MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Wypadek na lekcji zmienił jego całe życie…

Robert Duchowski
Robert Duchowski
W styczniu napisaliśmy o 13- latku, który na lekcji WF połamał obie ręce. Wszedł za piłką na dach garażu i spadł. Po kilku tygodniach posłuszeństwa odmówiła noga. Jest bezwładna. Matka nie ma pieniędzy na leczenie. Wciąż czeka na rozprawę. Znikąd pomocy.

Nauczyciela WF w gimnazjum przy ul. Dubois prokuratura oskarżyła o nieumyślne narażenie ucznia na utratę zdrowia. Leszek R. nie przyznał się do winy – bieganie po piłkę jest powszechną sportową praktyką – bronił się.

Nikt mu nie kazał wchodzić

Do tragedii doszło na szkolnym boisku. Uczniowie z I „a” grali w piłkę nożną. Uderzona zbyt mocno przeleciała przez ogrodzenie i wpadła na garaż za płotem. Artur bez zastanowienia wskoczył na dach. Tak było przyjęte. Zahaczył stopą o rynnę i spadł z 2,50 metra na betonowy podjazd. Pogruchotał ręce. Złamał palec u nogi. Być może to właśnie wtedy uszkodził nerw, który dziś wywołuje paraliż.

– Nikt mu nie kazał wchodzić. Czuję się niewinny – mówi nauczyciel.

– Nie zapomnę tego widoku, nigdy! Skóra na nadgarstkach wyglądała jak bransoletki. Artur krzyczał. Skowyczał jak zwierzak. Pocił się z bólu. Cała kanapa była mokra. 40 minut czekaliśmy na karetkę. Pytał mnie tylko: „mamuniu, czy mi te ręce naprawią” – wspomina dzień wypadku Bożena Bujel.

Matka mówi, że od dnia wypadku nauczyciel nie interesował się ich losem. Zdarzały się sporadyczne telefony, jak ten ostatni, kiedy Artura nie było miesiąc w szkole.

– Nigdy nie usłyszałam „przykro mi”, ani „przepraszam” – wspomina Bożena Bujel. – Usłyszałam za to – „widocznie miał kruche kości”.

– Jestem z matką w stałym kontakcie. Dzwonię co najmniej raz w tygodniu – mówi Leszek R. – Ta sytuacja jest wyjątkowo przykra. Ludzie mi współczują.

Nie mogę chodzić

Artur miesiąc spędził w szpitalu. Lekarze kilkukrotnie próbowali złożyć mu ręce. Za każdym razem pod narkozą, którą bardzo ciężko znosił. Skończyło się na skomplikowanej operacji i drutach. Jego lewa ręka zostanie już nienaturalnie wykręcona.

– Nie szkodzi. Po co nią obracać –mówi dzielnie Artur.
Do szkoły wrócił po trzech miesiącach. I spędził w niej zaledwie trzy tygodnie.

– Pozwoliłam mu nawet zagrać w piłkę – dodaje mama.
To stało się gdzieś pod koniec lutego. Wrócił ze szkoły. Wszystko było dobrze.

– Przed zaśnięciem powiedział, że mu prawa noga dziwnie drętwieje. Ale bólu nie czuł i zasnął – wspomina pani Bożena. – Rano usłyszałam – „Ja nie mogę chodzić!” Przestań się wygłupiać. Wstawaj – popędzałam go.

Wstał i upadł na twarz. Stopa wisiała bezwładnie. Został w domu.

– Musiałam iść do pracy. W każdej chwili mogę stracić to, co mam. Potem załatwiłam wolne i pojechaliśmy do szpitala. Lekarze nie wiedzą, co mu dolega. Mówią – fenomen. Podejrzewali porażenie nerwu strzałkowego. Chcieli operować kręgosłup. Nie zgodziłam się, za duże ryzyko – opowiada Bożena Bujel.

Chciał zostać sportowcem

Szpital opuścił dwa tygodnie temu. Diagnoza – całkowity głęboki paraliż prawej nogi. Matka jeździła po leki do Niemiec. Operowali nogę. Został tylko długi na 30 cm szef. Nic nie drgnęło. Teraz czeka go pasmo rehabilitacji i sanatorium. Tylko skąd brać pieniądze na leczenie przy dochodach 800 zł?

– Na razie rehabilituje się w domu. Nakłada ręcznik za stopę i podnosi nogę, żeby mu mięśnie nie zanikały.

Czy kolejny uszczerbek na zdrowiu jest skutkiem feralnego dnia w szkole? Tego lekarze na razie nie potwierdzają. Matka jest pewna – przyczyną tragedii syna jest wypadek na lekcji WF.

– Nigdy nie będzie jak kiedyś. To był zdrowy, zwinny chłopak. Nad wyraz żywiołowy. Nigdy nie chorował. Może dwa razy zdarzyło się przeziębienie. Chciał zostać sportowcem – opowiada matka. – Teraz całe dni spędza przed komputerem.

Artur próbuje żyć jakby nigdy nic. Przed mamą afiszuje swoją siłę charakteru. Twierdzi, że wszystko gra. Tylko, że w nocy budzi się z krzykiem. Wychodzić z domu też nie chce.

– Udaje chojraka. Próbowałam go wyciągnąć do Biedronki. „Będą się ze mnie śmiali” – usłyszałam.
Koledzy go akceptują. Nikt się nie śmieje. Czasem dokuśtyka do nich na dwór. Dyrektora awansowali O winie Leszka R. rozstrzygnie Sąd Grodzki. Szkoła nie wyciągnęła żadnych konsekwencji wobec nauczyciela.

Dyrektor awansował

Został wizytatorem w kuratorium. Uzasadnienie jego wyboru brzmiało – kandydat wykazał się dobrą znajomością prawa oświatowego i procedur nadzoru pedagogicznego.

– Gdyby nauczyciel miał chodzić po piłkę, wówczas i on narażałby się na niebezpieczeństwo – wyjaśniał nam w styczniu okoliczności wypadku były dyrektor.

Boisko znajduje się tuż przy ruchliwej ulicy Dubois. Otacza je niski płot, który piłki i uczniowie pokonują z łatwością. Dlatego wiele lat bez wahania i sprzeciwu ze strony pedagoga biegali po nie na ulicę, tramwajowe tory, garaże. Po wypadku Artura dyrektor zakazał gier zespołowych na powietrzu. Zakaz obowiązuje do dziś.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

STUDIO EURO 2024 ODC. 6

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto