Wideo: Minister spraw wewnętrznych Teresa Piotrowska spotkała się w poniedziałek z przedstawicielami policji, wiceministrem zdrowia Igorem Radziewicz-Winnickim oraz przedstawicielami służb sanitarnych. W warszawskiej siedzibie Komendy Głównej Policji rozmawiali o metodach walki z dopalaczami. (AIP)
W Szczecinie nie mamy problemu z pacjentami po dopalaczach - zapewniają lekarze. Do tragedii doszło jednak niedawno w Świdwinie i Drawsku.
- W ostatnim tygodniu mieliśmy siedmiu pacjentów, którzy trafili do nas po zażyciu tzw. "dopalaczy" - mówi dr hab. Andrzej Brodkiewicz, prof. PUM , lekarz kierujący Oddziałem Klinicznym Pediatrii, Nefrologii ze Stacją Dializ i Leczenia Ostrych Zatruć szpitala "ZDROJE". - Od początku roku było to 26 dzieci do 18 roku życia. Jak widać okres wakacyjny jest bardziej intensywny pod tym względem. Nie zaobserwowaliśmy jednak jakiegoś znaczącego wzrostu liczby takich pacjentów w porównaniu z ubiegłymi latami. Nie odnotowaliśmy w tych sytuacjach przypadków szczególnie niebezpiecznych, takich w których pacjenci wymagaliby intensywnej terapii. Nie oznacza to jednak, że dopalacze nie są niebezpieczne.
Pacjenci trafiają do szpitala najczęściej bo są senni, pobudzeni, agresywni, bo nie można się z nimi skontaktować. Tych objawów może być bardzo dużo, rodzaj i nasilenie zależy m.in. od tego, jaka substancja była zawarta w "dopalaczu". Ich skład chemiczny stale się zmienia. Są ich tysiące.
- Chociaż nasi pacjenci przyjmowani po "dopalaczach" byli w bardzo dobrym stanie, sytuacja może zmienić się z dnia na dzień - dodaje Brodkiewicz. - Przykładem jest głośny teraz "Mocarz". Ale chciałbym wyraźnie podkreślić, że znacznie większy problem mamy z innymi środkami: tabletkami z domowej apteczki, lekami bez recepty typu paracetamol itp.
W klinikach Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 2 PUM w Szczecinie także nie zaobserwowano większej liczby pacjentów, którzy trafiali ostatnio po zażyciu tzw. "dopalaczy". Ostatnim "głośnym" przypadkiem była historia więźniów ze Stargardu Szczecińskiego.
- Są to raczej pojedyncze przypadki - zazwyczaj osoby w przedziale wiekowym 20-30 lat, w większości mężczyźni - podaje Bogna Bartkiewicz, specjalista ds. komunikacji z mediami SPSK 2 PUM. - Stan w jakim do nas trafiają określany jest raczej jako łagodny, nie zdarzyły się np. zatrzymania akcji serca, czy ostre zatrucia. Do tej pory nie było u nas osoby po zażyciu środka "Mocarz".
Podobne doświadczenia ma SPSK nr 1 przy ul. Unii Lubelskiej. Osoby, które trafiły do szpitala z powodu "dopalaczy" było kilka. W lecznicy przy ul. Arkońskiej także.
Tragiczne wieści docierają jednak z mniejszych miejscowości naszego województwa. W Świdwinie i Drawsku Pomorskim trzech mężczyzn zmarło w lipcu po zażyciu "Supermana" - pochodnej amfetaminy.
Wczoraj w Komendzie Głównej Policji odbyła się narada, w której podsumowane zostały dotychczasowe działania policji, podjęte po otrzymaniu informacji o pierwszych osobach zatrutych dopalaczami.
Wideo: Wiceszef MSW: Zatrzymano osobę odpowiedzialną za rozprowadzanie "Mocarza" (TVN24/x-news)
Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?