Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wokalistka ze Szczecina zdobywa polski rynek r'n'b [ZDJĘCIA]

Agata Maksymiuk
Agata Maksymiuk
Na sukces trzeba zapracować, a jeśli o wysiłek chodzi, trudno znaleźć w Szczecinie osobę, która w tym roku pracowała ciężej niż Angelika Anozie. Wypuściła trzy single, nagrała trzy teledyski. Dała kilkadziesiąt występów i do tego kończy pracę nad solowym albumem. Jak ona to robi?

ZOBACZ TEŻ:

Od dziecka jesteś związana z muzyką. Kiedy ma się lat „naście”, to świetna zabawa, ale im bliżej dorosłości, tym bliżej do podjęcia decyzji - czy muzyka zostanie tylko zabawą czy sposobem na życie. Pamiętasz moment, w którym podjęłaś tę decyzję?

- Od kiedy tylko pamiętam, czyli tak od piątego roku życia marzyłam by śpiewać. Żeby muzyka wypełniała każdą część mojego życia. Małymi krokami starałam się realizować swój cel. Na początku szkoła muzyczna pierwszego stopnia, potem drugiego, nawiązywanie nowych przyjaźni i znajomości. W końcu udział w nagraniach albumów i trasy koncertowe. A im było bliżej do dorosłości, tym bardziej chciałam, żeby to był mój główny sposób na życie. Ale wiadomo - różnie bywa. W tej branży udaje się tylko procentowi zakochanych w muzyce. Dlatego też za namową rodziców skończyłam studia na zupełnie innym kierunku, tak, żeby muzyka, w najgorszym wypadku, była „po prostu” największą z moich pasji. Jak dotąd mam to szczęście, że robię to, co kocham.

Zaczynałaś od klasyki, później przeszłaś na jazz, teraz tworzysz r’n’b. Myślisz, że zostaniesz już z r’n’b „na zawsze” czy może za kilka lat usłyszymy Cię w popowych lub rockowych kompozycjach?

- Od zawsze uwielbiałam czarną muzykę (uśmiech). W domu słuchałam tylko takiej. Ale jako małe dziecko, które chciało śpiewać i grać na pianinie, nie miałam za dużo możliwości. W szkole muzycznej do wyboru była klasyka albo klasyka (śmiech). Więc, mimo że nie lubiłam grać etiud czy sonatin, to nie miałam wyjścia, musiałam przebrnąć przez te 6 lat. Później uruchomiono wydział jazzu w szkole muzycznej II stopnia przy Staromłyńskiej. Ogromnie się cieszyłam, bo był to kierunek zbliżony do muzyki, której słuchałam i którą chciałam tworzyć. Później udało mi się wyjechać w trasę koncertową z topowymi polskimi i nowojorskimi jazzmanami. Chwilę potem, zapisałam się do chóru gospel. A nie tak dawno zaczęłam nagrywać z raperami i już typowe r’n’b. Wtedy poczułam, że w końcu śpiewam to co kocham. Tak zostało do dziś. Co do popowych kompozycji podobają mi się te z „czarnym” zacięciem. A jeśli chodzi o rocka, to raczej nigdy mnie nie usłyszycie w takiej aranżacji. Mam za ciemną barwę głosu i totalnie nie znam tego gatunku. Dla waszego i mojego dobra, rocka zostawię prawdziwym rockmanom (śmiech).

Ten rok był dla Ciebie bardzo intensywny. Wypuściłaś trzy single, nagrałaś trzy teledyski. W pierwszym wziął udział nie tylko raper Sobota, ale też cała drużyna Wilków Morskich. W drugim zobaczyliśmy modelki, m.in. Osi Ugonoh, Anitę Sikorską czy Antoninę Zimny. Dałaś też wspaniały występ podczas festiwalu Szczecin Jazz. Co jeszcze planujesz?

