Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zapomniany strajk sprzed 36 lat

Robert Duchowski
Robert Duchowski
W styczniu 1971 roku, przez kilka dni w Stoczni Szczecińskiej - wówczas im. Adolfa Warskiego - trwał strajk. Nie wszyscy o nim pamiętają. Pozostaje w cieniu strajku grudniowego w siedemdziesiątym roku i robotniczej tragedii. Wtedy w Szczecinie od kul zginęło 16 osób, a ponad sto odniosło rany.

Tamten strajk został zawieszony 22 grudnia i właściwie niczego nie osiągnęliśmy - wspomina Artur Bezia, były stoczniowiec i członek obu komitetów strajkowych. - Gomułkę zastąpił Gierek, ale nic się nie zmieniło. Gdy po świętach wróciliśmy do stoczni, robota się nie kleiła. Cały czas dyskutowaliśmy co teraz będzie. Czuliśmy się przez władzę oszukani. Atmosfera była ciężka. I wtedy w „Głosie Szczecińskim” pojawiło się zdjęcie i artykuł o tym jakoby rurownia podjęła czyn produkcyjny. To była nieprawda. W stoczni zawrzało. Ludzie się wściekli i 22 stycznia został ogłoszony strajk okupacyjny.

Otoczeni przez wojsko i milicję

Stoczniowcy nie pracowali, ale stoczni nie opuścili. Powołali prawie czterdziestoosobowy komitet strajkowy. Na jego czele stanął Edmund Bałuka. Każdemu przydzielono zadania. Bezia został skierowany do pracy w stoczniowym radiowęźle. Stocznię otoczyło wojsko i milicja. Tak, jak w grudniu, znowu pojawiły się czołgi i wozy pancerne.

- Ale my po grudniu byliśmy mądrzejsi i wiedzieliśmy, że za stoczniową bramę nie wyjdziemy - mówi Bezia. - Pamiętam jak Bałuka powiedział: „Dosyć oszukiwania nas, będziemy strajkować do skutku, a rozmawiać tylko z premierem”. Stoczniowy socjolog Lucjan Adamczuk był doradcą komitetu strajkowego i przygotował apel do rządu. I oni w tej Warszawie naprawdę się wystraszyli, bo pierwszy raz najwyższa władza przyjechała do prostych robotników.

Z rządem do trzeciej rano

24 stycznia przyjechał do Szczecina I sekretarz KC PZPR, premier Piotr Jaroszewicz, szef MSW Franciszek Szlachcic i szef armii, a także poseł ziemi szczecińskiej Wojciech Jaruzelski. Około godziny 18 przez bramę główną weszli na teren stoczni. W stoczniowej świetlicy rozpoczęły się rozmowy. Skończyły się po trzeciej rano. Trwały ponad 9 godzin. Uczestniczyło w nich około 200 osób. Ich przebieg przez stoczniowy radiowęzeł słyszeli stoczniowcy.

- Po paru godzinach Gierek zapytał czy mamy tu coś do jedzenia - opowiada Bezia. - I wtedy ktoś przyniósł bochenek chleba. Igor Jasiejko przełamał go i kawałek dał Gierkowi. Pod koniec rozmów zapytałem Gierka, kto strzelał do robotników. Zaproponowałem, żebyśmy uczcili ich pamięć minutą ciszy i żeby już nigdy przenigdy władza nie strzelała do robotników. Cisza była, a Gierek odpowiedział na okrągło, że on też był robotnikiem, że pracował w kopalni i że teraz będzie inaczej. Powiedział też jedną ważną rzecz, że członkowie komitetu strajkowego będą nadal organizowali w zakładzie struktury związkowe i samorządowe i muszą mieć uprawnienia w postaci legitymacji. A Jaroszewicz długo opowiadał o tym ile to teraz muszą zakupić tysięcy ton mąki, smalcu, oleju, zboża, a kasa jest pusta. Jeszcze Jaruzelskiego zapytano, czy on jako poseł wiedział o problemach robotników. Też odpowiedział na okrągło, że po jest tutaj, aby teraz było inaczej. Spotkanie skończyło się obietnicami. Nadal nie wierzyliśmy, że coś się zmieni. Ekipa rządowa wyjechała do Gdańska.

Wrogowie ustroju PRL

Parę dni później zaczęło się nękanie członków komitetu strajkowego. Bezia dostał wezwanie do SB. Jeszcze dziś denerwuje się, gdy ma o tym opowiadać i czuje ten obezwładniający lęk. Nie zgadza się na zrobienie zdjęcia. Z trudem dał się namówić na tę rozmowę. Został uznany za wroga ustroju PRL i na przesłuchaniach w SB był kilkadziesiąt razy. Zazwyczaj trwały po kilka godzin. Ciągle miał w domu rewizje. Nękano go przez lata. Grożono śmiercią, straszono skrzywdzeniem rodziny, osadzeniem w więzieniu, kilka razy był zwalniany z pracy. Nakłaniano go też do podjęcia współpracy ze służbą bezpieczeństwa.

- Dzięki Bogu żyję, a taki Adam Ulfik, wiceprzewodniczący komitetu strajkowego i bardzo aktywny w strajku Bogdan Gołaszewski zginęli w bardzo dziwnych okolicznościach - przypomina. - Ale to nękanie mnie trwa do dziś. Od dwóch lat jestem na emeryturze, a emerytury nie dostaję. Ja już nie wierzę w żadną sprawiedliwość, chociaż prokurator IPN wszczął śledztwo w sprawie psychicznego znęcania się nade mną przez funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa. Zostały mi tylko te gorzkie słowa, które będę powtarzał do końca życia: „Praw tyle, ile ze słomy sieczki, a nam pozostały tylko groby i świeczki”.

Pomożecie?

To słynne pytanie Gierka: „no, więc jak pomożecie?”i odpowiedź „pomożemy”obrosły w legendę. Historycy, którzy przejrzeli archiwalny film i wysłuchali taśm magnetofonowych ze spotkania w Szczecinie i Gdańsku mówią, że takie pytanie padło tylko w Gdańsku. Po nim rozległy się jedynie oklaski, ale chóralne „pomożemy”nie padło. Natomiast wielu uczestników spotkań, tak w Szczecinie jak i w Gdańsku, jest przekonanych, że jednak stoczniowcy odpowiedzieli: „pomożemy”.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto