Dziki pod drzwiami

– Strach wyjść na spacer – napisał Cinek, internauta z naszego portalu www.mmszczecin. pl. – Zwierzęta spacerują ulicami wposzukiwaniu jedzenia. Można je spotkać również na cmentarzu. Niedawno był jeden odstrzał, jednak to nie pomogło. Wciąż spokojnie chodzą wśród ludzi. Widziałem, jak wychodzą z lasu. Wyglądają bardzo groźnie. Boimy się, że w końcu mogą zrobić komuś krzywdę.

Ryszard Czeraszkiewicz, łowczy miejski, doskonale zna istniejący problem. Mówi że, wielokrotnie interweniował na terenie Dąbia.

– Ostatni raz działałem tam w ubiegłym tygodniu – mówi. – Przy samym cmentarzu odnotowałem tylko jedno zgłoszenie. Dziki najczęściej chodzą w okolicach ulic Słupskiej i Tczewskiej. Najprawdopodobniej podchodzą od strony rzeki. Za wszelką cenę trzeba je wypłaszać. Nie można pozwolić im się oswoić.

Czeraszkiewicz twierdzi, że wina, w dużej mierze, leży po stronie mieszkańców dzielnicy. Według łowczego ludzie wyrzucają przez okna jedzenie. Dziki zwabiają również ci, którzy nie boją się tych zwierząt i świadomie je dokarmiają. Nie zdają sobie sprawy z tego, że mogą być bardzo niebezpieczne.

Łowczy apeluje, by ich nie dokarmiać! Dzikie zwierzęta należy nauczyć strachu przed ludźmi, bo jest to ich jedyna szansa na przetrwanie. Na ulicy Tczewskiej kilkakrotnie dochodziło do wypadków spowodowanych wtargnięciem zwierząt na jezdnię. Za każdym razem, dziki ginęły. Ginęły, bo były oswojone i nie bały się wyjść z ukrycia.

Każdy, kto zauważy dziki chodzące po dzielnicy powinien jak najprędzej zgłosić to dyżurnemu technicznemu miasta. Zgłoszenia przyjmowane są pod numerem telefonu 968. Dyżurny poinformuje wtedy łowczego, który upora się ze zwierzętami.

– Nie usypiam tych zwierząt, tylko je wypłaszam – zapewnia.