Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Grudzień ’ 70 - Pamiętamy

Robert Duchowski
Robert Duchowski
Na budynku przychodni przy ul. Starzyńskiego odsłonięta została tablica poświęcona pracownikom tej placówki, którzy w czasie tragicznych wydarzeń grudniowych w 1970 roku nieśli pomoc postrzelonym ludziom. 18 osób otrzymało imienne medale będące jej kopią.

Napis na tablicy głosi: „Miejsce uświęcone krwią Polaków. W hołdzie pracownikom służby zdrowia, tym którzy 17 grudnia 1970 roku nieśli pomoc walczącym o wolną Polskę”.

Doktor Zbigniew Zdanowicz nie kryje wzruszenia. To on jest inicjatorem uhonorowania ludzi ze służby zdrowia. Przygotowania trwały ponad rok i bywało, że szły jak po grudzie, bo nie wszyscy doceniali i rozumieli inicjatywę lekarza.

– Było tyle rocznic, tylu osobom wyrażono wdzięczność, oddano cześć, ale ciągle zapominano o służbie zdrowia – mówi z żalem. – Dlatego postanowiłem to zmienić. Jestem bardzo szczęśliwy, że się udało, że zdążyliśmy. Bo ci którzy wtedy ratowali życie, są dziś w podeszłym wieku, a paru już nie ma wśród nas.

W ciągu paru godzin placówka została zamieniona w szpital polowy. Zgromadzono wodę, przygotowano wszystkie zestawy narzędzi chirurgicznych. Za oknem wywieszono flagę z czerwonym krzyżem.

– To ja ją uszyłam – mówi cicho emerytowana pielęgniarka, Halina Kozioł. – Z chusty chirurgicznej, kawałka prześcieradła i flagi państwowej. Pamiętam jak tłum ludzi przeszedł przed oknami przychodni, a potem słychać było strzały. Przynoszono pierwszych rannych. To byli bardzo młodzi mężczyźni…

Personel przychodni nie opuszczał jej przez dwie doby. Obawiano s i ę wszystkiego, bo naprzeciwko była komenda milicji. Wśród rannych byli stoczniowcy, mieszkańcy Szczecina, ale także milicjanci. Ale o nazwiska nie pytano. Wszystkich przebierano w lekarskie fartuchy. Doktor Zdanowicz powtarzał, że w tej placówce ma być pomoc, azyl i bezpieczeństwo dla każdego.

Pielęgniarka Danuta Szewczuk po raz pierwszy w życiu zobaczyła ranę postrzałową, rejestratorka Anna Żygała do dziś pamięta dławiący strach i smród gazu łzawiącego. Obie pamiętają walkę lekarzy o życie postrzelonego mężczyzny. W zaciśniętej dłoni trzymał kamień.

– Otworzyliśmy klatkę piersiową, robiliśmy masaż serca – opowiada emerytowany chirurg Wojciech Włodarczak. – Niestety, nie udało się. Mężczyzna zmarł. Pamiętam, że były jeszcze trzy ofiary śmiertelne. A rannych było kilkudziesięciu.

Po 35 latach kamień z dłoni zabitego został wmurowany w fundament pomnika poświęconego ofiarom grudnia, który stanął na placu Hołdu Pruskiego.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto