Wżeniłem się w rodzinę zegarmistrzów – opowiada. – Teść miał zakład w Stargardzie Szczecińskim, szwagier miał z nim pracować, ale poszedł do wojska. Trochę się bałem, ponieważ nie miałem zdolności manualnych, a w tej pracy potrzebna jest precyzja.
Jednak wszystko się dobrze ułożyło.
Początki nie były łatwe. Kiedy Szpilewski rozkręcił pierwszy budzik, śruby wystrzeliły w powietrze. Szukał ich przez dwa dni.
– Teść powtarza, że są zegarmistrze i czyszczaki – śmieje się pan Włodzimierz.
– Zegarmistrze to ci, którzy podczas pracy myślą, a nie tylko mechaniczne wykonują czynności. Dobry zegarmistrz musi być ambitny i cierpliwy, nie może się łatwo poddawać.
W 1985 roku zdał egzamin mistrzowski i otworzył zakład na osiedlu Słonecznym. Przez dwa lata dojeżdżał do pracy ze Stargardu, potem wraz z rodziną przeprowadził się do Szczecina.
Firma ledwie się mieściła w klitce w popularnym „Żółtku”. Dziś ciągle jest w tym samym budynku, ale zajmuje dużo większe pomieszczenie.
– Zawód powoli zanika – mówi ze smutkiem rzemieślnik. – Ludzie nie mają potrzeby naprawiania starych zegarków, wolą kupić nowy. Zdarzają się klienci przywiązani do starych zegarków, ale jest ich coraz mniej.
Strefa Biznesu: Najatrakcyjniejsze miejsca do pracy zdaniem Polaków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?