Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z wiarą można pokonać raka. Cuda się zdarzają

Redakcja
Elżbieta została uzdrowiona z choroby nowotworowej, Małgorzata z depresji i nerwic. Obie twierdzą, że zdrowie zawdzięczają Bogu.

Wtorkowy wieczór. Jak co miesiąc kościół przy ul. Witkiewicza jest pełen ludzi. Wszystkie miejsca zajęte. Wierni stoją w nawach bocznych i w przedsionku. Przychodzą po pomoc. Chorzy pragną uzdrowienia a smutni pocieszenia. O godz. 18.30 zaczyna się msza.

- Ona jest najważniejsza, w trakcie eucharystii jest najwięcej uzdrowień – mówi ks. Dominik Chmielewski, salezjanin. – Każda msza jest uzdrowieniem, problem w tym, że my w to nie wierzymy. Wielu osób nie rozumie tego, co dzieje się podczas eucharystii. Staram się tłumaczyć wszystkie symbole, aby msza była przeżyciem a nie suchym wypełnieniem rytuału. W trakcie eucharystii i uzdrowienia wierni w szczególny sposób otrzymują dar wiary.

- Aby zostać uzdrowionym, trzeba w to uwierzyć – mówi salezjanin. - Podczas naszych nabożeństw ludzie otrzymują taką łaskę. Jeszcze kilka minut wcześniej mogli nie wierzyć, że Pan może ich uzdrowić, a w czasie nabożeństwa są o tym przekonani.

Bóg jest silniejszy od demona

Na każde nabożeństwa uzdrowienia przygotowywana jest specjalnie liturgia słowa.

- Spotykamy się ze wspólnotą i podczas modlitwy wybieramy czytania na mszę – mówi ks. Dominik. – Za każdym razem są bardzo trafne.

W czasie ostatniego uzdrowienia, podczas mszy czytana była ewangelia o uzdrowieniu opętanego.

- Nie był to przypadek. Pan przewidział to słowo i ludzi, którzy byli jego adresatami – mówi ks. Dominik.

Właśnie na tym uzdrowieniu w zakrystii była dziewczyna dręczona przez demona. Gdy ks. Dominik podchodził do niej z najświętszym sakramentem, w kościele słychać było przeraźliwe krzyki.

- W tym czasie Jezus przechadza się po kościele, uzdrawia i uwalnia – mówi ksiądz. – Wiele osób nie wierzy, że ten mały opłatek to prawdziwy Jezus. Można się o tym przekonać w kontakcie z demonem. Za każdym razem gdy wchodziłem z najświętszym sakramentem do zakrystii, demon szalał. Dziewczyna krzyczała, chciała uciekać, uderzała rękoma i nogami w ziemię, biła się w głowę. Bóg jest jednak silniejszy od diabła i pokonuje go.

Jak twierdzi ks. Dominik, podczas nabożeństwa każdy zostaje uzdrowiony.

- Nie zawsze jednak Pan uzdrawia to, o co prosimy – mówi. – On wie lepiej co jest dla nas dobre. Czasem daje zupełnie inną łaskę, ale o wiele bardziej nam potrzebną.

Żyję tylko dzięki Bogu

Małgorzata ma 57 lat. Cztery lata temu została ochrzczona. Twierdzi, że gdyby nie ingerencja Boga, dziś by jej nie było.

- Wychowałam się bez Boga – opowiada. – Moja rodzina była niewierząca. Nie byłam ochrzczona i nie wiedziałam czym jest wiara. Jednak w życiu odczuwałam pustkę, czegoś mi brakowało. Zaczęłam rozwijać swoją naturalna duchowość. Czytałam poezję, chodziłam do filharmonii, podziwiałam przyrodę. Jednak to nie dawało mi szczęścia. Czułam jakby moje życie było bez sensu.

Tego sensu Małgorzata zaczęła szukać w okultyzmie i medycynie niekonwencjonalnej.
- Dziś wiem, że to było oszustwo – mówi. – Wszystkie te praktyki zrujnowały moje zdrowie i moją psychikę. Zaczęłam mieć nerwice, stany depresyjne, chciałam odebrać sobie życie.

