Byłam dziennikarką i matką, a potem przyszła wojna
Sofia czekała na wojnę, ale nie wierzyła, że ona wybuchnie. Czekała wraz z innymi zagranicznymi dziennikarzami, którzy od 1,5 miesiąca znajdowali się na Ukrainie. Świat mediów wiedział, że coś będzie na rzeczy: słuchali, co mówi Joe Biden, co mówi Putin i co mówi Wołodymyr Zełenski.
- Pracowałam w doświadczonej ekipie dziennikarskiej. Koledzy z zespołu wcześniej byli na wojnie i doskonale wiedzieli, co się dzieje i czego należy się spodziewać. Któregoś dnia, krótko przed wybuchem tej na Ukrainie, jeden z dziennikarzy, z pełną powagą powiedział: - Sofia, bierz córkę i uciekaj. Powiedział to w taki sposób, że dotarło do mnie to, że wojna wybuchnie naprawdę. Dotarło do mnie, że jeżeli tak się stanie, a ja będę tu sama bez córki, może okazać się, że nie zrobiłam wszystkiego, by ocalić dziecko
- relacjonuje Sofia.
Kiedy wybuchła wojna Sofia spała, jak wielu innych mieszkańców Ukrainy. O 5 rano obudził ją dźwięk syren. Jak sama mówi - innych niż te strażackie. Dziennikarka czuła, że coś jest nie tak. Spanikowana weszła na dziennikarską grupę whatsupa i przeczytała: wybuchła wojna. W jednej chwili zawalił się świat i życie Sofii Kochmar-Tymoshenko oraz tysiącom innym mieszkańcom Ukrainy.
Dla córki stała się uchodźcą, choć poczucie misji dziennikarskiej odczuwa na każdym kroku
Dla Sofii sytuacja w której się znalazła była i jest bardzo trudna emocjonalnie. Wraca wciąż myślami do decyzji o opuszczeniu kraju:
- To bardzo trudne dokonać wyboru. Zostawiłam tam dorobek życia, pracę i rodziców. Był moment, w którym rodzice mogli przekroczyć granicę, ale akurat przebywali osobno. Podjęli decyzję, że skoro nie mogą tego zrobić razem, nie zrobią tego w ogóle i będą się wspierać. Tak sobie myślę, że to jest ważne w tej wojnie - wzajemne wsparcie. Dla wielu z nas wojna ma kilka wymiarów - ten ojczyźniany, ale także prywatny. W wielu rodzinach padły złe decyzje: mężowie zostawiają żony, żony zostawiają mężów. Rodzice zostali razem, a ja bez męża i z dzieckiem daleko.
Sofia do końca nie wiedziała, czy czyni właściwie opuszczając swój kraj. Decyzję pomogła jej podjąć matka, która powiedziała, że ma w tej chwili kierować się tylko dobrem córki, Anny.
Putin! Ty ch**
Zadaniem Sofii w chwili wybuchu wojny było doprowadzenie 9 osób z ekipy dziennikarskiej na granicę. Cały zespół znajdował się w budynku hotelu w Kijowie, w piwnicy.
-Kiedy wychodzisz z piwnicy, nie wiesz co się dzieje. Wyjeżdżając z parkingu hotelowego, na ręce napisałam numer telefonu do mojej mamy oraz grupę krwi, ponieważ nie wiedziałam, czy przeżyję. W tym czasie moja córka była z rodzicami mojego męża - cała trójka zmierzała już w stronę granicy, mieliśmy spotkać się tam, Zrozumiałam, że spoczywa na mnie podwójna odpowiedzialność: za moją ekipę i za dotarcie do mojego dziecka.
Podczas przedostawania się na granicę Sofia cały czas pracowała: nawiązywała kontakty, była tłumaczem, dbała o bezpieczeństwo współpracowników, dla których bariera językowa była nie do przeskoczenia. Kiedy dotarli na granicę, ze względu na wykonywany zawód, dziennikarce udało się ją przekroczyć już w jedną noc. Wzięła swoje dziecko i.. cofnęła się z nim na ręku, by pomagać straży granicznej w tłumaczeniu.
Pobyt na granicy i przejście przez nią dziennikarka odbiera jako traumatyczne doświadczenie:
- Nie widziałam trupów, nie widziałam śmierci, ale to, co zobaczyłam na granicy jest dla mnie dramatycznym doświadczeniem. Tysiące ludzi uciekających ze swojej ojczyzny. Zostawiają dorobek życia i ja w tym wszystkim.. Chciałam im wszystkim pomóc. Miałam śpiące dziecko na rękach, z którym pracowałam całą noc. Pomagałam straży granicznej w tłumaczeniu, a Anna spała na moich rękach i wtulona we mnie rozumiała, że musi być cicho... W pewnym momencie przeszliśmy przez granicę drugi raz. I zostałyśmy uchodźcami.
Sofia: bycie uchodźcą to akceptacja
Dla Sofii pogodzenie się z tym, że jest uchodźcą to proces. Kiedy przekroczyła granicę Polski nie w roli turysty, a uchodźcy, dotarło do niej, że nie jest znaną ukraińską dziennikarką, a matką bez środków do życia.
- Wszyscy na nas czekali. To było dla mnie dziwne. Byłam wcześniej w Polsce i teraz było jakoś inaczej. Coś się zmieniło: wszyscy mnie częstowali herbatą, pytali czy nie jestem głodna, a ja myślałam: - Przecież jestem dobrą, ukraińską dziennikarką, to ja powinnam pomagać. Ale za chwilę doszło do mnie, że tym razem to i ja potrzebuję pomocy, bo jestem sama. Bardzo trudno mi zaakceptować moje nowe ja, bo ja przecież jestem Sofia - międzynarodowa dziennikarka, która biegle włada czterema językami. Mam międzynarodowe doświadczenie dziennikarskie, ale teraz jestem tylko albo aż matką z dzieckiem w obcym kraju i bez żadnego planu na przyszłość.
To wszystko jest dla mnie bardzo trudne, pierwszy raz rozmawiam z kimś o wojnie.
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?