Nauczyciela WF w gimnazjum przy ul. Dubois prokuratura oskarżyła o nieumyślne narażenie ucznia na utratę zdrowia. Leszek R. nie przyznał się do winy – bieganie po piłkę jest powszechną sportową praktyką – bronił się.
Nikt mu nie kazał wchodzić
Do tragedii doszło na szkolnym boisku. Uczniowie z I „a” grali w piłkę nożną. Uderzona zbyt mocno przeleciała przez ogrodzenie i wpadła na garaż za płotem. Artur bez zastanowienia wskoczył na dach. Tak było przyjęte. Zahaczył stopą o rynnę i spadł z 2,50 metra na betonowy podjazd. Pogruchotał ręce. Złamał palec u nogi. Być może to właśnie wtedy uszkodził nerw, który dziś wywołuje paraliż.
– Nikt mu nie kazał wchodzić. Czuję się niewinny – mówi nauczyciel.
– Nie zapomnę tego widoku, nigdy! Skóra na nadgarstkach wyglądała jak bransoletki. Artur krzyczał. Skowyczał jak zwierzak. Pocił się z bólu. Cała kanapa była mokra. 40 minut czekaliśmy na karetkę. Pytał mnie tylko: „mamuniu, czy mi te ręce naprawią” – wspomina dzień wypadku Bożena Bujel.
Matka mówi, że od dnia wypadku nauczyciel nie interesował się ich losem. Zdarzały się sporadyczne telefony, jak ten ostatni, kiedy Artura nie było miesiąc w szkole.
– Nigdy nie usłyszałam „przykro mi”, ani „przepraszam” – wspomina Bożena Bujel. – Usłyszałam za to – „widocznie miał kruche kości”.
– Jestem z matką w stałym kontakcie. Dzwonię co najmniej raz w tygodniu – mówi Leszek R. – Ta sytuacja jest wyjątkowo przykra. Ludzie mi współczują.
Nie mogę chodzić
Artur miesiąc spędził w szpitalu. Lekarze kilkukrotnie próbowali złożyć mu ręce. Za każdym razem pod narkozą, którą bardzo ciężko znosił. Skończyło się na skomplikowanej operacji i drutach. Jego lewa ręka zostanie już nienaturalnie wykręcona.
– Nie szkodzi. Po co nią obracać –mówi dzielnie Artur.
Do szkoły wrócił po trzech miesiącach. I spędził w niej zaledwie trzy tygodnie.
– Pozwoliłam mu nawet zagrać w piłkę – dodaje mama.
To stało się gdzieś pod koniec lutego. Wrócił ze szkoły. Wszystko było dobrze.
– Przed zaśnięciem powiedział, że mu prawa noga dziwnie drętwieje. Ale bólu nie czuł i zasnął – wspomina pani Bożena. – Rano usłyszałam – „Ja nie mogę chodzić!” Przestań się wygłupiać. Wstawaj – popędzałam go.
Wstał i upadł na twarz. Stopa wisiała bezwładnie. Został w domu.
– Musiałam iść do pracy. W każdej chwili mogę stracić to, co mam. Potem załatwiłam wolne i pojechaliśmy do szpitala. Lekarze nie wiedzą, co mu dolega. Mówią – fenomen. Podejrzewali porażenie nerwu strzałkowego. Chcieli operować kręgosłup. Nie zgodziłam się, za duże ryzyko – opowiada Bożena Bujel.
Chciał zostać sportowcem
Szpital opuścił dwa tygodnie temu. Diagnoza – całkowity głęboki paraliż prawej nogi. Matka jeździła po leki do Niemiec. Operowali nogę. Został tylko długi na 30 cm szef. Nic nie drgnęło. Teraz czeka go pasmo rehabilitacji i sanatorium. Tylko skąd brać pieniądze na leczenie przy dochodach 800 zł?
– Na razie rehabilituje się w domu. Nakłada ręcznik za stopę i podnosi nogę, żeby mu mięśnie nie zanikały.
Czy kolejny uszczerbek na zdrowiu jest skutkiem feralnego dnia w szkole? Tego lekarze na razie nie potwierdzają. Matka jest pewna – przyczyną tragedii syna jest wypadek na lekcji WF.
– Nigdy nie będzie jak kiedyś. To był zdrowy, zwinny chłopak. Nad wyraz żywiołowy. Nigdy nie chorował. Może dwa razy zdarzyło się przeziębienie. Chciał zostać sportowcem – opowiada matka. – Teraz całe dni spędza przed komputerem.
Artur próbuje żyć jakby nigdy nic. Przed mamą afiszuje swoją siłę charakteru. Twierdzi, że wszystko gra. Tylko, że w nocy budzi się z krzykiem. Wychodzić z domu też nie chce.
– Udaje chojraka. Próbowałam go wyciągnąć do Biedronki. „Będą się ze mnie śmiali” – usłyszałam.
Koledzy go akceptują. Nikt się nie śmieje. Czasem dokuśtyka do nich na dwór. Dyrektora awansowali O winie Leszka R. rozstrzygnie Sąd Grodzki. Szkoła nie wyciągnęła żadnych konsekwencji wobec nauczyciela.
Dyrektor awansował
Został wizytatorem w kuratorium. Uzasadnienie jego wyboru brzmiało – kandydat wykazał się dobrą znajomością prawa oświatowego i procedur nadzoru pedagogicznego.
– Gdyby nauczyciel miał chodzić po piłkę, wówczas i on narażałby się na niebezpieczeństwo – wyjaśniał nam w styczniu okoliczności wypadku były dyrektor.
Boisko znajduje się tuż przy ruchliwej ulicy Dubois. Otacza je niski płot, który piłki i uczniowie pokonują z łatwością. Dlatego wiele lat bez wahania i sprzeciwu ze strony pedagoga biegali po nie na ulicę, tramwajowe tory, garaże. Po wypadku Artura dyrektor zakazał gier zespołowych na powietrzu. Zakaz obowiązuje do dziś.
STUDIO EURO 2024 ODC. 6
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?