Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wspomnienia bolą całe życie

Redakcja
- To się w ogóle nie powinno zdarzyć - mówią ostatni dwaj byli żołnierze, którzy przeżyli wydarzenia lipca 1972 roku.

Było ich sześciu – żołnierzy, którzy strzałem z armaty mieli uświetnić obchody Dni Morza w Szczecinie. Skończyło się śmiercią dwóch z nich i ranami do końca życia pozostałych.

Miał pomóc matce

Jan G. był w wojsku, kiedy złamał nogę i wrócił na rok do domu. Do jednostki na Mickiewicza wrócił w czerwcu. 30 czerwca 1972 roku, na porannym apelu dowiedział się, że z pięcioma kolegami został wyznaczony do zadania poza jednostką. Sierżant wskazał ich palcem. Być może wybór był przypadkowy.

– Starał się o szybki powrót do domu, żeby pomóc matce w gospodarstwie – wspomina pan Henryk. – Nigdy już tam nie wrócił.

Jan G. nie miał tyle szczęścia co jego koledzy. Po wybuchu armaty zmarł w drodze do szpitala.

– Wszyscy znaliśmy się bardzo dobrze – mówi pan Henryk. – Janek to był dobry chłopak. Nie zdążył załatwić zwolnienia z wojska i już nigdy nie wrócił do domu.

Jedyny syn

Jan K., najlepszy przyjaciel Henryka Gurtowskiego. Wspólny kubek, wspólne problemy i długie rozmowy o życiu.

– Mieliśmy podobne charaktery i bardzo szybko znaleźliśmy wspólny język – mówi pan Henryk. – Był moim przyjacielem i razem bardzo sobie pomagaliśmy.

Przed wybuchem stali blisko siebie, przez moment padł pomysł o zamianie miejsc, jednak z obawy, że coś nie wyjdzie zostało po staremu. To jednemu uratowało życie, drugiemu zabrało.

– Kiedy potworny huk przerwał ciszę spojrzałem na ziemię i zobaczyłem jak Janek leży – wspomina pan Henryk. – Wiedziałem, że nie mogę mu już pomóc. Zmarł na miejscu.

Edward Modzelewski tak wspomina chwile, gdy po raz pierwszy poinformowano rodziców Jana o tragedii.

– Dokładnie pamiętam, jak jego ojciec krzyczał „Jednego syna miałem, a co mi oddajecie!” – wspomina. – Nikt nic nie mówił. Stało się.

Zastraszeni i bezradni

Tadeusz O. w tragedii stracił rękę. Kiedy wrócił do zdrowia zaczął układać sobie życie w Szczecinie. Poznał swoją przyszłą żonę. Skończyło się tragicznie. Zabiła go. Podobno powodem był jego alkoholizm i ciągłe awantury.

Koledzy, którzy przeżyli piekło, całe życie musieli sami radzić sobie z problemami. – O pomocy psychologa mogliśmy zapomnieć – mówią. – Straszono nas tylko, że jeśli szybko nie przestaniemy o tym mówić, to wyciągną konsekwencje. Byliśmy zastraszeni i bezradni.

Spokojny, dobry człowiek

Antoni W. był jednym z żołnierzy najmniej poszkodowanych fizycznie. Koledzy wspominają go bardzo ciepło. Zaraz po skończeniu służby wyjechał w rodzinne strony. Od tego czasu się nie widzieli.

– Był kapralem, ale nigdy nie wykorzystywał swojej pozycji –mówią. – Był bardzo spokojny i nigdy nikomu nie chciał zrobić krzywdy. O jego późniejszej śmierci też dowiedzieliśmy się z prasy.

Mieli szczęście

Dla Henryka Gurtowskiego czas po tragedii stał się życiem bez złudzeń. Dwa miesiące leżał w szpitalu. Stracił zdrowie, musiał zapomnieć o planach. Nie mógł już zostać marynarzem. Zamieszkał w Szczecinie na stałe i tutaj założył rodzinę. Miejsce tragedii odwiedził dopiero po latach.

– Przechodziłem tamtędy wiele razy, ale nigdy nie odważyłem się wejść na teren Zamku – mówi. – Zbyt dużo mnie to kosztowało, zbyt wiele wspomnień, które wciąż bolą.

Dla niego najważniejsza jest pamięć o tych, którzy wtedy stracili życie.

– Straciłem przyjaciela i nigdy o tym nie zapomnę – mówi.

Edward Modzelewski wrócił w rodzinne strony i tam ułożył sobie życie. W Szczecinie został do końca sierpnia „72 roku. Dziś prowadzi gospodarstwo, ma rodzinę, jest szczęśliwy.

– Ze szpitala wyszedłem po kilku dniach – mówi. – Do dziś jednak pamiętam jak władze chciały nas uciszyć. O takiej tragedii jednak nie zapomina się tak łatwo.

– Zostało nas tylko dwóch –mówią Henryk Gurtowski i Edward Modzelewski. – Zawsze będziemy pamiętać o kolegach, których już nie ma.

– O tragicznych wydarzeniach pierwszy raz napisaliśmy w lipcu. To po tym tekście udało nam się doprowadzić do spotkania obu byłych żołnierzy.


Czytaj też:

Reportaż, dzięki któremu udało nam się doprowadzić do spotkania obu żołnierzy:

 

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto