Zakaz handlu

- A komu pan tam zdjęcia będzie robił ? - zapytał jakiś jegomość w pięć sekund po tym jak wyjąłem aparat.
- Komu?, a nikomu, hali - pokazałem budynek.
- A dlaczego?
- Dlaczego nie? Proszę pana, ja nie jestem żadnym inspektorem ani z policji.

Po tym oświadczeniu pan w czapce odszedł coś tam mrucząc a ja z czystym sumieniem zabrałem się do robienia zdjęć xD

Temat chyba warto poruszyć. Sporo ludzi narzeka na tłumy handlarzy, pracujących w szarej strefie, zawalających ulice i sprzedających rzeczy przez ogół uznane za tandetne. Oczywiście mają rację. Mało osób jednak stwierdzi, że przecież sami u nich kupują, że istnieje rzesza ludzi których nie stać na markowe rzeczy (czasem jednakowo tandetne) w super sklepie z przemiłą, prokliencką obsługą.

Na "ryneczku" można kupić wszystko za ułamek ceny: śrubki, czasopisma wycofane tydzień temu z obiegu, książki, baterie, ciuchy, buty (skórzane, ale trzeba trochę poszperać, bo inaczej nam wcisną podróbkę zaklinając się, że to prawdziwa skóra), sprzęt elektroniczny, bieliznę, wędki, części metalowe, nawet militaria.

Dzierżawcy hal i centrów handlowych też nie przyznają, że to właśnie dzięki tym przybocznym ryneczkom, z ich ciasnymi alejkami i folklorem mają większy ruch, a tym samym i zyski. Przykładam może być hala Piast (targowisko Manhattan) i Turzyn.

Na targowiskach można kupić rzeczy używane i takie, których żaden porządny sklep nie mógłby nawet pokazać na wystawie, a co dopiero sprzedać. Mam tu głównie na myśli totalne starocie i sprzęt uznany przez polskie prawo za niebezpieczny. Więc nie narzekajmy i ruszajmy na zakupy.

PS. Nie, nie jestem taki elokwentny w rzeczywistości, nie potrafię rozmawiać z ludźmi i nie odzywam się dopóki nie mam czegoś naprawdę ciekawego do powiedzenia. Czyli prawie w ogóle :D