W piątek mieszkańcy Szczecina mogli zobaczyć niecodzienne zjawisko w powietrzu. To setki tysięcy pszczół, które leciały nad miastem. Widział je pan Paweł, którego ogród zwabił część z owadów.
- To był niesamowity widok. Ale zaczęło się od dźwięku. Usłyszałem odgłos, który w pierwszej chwili wziąłem za odgłos drona... Byłem wtedy na dworze, bo akurat wynosiłem śmieci. Podniosłem głowę i zobaczyłem chmurę owadów. Wyglądało to jak scena z filmu. Nie wiedziałem od razu, co to za owady. Ale chwilę potem już wiedziałem - opowiada mieszkaniec osiedla Arkońskie-Niemierzyn.
Część tego roju usiadła odpocząć na żywopłocie szmaragdów pana Pawła. Nie miały ochoty odlatywać. Zaczęły tworzyć kokon.
- Gdy po kilku godzinach wyszedłem na ogród pszczoły wciąż tam były - dodaje.
Co zrobić z rojem pszczół?
Zaczął szukać w internecie informacji, co można w tej sprawie zrobić, bo straż pożarna nie zajmuje się takimi interwencjami. Kolega pszczelarz podpowiedział mu, żeby na jednym z portali wpisał w wyszukiwarce hasło pszczoły lub pszczelarz.
- I od razu wyskoczyło mi ogłoszenie, że ktoś przyjmie pszczoły i usunie rój pszczół. Skontaktowałem się z pszczelarzem z ogłoszenia, który do mnie przyjechał - dodaje pan Paweł.
Pszczelarz nie przyjechał z gołymi rękoma. Miał ze sobą przenośny ul. Założył strój pszczelarza i zaczął przygotowania. Ul zostawił na kilka godzin na ogrodzie pana Pawła. W tym czasie prawie wszystkie pszczoły weszły do ula razem z królową. Pszczelarz ocenił, że do ogrodu pana Pawła przyleciało ok. 30 tysięcy pszczół, ale rój, który leciał nad osiedlem liczył kilkaset tysięcy owadów.
- Pokazałem mu nagranie lecącego roju i na tej podstawie ocenił, że rój liczył kilkaset tysięcy pszczół - mówi pan Paweł.
Pszczoły z ogrodu pana Pawła trafiły do pasieki pszczelarza w Kołobrzegu.
A co z pozostałym rojem, który poleciał dalej?
Gdzie jest kilkaset tysięcy pszczół? Dokładnie trudno powiedzieć, ale wiemy dlaczego tyle pszczół leciało nad Szczecinem.
Wszystkiemu winny... maj. A dokładnie pogoda, jak była tej wiosny w maju. Burze, deszcze spowodowały, że pszczoły nie opuszczały uli, a królowa produkowała kolejne pszczoły. W ten sposób w ulach robiło się ciasno. Gdy królowa podejmowała decyzję, że jest już za ciasno, wylatywała, a wraz z nią tysiące pszczół na poszukiwanie nowych uli. A w opuszczonych ulach pozostały pszczoły, które czekają aż nowa królowa wyżre się z matecznika.
W jednym ulu żyje nawet ok. 80 tys. pszczół.
- Kiedyś nawet planowałem postawić sobie ul, ale po tym zdarzeniu na razie zrezygnuję. Cieszę się, że to nie była szarańcza, bo wtedy niewiele z ogrodu by zostało - mówi pana Paweł.
Zobacz także:
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?