Pan Marian to miły starszy pan. Rowerzyści przynoszą do niego swoje cacka, a to do naprawy, a to na smarowanie a on z charakterystyczną dla siebie precyzją i dokładnością robi to, co należy. Myślą sobie – zna się, siedemdziesięcioletni pan na rowerze jeździ pewnie na ryby. Nic więcej nie chcą wiedzieć, jeśli zdarza się pytanie, to tylko takie, które wywołuje ukryty uśmiech na twarzy pana Mariana.
– Kto panu dał te wszystkie odznaczenia? – pytają niewtajemniczeni klienci jego serwisu.
– Sporo tego, musiał być niezły gość. Odpowiedź nie wyprowadza ich z błędu.
– A znajomi przynoszą i tak sobie układam, i wieszam, żeby jakoś wystroić serwis – mówi z uśmiechem sześciokrotny Mistrz Polski…
Marian Hałuszczak ma 70 lat. W tym roku na dwóch kółkach zrobił już 3 tys. kilometrów. Na żółtej kolarzówce nie ma śladu pajęczyn czy rdzy. Jedna przejażdżka po okolicach Szczecina to przynajmniej 60 kilometrów.
–Wkońcu lata swoje mam i nie można się za bardzo przemęczać – mówi pan Marian. – A potem jeszcze czekają rowery do reperowania, potrafię tak dłubać przy nich do nocy. Marian Hałuszczak urodził się w Sierakowie koło Poznania. W 1949 roku przyjechał do Szczecina i razem z mamą zamieszkał przy ulicy Mazurskiej. Tam wszystko się zaczęło. Blok stał w miejscu
gdzie teraz jest stacja benzynowa, obok był minipark.
– Tak mówiliśmy na to miejsce, „minipark” – opowiada Hałuszczak. – Niedaleko była fabryka rowerów. Zacząłem chodzić na basen a tam wciągnąłem się w piłkę wodną.
Grał w piłkę i razem z drużyną wiele razy wygrywał. Przy okazji ujawnił się także talent pływacki pana Mariana. W 1951 roku zdobył wicemistrzostwo Polski młodzików w pływaniu stylem dowolnym.
– Pewnego dnia usłyszałem, że odbędą się wyścigi dla kolarzy niezrzeszonych – dodaje. – Kierownik sekcji pływackiej powiedział, że będą fajne nagrody. Wystartowaliśmy. Czterech pływaków znalazło się w pierwszej dziesiątce. Pan Marian był czwarty na 220 zawodników. Wygrał kolega z drużyny pływackiej.
– Dostałem świetne ciuchy rowerowe, kask – dodaje z uśmiechem. – Pomyślałem, że szkoda, żeby leżały. Trener zaproponował rower wyścigowy. Pół roku pograł jeszcze w piłkę wodną, potem już na stałe został przy rowerze. Już po roku ścigał się z czołówką kolarzy krajowych a miał zaledwie 17 lat. W 1955 roku był już w kadrze narodowej. Mama chorowała, musiał jej pomóc i podjął pracę w Stoczni Szczecińskiej jako elektryk.Na zawodach wygrywał prawie wszystko, co tylko było można. Rok 1961 był najlepszy. Zwyciężył wtedy w 42 wyścigach. Potem Mistrzostwa Polski. Od 1963 roku sześć lat z rzędu był najlepszym kolarzem w wyścigu za motorami. Były też Mistrzostwa Świata, olimpiady. Najpierw jako zawodnik potem jako szkoleniowiec.
– Miałem 27 lat i powiedzieli, że już jestem za stary – opowiada z uśmiechem. – Udało mi się zdobyć jedenaście medali. Sześć złotych, jeden srebrny i cztery brązowe.
Kiedy zajął się szkoleniem, jego zawodnicy także odnosili sukcesy. W sumie cieszył się razem z nimi z 15 medali. Jako trener był surowy a jego powiedzenie powtarzali wszyscy.
– Sierżant Buźko to ja, dobre żarcie od jutra, dyscyplina od zaraz – wspomina pan Marian.
– Byłem wymagający, sport traktowałem bardzo poważnie i także tego oczekiwałem od moich zawodników. Do 1989 roku byłem trenerem Chemika Police.
– Teraz odpoczywam na emeryturze – dodaje. – Naprawianie rowerów to odskocznia od codzienności i wiele wspaniałych wspomnień.
Anna Maciejewska
Fot. Jakub Jurcan
![emisja bez ograniczeń wiekowych](https://s-nsk.ppstatic.pl/assets/nsk/v1.221.5/images/video_restrictions/0.webp)
Grosicki kończy karierę, Polacy przed Francją czyli STUDIO EURO odc.5
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?