- Przez praktyki okultystyczne, chodzenie do bioenergoterapeutów ludzie otwierają się na działanie demona – tłumaczy ks. Dominik. – Dochodzi wtedy do tak zwanych dręczeń demonicznych, a nawet do opętania. Ludzie mają problem z wejściem do kościoła, nie mogą się modlić, uczestniczyć w nabożeństwach. Często mają problemy psychiczne i stany depresyjne.

Tak było w przypadku Małgorzaty.

- Na szczęście dzięki Jezusowi udało mi się z tego wyjść - mówi. - Kilka lat temu w ręce wpadła mi książka o Medjugorie. Po jej przeczytaniu zapragnęłam się ochrzcić. To był początek mojego nawrócenia i uwolnienia.

Małgorzata przez trzy lata dochodziła do siebie. Jak twierdzi ks. Dominik, była to swoistego rodzaju rehabilitacja.

- Uzdrowienie oraz uwolnienie często jest procesem – mówi. – Jezus chce przede wszystkim doprowadzić nas do wiary i do prawdziwej relacji z nim. Małgorzata cały czas jest na tej drodze.

Miałam raka, dziś jestem zdrowa

Elżbieta mieszka na Pogodnie. Jest pogodna i ciągle uśmiechnięta. Patrząc na nią trudno uwierzyć, że przeszła walkę z chorobą nowotworową.

Pięć lat temu, marzec. Elżbieta ma problemy z gardłem. Ciągle kaszle i ma chrypkę.

Lekarze leczą ją na zapalenie krtani. Przechodzi kilka kuracji antybiotykowych. Niestety żadna nie przynosi pożądanych efektów. Któregoś dnia wyczuwa guzek w okolicach krtani. Idzie do znajomego endokrynologa. Przechodzi USG, potem biopsję.

- Gdy znajomy z wynikami badań przyszedł do mnie do domu wiedziałam, że coś jest nie tak – mówi.

Nie myliła się. Biopsja wykryła w tarczycy komórki rakowe.

- Wiadomość o raku przyjęłam spokojnie, aż sama byłam tym zdziwiona – opowiada Elżbieta. – Choroba przyszła, kiedy byłam już mocno związana ze wspólnotą Odnowy w Duchu Świętym. Pan Bóg dał mi spokój, nie bałam się.

10 dni po postawieniu diagnozy pani Elżbieta miała operacje. W tym dniu odprawiona była za nią msza święta. O jej uzdrowienie modliła się też cała wspólnota. Operacje przebiegła bez żadnych problemów.

- Okazało się że guz zajmował 90 procent przekroju tarczycy, był bardzo duży – opowiada Elżbieta. – Po operacji szybko doszłam do siebie. Czułam się bardzo dobrze. Wiedziałem, że wszystko będzie dobrze.

Lekarze nie byli jednak tego pewni.

- Ten rodzaj raka, który miałam, bardzo często daje przerzuty do płuc i kręgosłupa – mówi Elżbieta. – Lekarze byli niemal przekonani, że u mnie także zajęte będą inne narządy. Jednak wszystkie badania miałam dobre.

Po operacji konieczna była terapia jodem radioaktywnym.

- Tego się bałam najbardziej – mówi Elżbieta. – Jak zwykle zaczęłam się modlić i prosić Pana Boga o pomoc. W takich sytuacjach otwieram biblię na „chybił trafił” i czytam werset, który jako pierwszy wpadnie mi w oko. Były to słowa z księgi Apokalipsy - „a po trzech i pół dniach duch święty na nich wstąpił i w stali na nogi”.

Jak twierdzi Elżbieta ten fragment był jak proroctwo, zrealizowało się w jej przypadku co do joty.

- Na jodowanie poszłam w poniedziałek – opowiada. – Zostałam wypuszczona z ośrodka trzy i pół dnia po tym, jak zażyłam jod. Badania, które mi zrobiono, nie wykryły żadnych komórek nowotworowych. Byłam zdrowa.

Mimo upływu lat Elżbieta nadal ma dobre wyniki.

- Wiem, że moje uzdrowienie zawdzięczam Bogu - mówi. – Przeprowadził mnie przez chorobę i dał zdrowie.

Fot. Archiwum prywatne

Nabożeństwa Uzdrowienia odbywają się w kościele p.w. św. Jana Bosko przy ul. Witkiewicza 64 w każdy drugi wtorek miesiąca o godz. 18.30.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto