– Jak to się stało, że został pan morsem?
–We wrześniu 2004 roku przeczytałem w gazecie, że w Szczecinie działa klub morsów i że jego założyciel – obecnie już nieżyjący Zbyszek Ulatowski – poszukuje chętnych. Dużo wcześniej chciałem coś takiego zrobić, ale nie było bodźca. Wtedy się znalazł, więc się zgłosiłem. Najpierw zanurzaliśmy się dwa razy w tygodniu, teraz już trzy.
– Przy jakiej temperaturze powietrza wchodzi pan do wody?
– Wejść mogę przy każdej. W tamtym roku było -20 i też nie odpuściliśmy. Wokół nas był lód o grubości 40 cm, musieliśmy najpierw zrobić przerębel. Przy takiej temperaturze czuje się igiełki na całym ciele, najszybciej marzną stopy i dłonie. W Sylwestra i Nowy Rok kąpałem się z żoną w Morzu Bałtyckim w Międzywodziu.
– Co panu daje „morsowanie”?
– Lepszy humor, a także zahartowane ciało. Rzadko zdarza się, żebym chorował. Czasem tylko jakiś katarek się przyplącze. To taka krioterapia, tylko że nie płacimy za nią ani grosza. Poza tym nasz klub ma mnóstwo ciekawych ludzi, z którymi się przyjaźnię.
– Czy trzeba się jakoś przygotować do pierwszego kontaktu z zimną wodą?
– Teorie są różne. Jedni się rozgrzewają, ja tego nie robię. W domu biorę tylko zimny prysznic. Ale to już dla mnie standard. Potem do wody na 5-10 minut… Czasem sobie popływamy, czasem porzucamy piłką.
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?