- Bardzo dziękuję, rzeczywiście to była piękna połowa roku - dużo śpiewania, dużo nagrywania. A co najlepsze, te realizacje w większości odbyły się z moim rodzinnym miastem w tle, więc radość jest podwójna. Do końca tego roku planuję wydać jeszcze dużo muzyki, nawet więcej, niż przez ostatni czas. Obecnie jestem świeżo po premierze „Zapamiętaj”, mojego kolejnego singla z teledyskiem. Do końca roku chciałabym wydać jeszcze przynajmniej trzy produkcje.

Szykujesz też nowy - autorski album. O czym będzie opowiadał? Co na nim znajdziemy?

- To będzie mój pierwszy solowy album, bo tak naprawdę wszystko co wydałam do tej pory, miało formę singli. Teraz chciałabym je pozbierać, dołożyć jeszcze kilka, a może kilkanaście premierowych utworów i stworzyć z nich całość. Materiały ku temu już mam, ale cały czas coś zmieniam, dogrywam… (uśmiech). Dopiero jak będę czuła, że album jest w stu procentach taki, jak sobie wymarzyłam, podam datę premiery. Po ostatnich singlach, chyba nikogo nie zaskoczę jeśli powiem, że będzie to produkcja głównie w klimacie r’n’b. Choć niektóre piosenki to również hip-hop, jazz i soul. Po prostu czarna muza, którą uwielbiam.

Teksty piosenek i muzykę napisałaś sama? Jak u Ciebie wygląda proces tworzenia?

- Tak, teksty piosenek napisałam sama i tak jak kiedyś nie mogłam się zabrać, by dopisać zwrotkę na featuring, tak teraz mam tekstów na dwie płyty do przodu. Zmobilizowali mnie do tego ludzie, którzy zawsze powtarzali, że prawdziwy muzyk pisze własną muzykę, a nie tylko ją odtwarza. Za produkcję muzyczną odpowiadają producenci, z którymi współpracuję, czyli Jacek Hoduń, PSR, a ostatnio także i Tailor Cut. Pod to, co oni przygotują, układam melodię. Proces tworzenia wygląda różnie, czasem najpierw piszę tekst, a następnie tworzymy muzykę, a czasem zupełnie na odwrót - dostaję gotowy bit i piszę pod niego tekst z linią melodyczną. Potem myślimy, jak to ładnie zaaranżować, jakich żywych instrumentów użyć itd.

Świetnie sobie radzisz na rynku, a czy myślisz, że dziś kobieta może odnieść sukces na muzycznej scenie bez wyrzeczeń? Wyrzeczeń względem dzieci, rodziny, stabilizacji, prywatności?

- Myślę, że to zależy od „poziomu” tego sukcesu. Jeśli jest się top wokalistką pokroju Beyonce, to raczej kobieta nie ma szans na prywatność. Ludzie śledzą każdy jej krok. Jej oraz jej rodziny. Jedne kobiety, jak Beyonce potrafią nad tym zapanować i zbudować na tym dobrze prosperujący biznes, inne wręcz przeciwnie - wystarczy przypomnieć historię Whitney Houston. Mówiąc jednak o wokalistkach popularnych w Polsce, to nie słyszałam, by któraś z pań musiała wybierać między rodziną a karierą. Choć dużo młodych piosenkarek, najczęściej dla własnej wygody, czeka z ustatkowaniem się do momentu, aż kariera będzie na tyle stabilna, aby nie musieć z niczego rezygnować. Jeśli o mnie chodzi, to rodzina zawsze była i będzie najważniejsza. Mam to szczęście, że jedno z drugim idzie w parze. Mam wspaniałego męża, który akceptuje co robię i bardzo mnie wspiera. Do tego cudownych rodziców i dziadków, którzy dopingują mnie od małego. Poświęcili dużo czasu, cierpliwości i wyrzeczeń, żebym mogła śpiewać. Kiedy przyjdzie czas, że przywitam na świecie małego dzieciarka, mam nadzieję, że zarażę go swoją pasją. Oczywiście, jeśli tylko będzie miał na to ochotę (uśmiech).

Swojego czasu bardzo zaintrygowała mnie Geri Allen, pianistka jazzowa, która potrafiła zagrać cały koncert ze swoim malutkim dzieckiem umieszczonym w nosidełku na plecach. Wyobrażasz sobie tak pracować?

