To było piątkowe popołudnie. Pan Marcin przyjechał z rodziną do babci na obiad. Bywa tu dość często, dwa-trzy razy w tygodniu. Po pysznym obiadku wyszedł na zewnątrz zapalić papierosa, chociaż żona i mama prosiły, żeby został.
– Zauważyłem dym, ale z początku nie myślałem, że to pożar – wspomina pan Marcin. – Pobiegłem ile sił w nogach. Jednocześnie dzwoniłem z telefonu komórkowego na 112. Na szczęście dodzwoniłem się za pierwszym razem.
Dym był czarny, bardzo gryzący, wydobywał się z okna mieszkania na parterze, kilkanaście metrów dalej. Wtedy nie było już wątpliwości: w domu jest pożar. Smugi wydobywały się przez uchylone okno.
– Drzwi wejściowe były zamknięte, na ulicy nie było nikogo. Usłyszałem krzyki kobiety. Słyszałem, że najpierw była przy drzwiach wewnątrz mieszkania. Poprosiłem, żeby odsunęła się i kilka razy kopnąłem w drzwi.
Udało się! Pan Marcin natychmiast wbiegł do środka i zobaczył skuloną, słaniającą się w przedsionku postać.
– Nie widziałem ognia, dym był bardzo gęsty. Nas początku bałem się, bo nie wiedziałem, co zastanę w środku. Obawiałem się, że może zapalić się moje ubranie.
Wyprowadził kobietę na zewnątrz. W tym samym czasie przyjechała straż pożarna, pogotowie i policja. Szybko ugasili ogień. Okazało się, że przyczyną pożaru była farelka.
Zbiegli się też sąsiedzi i żona pana Marcina.
– Nie zdążyłam nawet zapiąć butów – mówi pani Magda. – Ale wiedziałam od razu, że wszystko będzie dobrze. Jestem bardzo dumna z męża. Zawsze czułam się przy nim bezpiecznie, tym bardziej teraz.
W pracy wszyscy gratulowali odważnemu koledze. Dostał pochwałę od przełożonych.
Paliwo na stacjach będzie tańsze
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?