Jedną z bram przy Wojciecha odwiedzamy w sobotnie popołudnie. Wychodzi do nas kilka mieszkanek. Żadna nie chce ujawnić swoich danych w obawie przed zemstą lokalnych bandytów. Wszystkie zgodnie przyznają, że w tej okolicy nie da się normalnie żyć. Chwilowo jest spokojnie, ale dookoła widać ślady działalności wandali: wybite szyby, powypalane fragmenty drzwi, porysowane ściany.
- Teraz się gdzieś rozeszli, ale pewnie wieczorem wrócą i nam tu urządzą jakąś awanturę – mówią kobiety.
Żywe Miasto: Trudy tygodnia pracy za nami, czas na weekendowe głosowanie. Wybierz najlepszego dziennikarza obywatelskiego listopada :-) |
Z opowiadań lokatorek wynika, że w bramie lub na podwórku codziennie coś się dzieje: a to całonocna pijatyka, a to awantury i bójki, a to dewastowanie wszystkiego dookoła. Jako sprawców wskazują niektórych sąsiadów i okolicznych pijaczków, którzy schodzą się na Wojciecha z całej okolicy.
- Tutaj mieszka sporo takich, co nie płacą za mieszkanie i już dawno powinni być eksmitowani – mówi jedna z lokatorek. - Ale nie ma na nich siły żadnej. Założyliśmy domofon, żeby do bramy nikt nie wchodził, to rozdali kody koleżkom i dalej siedzą.
- Jak tylko się zwróci któremuś uwagę to wyzywają, straszą, czasem nawet sami zaczepiają i chcą pieniędzy na wódkę – mówi inna. – Do mnie to już koleżanki nawet nie przychodzą, bo się boją, że w łeb dostaną.
Same mieszkanki też na wszelki wypadek noszą ze sobą gaz. Nie są jednak w stanie ustrzec się przed wszystkimi niebezpieczeństwami związanymi z działalnością pijaków.
- Ostatnio podpalili kable telefoniczne i ludzie nie mieli telefonów – relacjonują. – A na dodatek dosłownie kilka centymetrów obok biegnie instalacja gazowa. Wszyscy mogliśmy wylecieć w powietrze. A kiedy indziej potłukli wszystkie żarówki.
Lokatorzy najbardziej ubolewają, że są pozostawieni sami sobie. W zarządzającej kamienicą spółce TBS Prawobrzeże dowiedzieliśmy się, że na wandali i pijaków nie ma rady.
- Nawet jeśli ktoś ma wyrok sądowy, to żeby go eksmitować trzeba mu zapewnić lokal zamienny, których gmina nie posiada – tłumaczy jeden z pracowników TBS. – Jeśli chodzi o dewastację, to często jest tak, że sąsiedzi nawet kiedy wiedzą, kto coś zniszczył, nie chcą potem świadczyć na policji, bo się boją. A my możemy tylko naprawić szkodę i udzielić słownej reprymendy, jeśli podejrzewamy, kto za tym stoi.
Lokatorzy skarżą się też na opieszałość policji.
- Jak się zadzwoni to przyjeżdżają po trzech godzinach, jak już nikogo nie ma. A dzielnicowy wcale tutaj nie zagląda. Nikt go tu nie zna, nigdy nie można się do niego dodzwonić – mówią.
Rzeczywiście, przez dwa dni próbowaliśmy skontaktować się z odpowiednim dzielnicowym oraz jego kierownikiem, zarówno na telefony stacjonarne jak i służbowe komórki – bezskutecznie.
Tymczasem lokatorzy nie kryją desperacji.
- Gdybym chociaż jakiś strych dostała, to wolałabym się wynieść, niż tutaj mieszkać – mówi starsza kobieta.
Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?