- Pewnie! Co prawda, na razie mogę tylko gdybać, ale jakbym była w takiej sytuacji, to jeśli tylko miałabym pewność, że maluchowi nic nie zagraża i nie „maltretuję” go w ten sposób, to czemu nie? W przypadku, kiedy miałabym dużo koncertów, wolałabym, żeby spędzał czas ze mną na scenie, niż pod czyjąś opieką.

Ten temat odrobinę zahacza o kwestie równego traktowania kobiet i mężczyzn - czy w branży muzycznej jest to możliwe? Myślę tu nie tylko o kwestiach związanych z zapraszaniem na koncerty, podpisywaniem kontraktów, ale też o tych czysto fizycznych. Dźwiganie sprzętu, życie w ciągłej podróży, niedosypianie…

- Co do życia w podróży i niedosypiania zasady są równe dla kobiet i mężczyzn. Nie wysypiamy się tak samo. No ja może trochę bardziej, bo w czasie, kiedy moi muzycy robią sobie drzemkę przed koncertem, muszę się pomalować i wymodelować włosy (uśmiech). Jeśli chodzi o zapraszanie na koncerty czy podpisywanie kontraktów, negatywne nastawienie ze względu na płeć jest mi obce. Raz w życiu jako osiemnastolatka spotkałam się z niebezpieczną sytuacją podczas trasy koncertowej. Obcy mężczyzna dostał się do garderoby i chciał mnie skrzywdzić. Na szczęście szybko zareagował i mój zespół, i menager, i w ogóle wszyscy obecni w pobliżu. Gdybym była facetem, to by się pewnie w ogóle nie wydarzyło. Z drugiej strony to sytuacja, która niestety, ale może dotknąć każdego, niezależnie od zawodu, który wykonuje. A co do przywilejów, jedyny jaki widzę dotyczy wspomnianego dźwigania - nikt ode mnie tego nie wymaga. Nie wiem jednak czy wynika to z kwestii płci, czy raczej z tego, że każdy muzyk w zespole odpowiada za swój sprzęt. Ja mam akurat najlżejszy, w końcu to tylko mikrofon (śmiech).

Wychodząc z tym mikrofonem na scenę odczuwasz jeszcze tremę?

- Zawsze jest „jakaś” trema, choć teraz bardziej taka mobilizująca, z „adrenalinką”. To już nie jest strach, jaki pojawiał się we mnie lata temu. Zupełnie inaczej śpiewa mi się moje autorskie piosenki, niż covery. Chcę, żeby wypadły jak najlepiej. Do tego wszystkie te utwory to cząstki mojego życia, więc podchodzę do nich dużo bardziej emocjonalnie i zawsze czuję motyle w brzuchu.

A jak wyglądałby Twój wymarzony koncert - taki bez ograniczeń finansowych czy geograficznych?

- Miałam taki! W miejscowości, w której wychował się mój tatuś, w Enugu w Nigerii. Co prawda, finansowego zaplecza nie mieliśmy żadnego, ale to był mój najlepszy koncert jaki zagrałam. Kiedy przyjechałam na miejsce i ludzie usłyszeli, że śpiewam, od razu zaprosili mnie na występ podczas niedzielnego nabożeństwa. To spora sprawa, bo to nabożeństwo, w którym zawsze bierze udział kilkaset osób, chór gospel i sekcja muzyczna. Bez żadnego przygotowania, podawania tytułów czy tonacji wyszłam na scenę i zaczęłam śpiewać. Moment, w którym dołączył się do mnie chór, wszyscy muzycy i w końcu cała sala... był chyba jednym z piękniejszych w moim życiu. To coś nie do opisania, miałam ciarki na całym ciele.

POLECAMY RÓWNIEŻ:

Huczne przyjęcie i kolejny sukces szczecińskiej wizażystki gwiazd

ZOBACZ TAKŻE:

ZOBACZ RÓWNIEŻ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Wokalistka ze Szczecina zdobywa polski rynek r'n'b [ZDJĘCIA] - Szczecin Nasze Miasto

Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto