezpiecznie. Czerwonoarmiści, bandy szabrowników, Niemcy wrogo nastawieni do Polaków, to sprawia, że życie jest trudne.

- Pod koniec tego pierwszego powojennego roku czynne było połączenie z centralną Polską – wyjaśnia Tesze. – Uruchomiono pierwsze linie tramwajowe, działała poczta, elektrownia, wodociągi miejskie. Przed sylwestrem zdołano zainaugurować pracę teatru i rozgłośni radiowej.  

O żywność było trudno, produkty spożywcze było dostarczane nieregularnie i trzeba było stać po nie w kolejkach. W mieście były także kłopoty z opałem. Jedna z opowieści dotyczących świąt tego roku dotyczy szaleńczej wyprawy statku „Piast” z ładunkiem do Szczecina. Dlaczego szaleńczej? Szczeciński port był zniszczony. Urządzenia przeładunkowe nie istniały, podobnie flota. Tor wodny ze Świnoujścia do Szczecina był zamulony w wielu miejscach, usiany wrakami i minami.

- W takich warunkach odbył się rejs statku „Piast” ze Świnoujścia od Szczecina - mówi Antoni Ratajczak, kapitan żeglugi wielkiej. – Podróż odbywała się w fatalnych warunkach nawigacyjnych. Załoga szła na wyczucie, według „własnego nosa”. Ryzyko było duże. A powodem tego był ładunek śledzi, który znajdował się na pokładzie. Był przeznaczony dla mieszkańców Szczecina. 24 grudnia statek szczęśliwie przybił do Wałów Chrobrego. Był pierwszą jednostką, która po wojnie zawinęła w to miejsce. Pewnie Dzieciątko Jezus czuwało nad załogą.

„Piast” był pierwszą jednostką pod polską banderą, która pływała na wodach zalewu szczecińskiego. W suplemencie do „Encyklopedii Szczecina” możemy znaleźć informację, że do 1945 roku nosiła nazwę „Fortune”. Podczas pierwszego rejsu płynęła prawdopodobnie pod dowództwem kpt. Karla Schulzego.

Ale były też zakazy. Tuż przed sylwestrem wprowadzono prohibicję. Decyzję o „zakazie sprzedaży napojów wyskokowych” podjął wicewojewoda Jan Kaniewski. Ale Polak potrafi.

- Aby ominąć zarządzenie wódkę sprzedawano w butelkach po oranżadzie albo reklamowano jako tajemnicze mikstury w stylu „mleko od wściekłej krowy”, bądź sprzedaż alkoholu zakamuflowanego jako lemoniada.

Marek Jaszczyński
Na zdjęciu ulica Wyszyńskiego (Breitestrasse) w świątecznej scenerii.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto