Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dar Szczecina z Aarhus wypływa w niedzielę

GJ
GJ
Załoga jachtu podzieliła się z nami wrażeniami z początku The Tall Ships' Races 2007, które za miesiąc zakończą się w Szczecinie.

Czwartek, 5 lipca to pierwszy oficjalny dzień imprez The Tall Ships' Races w Aarhus. Całość miała się rozpocząć o godz. 14. Miała, bo nie jesteśmy do dziś przekonani czy się odbyła.

Gdzie ten początek?
Wszyscy wystrojeni w firmowe stroje udaliśmy się pod największą scenę (wskazał ją jeden z oficerów łącznikowych), a tam zonk - nikogo nie było. Dopytaliśmy czem prędzej o szczegóły w pobliskim punkcie informacyjnym i okazało się, że powinniśmy sie udać na scenę dokładnie z drugiej strony portu. Szybkim krokiem się tam udaliśmy i.... chyba trafiliśmy OK. Dlaczego chyba? Bo byliśmy jedyną załogą, która tu przybyła (oprócz nas było kilka łajz* i zagubieni turyści), na scenie występował chór męski śpiewający na szczęscie „normalne” piosenki (np. I'm a sailor Roda Stewarda). Nikt nie przemawiał, nikt nic nie otworzył, choć musimy przyznać, że z powodu lekko okrężnej drogi spóźniliśmy się z 10 minut. Tak zatem odbyło się otwarcie The Tall Ships Races (a przynajmniej mamy nadzieje że się odbyło :).

Tego dnia kapitan wraz z drugim oficerem (ten od żywności) zrobili nam niespodziankę i zaproponowali, aby dzisiejszy obiad odbył się w lokalnej (naszym zdaniem niemal luksusowej) pizzerii. Załoga po krótkiej naradzie jednogłośnie poparła ten pomysł obiema rękoma. Pizza była pyszna, każdy zamówił to na co miał ochotę, i nawet dostaliśmy coś do popicia. Z pełnymi brzuchami wróciliśmy na jacht, gdzie musiała nastąpić krótka przerwa na ułożenie się wszystkiego.

Deszcz nie przeszkadzał w tańcach
Nie oszukujmy się, tego dnia wszyscy żyli i czekali na wieczór, na Crew Party, imprezę zorganizowaną specjalnie dla załóg wszystkich jachtów. Zastępca rozdał czerwone i zielone obroże (paski na rękę) uprawniające do wejścia na silnie strzeżony teren zabaw i rozrywek cielesnych. Starym zwyczajem na początek udaliśmy się w celach spożywczych do namiotu ze szwedzkim stołem. O jedzeniu nie będziemy się rozpisywać, bo nie warto. Najsmaczniejsza była pepsi. Aura nie dopisywała czyli oczywiście był deszcz. Troszkę to krzyżowało plany, bo tańce miały się odbywać pod gołym niebem. Załogi jachtów jeszcze pod namiotami szybko się zintegrowały i zaczęły się śpiewy i okrzyki, najpierw ogólno żeglarskie, poźniej bardziej stadionowe, a zakończyło się na śpiewaniu różnych światowych przebojów – Labamby, Yellow Submarine, Lion King, a nawet Czterej Pancerni i Ogórek Ogórek. Największą popularnością cieszyła się załoga Cuauhtemoca z Meksyku, wokół której zgromadziły się tłumy. Ponieważ atmosfera została rozgrzana do czerwoności (zarówno przez śpiewy jak i piwko – tylko dla pełnoletnich) deszcz już nie mógł przeszkodzić w tańcach. Zespół koncertował na żywo grając różne światowe przeboje. Nastąpiła pełna integracja. Wszyscy tańczyli i skakali – wyginam śmiało ciało, wyginam śmiało ciało...

Szczegółów dalszej części imprezy postanowiliśmy nie przytaczać, bo mogą to czytać rodzice.

Buzi daj...
Dzień się skończył w nocy, a może i nad ranem. Pobudka nastąpiła o... ósmej rano. Zawsze się budzimy o ósmej rano. Budzimy? Budzi się jedna osoba – kambużnik, a potem wywleka wszystkich z koi, aby spożyli to nad czym on się męczył od godziny. I tak rozpoczął się dzień kolejny, dzień sportowy.

Kadra zaproponowała, a zarazem ustaliła że wszyscy na ochotnika wystartują w zawodach sportowych. Zgłosiliśmy się do siatkówki plażowej (choć plaża to jest pewnie z 5 km dalej) i piłki nożnej na asfalcie. Biorąc pod uwagę nasze umiejętności poszło całkiem nieźle, troszkę wygraliśmy, troszkę przegraliśmy (ale kto może wygrać z załogą Daru Młodzieży, albo Sedova). Najważniejsze że się wszyscy dobrze bawili.

O godz. 16 odbyła się parada załóg. Wystrojeni, z Marianem i Zdzichą (dwa szczecińskie gryfy) udaliśmy się na teren parady. Do tej części przygotowywaliśmy się jeszcze w Szczecinie, ale... poszliśmy częściowo na żywioł. Na pewno sprawdziły się nasze bębny, choć jeden uległ bezpowrotnemu uszkodzeniu przez rozczłonkowanie. Największą furorę były okrzyki, które wznosiliśmy.

"Dziesięciu murzynków
W spodenkach na szelkach
Taką piosenkę
Wam zaśpiewa

O Helena
O buzi buzi daj
O Helena
O ram tam tam..."

(to nie jest koniec, ale nie będziemy przynudzać)

Zdarte gardła
Z pewnością byliśmy dostrzegalni i słyszalni, ludzie bili nam brawo, a my z użyciem gryfusiów brataliśmy się z najmłodszymi mieszkańcami Aarhus. Z pewnością Crew Parade możemy uznać za udane. Jedyny efekt uboczny to totalnie zdarte gardła – szczególnie Bola, który starał się zapanować nad tym całym zgiełkiem.

Wieczorem odbywał się obiad kapitański, a jak kota nie ma to myszy harcują. Zatem na godzinę 20 (nie trudno zgadnąć o której była kapitańska impreza) zaprosiliśmy załogi jachtów na śpiewy gitarowe. Gitary były cztery, ludzi .....psssssst.... nie możemy powiedzieć, bo kapitan się dowie. Było naprawdę fajnie. Warto zaznaczyć, że odwiedziły nas także załogi zagranicznych jachtów.

Znów nastąpiła krótka noc, za krótka. Śniadanie jak zwykle o ósmej. W załodze widać syndrom niewyspania. Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Dziś dzień techniczny, który częściowo poświęcimy na odpoczynek, częściowo na sprzątanie, a częściowo na zwiedzanie nieodkrytych jeszcze zakątków Aarhus. W morze już jutro... oj będzie kiwać....

Pozdrawiamy
Załoga jachtu Daru Szczecina

* łajza – potoczny skrót od Liaison Officer czyli oficer łącznikowy – osoba z ramienia organizatorów, która opiekuje się załogą określonego jachtu, choć czasami wprowadza trochę zamieszania

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto