Szerokim gestem zaprasza do środka. Ubolewa, że nie ma słynnej nalewki z 21 ziół, której przepis dostał w Wilnie od Melchiora Wańkowicza. Niewielką powierzchnię pokoju w Domu Kombatanta wypełniają półki z książkami. Są tu wszystkie pozycje o Szczecinie, Wilnie i Józefie Piłsudskim. Na poczesnym miejscu wisi portret Marszałka.
– Jestem wychowany w kulcie Piłsudskiego – przyznaje Stanisław Lagun. – Ojciec był legionistą, walczył z Marszałkiem pod Kijowem, a i ja znałem go osobiście. Poznałem go, gdy przyjechał do nas na obóz harcerski pod Wilnem. To był rok 1933. Siedział z nami przy ognisku i pamiętam słowa, które wtedy powiedział. „My wam wywalczyliśmy niepodległość, ale wy będziecie rządzić. Jeśli zwrócicie się na wschód, to cofniecie się o jeden wiek, jeśli na zachód to pójdziecie do przodu”.
Stalówki pod paznokcie
Szczęśliwe wileńskie lata przerwała wojna. Aresztowany przez Rosjan został ojciec Laguna, a potem on sam. Przeżył koszmar przesłuchań, tortur zadawanych stalówką wbijaną pod paznokcie. Za próbę zniszczenia ustroju radzieckiego dostał podwójną karę śmierci zamienioną na 20 lat katorgi w łagrze, w tajdze pod Irkuckiem.
- Wieźli nas tam w bydlęcych wagonach przez dwa miesiące – opowiada. – Mieszkaliśmy w ziemiankach. Zimą mróz dochodził do minus 40 stopni. Atakowały nas wilki, dziesiątkowały choroby, głód. Po półtora roku z trzech tysięcy mężczyzn zostało tylko 74.
Dzięki pomocy Rosjanina udało mu się uciec w przebraniu kolejowego maszynisty. Po miesiącach wędrówki dotarł do Wilna. Był prawie przy domu, gdy został aresztowany – tym razem przez Niemców. Wywieziono go do obozu pracy pod Kassel w Niemczech. Tam był do końca wojny. Chciał dostać się do Wilna, odnaleźć rodziców. Znalazł się w transporcie do Szczecina. Dopiero wiele lat po wojnie spotkał się z mamą. Tata nie żył.
Zmysł po babce Lagunowej
Lagun przyjechał do Szczecina w dniu swoich imienin, 8 maja.
– Wtedy, w czterdziestym piątym, miasto wyglądało okropnie. Gruzy, zgliszcza, rozkładające się trupy i stada szczurów wielkich jak koty – wspomina. – Każdej nocy strzelanina, napady, pożary. Któregoś dnia wśród ruin zobaczyłem niezwykle piękne kwiaty. Widziałem je pierwszy raz w życiu. To były magnolie. Dzięki nim zostałem w Szczecinie. Bo pomyślałem sobie, że skoro są tu tak piękne kwiaty, to kiedyś miasto będzie piękne jak one.
W Szczecinie było niebezpiecznie. Nie miał mieszkania i jego żona Anna, którą poznał w niemieckim obozie, pojechała do swojej rodziny w centralnej Polsce. W grudniu przyszła na świat córka Bogusia. Lagun pracował w straży pożarnej jako telefonista, a potem zaczął tworzyć sekcję teatralną, bo ludziom – jak mówi – trochę radości było tak potrzebne jak chleb. W strażackiej remizie wystawił „Swaty” i była to pierwsza sztuka grana w Szczecinie po polsku. Śmieje się, że społecznikowską pasję i zmysł organizacyjny ma po babce Lagunowej, która przeżyła 107 lat. Tworzył w Szczecinie pierwsze domy kultury, artystyczne zespoły dziecięce. Organizował pałac Harcerza, dzisiaj Młodzieży, Teatr Lalek Rusałka, dzisiaj Pleciuga. Nie może zrozumieć dlaczego w Szczecinie zniszczono poniemiecki teatr miejski.
– Wojna go oszczędziła, bomba tylko uszkodziła dach i kilka foteli – mówi. – Ówczesny premier Osóbka-Morawski oglądał ten teatr. Zatwierdził pieniądze na jego remont i rozbudowę. Tymczasem którejś nocy budynek został podpalony i już nie było co ratować.
Aresztowany przez SB
Na początku lat 50. polecono Lagunowi, by został kierownikiem Domu Kultury Niemieckiej im. Przyjaźni Polsko-Niemieckiej. Bronił się przed tym. Pamiętał wojnę i to, co przeszedł w niemieckim obozie pracy. W końcu zgodził się i zaczął od zajęć z dziećmi. Wtedy w Szczecinie mieszkały dwa tysiące Niemców. Pracowali w porcie, w piekarniach, przy odgruzowywaniu, na budowach.
– Ten dom stał się moim życiem – powtarza Renate Jachow mieszkająca obecnie w Niemczech. – Pamiętam jego wspaniałą atmosferę. Byłam tam bibliotekarką i świetliczanką. Tam poznałam mojego męża. I dzięki temu domowi ciągle jestem chora na Szczecin i kiedy tylko mogę, to przyjeżdżam. Do dziś przyjaźnimy się z panem Stanisławem.
Po kilku latach kierowania niemieckim domem SB aresztowała Laguna na trzy miesiące. Zarzucano mu, że jest zbyt proniemiecki i zaproponowano współpracę. Odmówił. Oskarżono go o kradzież. W czasie rozprawy wstawili się za nim Niemcy.
– Wy go aresztujecie, a on nas nauczył czym jest przyjaźń – krzyczeli.
Laguna zwolniono. Gdy wrócił do domu dowiedział się, że żona z trójką dzieci przeżyła dzięki pomocy Niemców z domu kultury.
Dwunasta tablica
Dwa lata temu w Berlinie Stanisławowi Lagunowi wręczono Złoty Medal za Zasługi dla Pojednania i Porozumienia Między Narodami.
– Może rzeczywiście coś zrobiłem dla pojednania, coś dla szczecińskiej kultury – zastanawia się Lagun. – Ale dla mnie zawsze najważniejsze były sprawy szczecińskich pionierów. Nie chciałem aby bezimienni pozostali ci, którzy ginęli tragicznie w latach 1945 i 46. Przeżyli wojenne działania, obozy, a ginęli z rąk bandytów, rabusiów, niemieckich maruderów i pijanych żołnierzy radzieckich. W kwaterze pionierów na Cmentarzu Centralnym pochowano 417 osób. Po kilku latach benedyktyńskiej pracy udało się ustalić nazwiska i daty śmierci 182 pionierów. W 1995 roku, dzięki zaangażowaniu Laguna, zostały one uwiecznione na 11. tablicach. Dwunasta symbolizuje pochowanych bezimiennie.
– Całe życie starałem się być wierny harcerskiej przysiędze, którą składałem 80 lat temu – mówi Lagun. – Mam szczerą wolę pełnić służbę Bogu, nieść pomoc bliźniemu, być posłusznym prawu harcerskiemu. Żałuję tylko, że przez moją społecznikowską pasję zaniedbałem rodzinę. Ale cieszę się, że mam tak dobre relacje z trójką moich wnuków i że oni tak bardzo interesują się historią i losami rodziny Lagunów.
Giganci zatruwają świat
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?