Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tutaj znalazłam swoją przestrzeń do życia

Redakcja
Adam Słomski
Rozmowa z Marią Dąbrowską, aktorką Teatru Współczesnego w Szczecinie.

- Jesteś nominowana do „Bursztynowego Pierścienia” za rolę Fiokły w „Ożenku” Gogola w Teatrze Współczesnym. Jak odbierasz to wyróżnienie? - Wyróżnienie odbieram bardzo pozytywnie, tak jak wszystkie poprzednie. Może jest to zaskoczenie, że to znowu. Pierwsza moja nominacja była za Pippi, potem za rolę Beliny w „Chorym z urojenia”, a w ubiegłym roku za Żonę Rzeźnika w „Migrenie”. To było większe zaskoczenie, bo to była taka mała rola w kontekście całego przedstawienia, a zapadła w pamięć. Nie powiem, że to jest mi obojętne, bo zawsze jest miło. Ale miło jest przede wszystkim kiedy ktoś podejdzie i powie: ale fajnie to zrobiłaś, ale mi się podobało. Tak naprawdę jednak ta nagroda niczego nie zmienia. Na pewno nie będę przez to lepszą aktorką czy lepszą osobą.

- Fiokła kojarzy się ze starą, brzydka babą, a twoja Fiokła jest zupełnie inna, nowoczesna można by powiedzieć. Skąd się wziął taki pomysł na Fiokłę? - Jak zaczynaliśmy próby, myślałam, że to będzie tak, że reżyserka będzie miała jakiś plan, koncepcję. Wzięła do tej roli młodą aktorkę, a rola rozpisana jest na osobę dużo starszą ode mnie. Justyna miała taki zamysł, po prostu jej pasowałam. Ja też z próby na próbę przeobrażałam się w Fiokłę, która na końcu okazała się zaskoczeniem dla widzów.

- Ona trochę nawet przyćmiła innych bohaterów, więc to twój duży sukces. Czy ty też tak to odczuwasz? - Odczucia są bardzo różne. Nie mam poczucia własnej wyjątkowości na tle innych. To nie jest takie oczywiste, że Fiokła jest świetną rolą. Słyszałam na temat tej roli różne opinie.

- W „Judycie” zagrałaś Mirzę, kobietę wyciszoną, trochę wystraszoną, inną niż Fiokła. Jak ci się pracowało nad tą rolą? - Ja uwielbiam Mirzę i wydaje mi się, że o wiele więcej pracy włożyłam w tę postać. Uwielbiam grać tę postać. Ona się ciągle zmienia. Przy tak napisanym tekście wszystko skupia się wokół Judyty, ale od początku z Wojtkiem Klemmem postanowiliśmy, że to będą dwie równorzędne postacie. Jedna bez drugiej nie funkcjonuje. Uwielbiam grać zarówno Fiokłę jak i Mirzę. To są dwie równie ciekawe role.

- Jakie role najbardziej lubisz grać? Zazwyczaj widzimy cię w rolach dosyć dynamicznych kobiet. Tak była między innymi słynna Pippi.
- Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie, bo ja każdą rolę lubię. Czasami tak jest, że nie lubi się spektaklu, nie jest to twoja estetyka, ale bierzesz w tym udział i starasz się w tym być. I w pewnym momencie dzieje się coś takiego magicznego, że ta rola staje się twoją ulubioną. Są takie chwile kiedy mam większą przyjemność z grania i takie, kiedy się bardziej boję, ale to nie znaczy, że ja tych ról nie lubię. Mnie samą zaskakuje różnorodność tego wszystkiego, to, że w każdej roli można się dobrze poczuć. W komediowych rolach i dynamicznych dobrze się czuję, ale równie dobrze czuje się w rolach wymagających skupienia.

- Ale w domu córka nie pozwalała ci grać dynamicznej Pippi?
- Nie, ja musiałam być zawsze Arniką. Teraz już obie wyrosłyśmy z tego etapu, kiedy odgrywałyśmy ten spektakl. Kiedy była premiera, moja córka miała 5 lat, przeżyła ogromny szok jak mnie zobaczyła na scenie, przyglądała mi się przez dobry tydzień takim dziwnym wzrokiem. Ona znała mnie wyłącznie od strony roli mamy, a nagle zobaczyła mnie w kostiumie Pippi i miała problem ze złożeniem tego wszystkiego w całość. Potem ona uznała, że będzie Pippi, a ja Arniką, to może jakoś da się to przeżyć. A teraz ona ma 8 lat, my nie graliśmy Pippi ponad rok, więc to wszystko się jakoś uspokoiło. Teraz ja bardziej żyję ostatnimi rolami.

- Pochodzisz ze Szczecina. Czy Teatr Współczesny był twoim wymarzonym miejscem pracy? - Nie, ja nie miałam takich konkretnych marzeń, ale powiedziałam sobie jedno, że jak skończę studia to na pewno nie wrócę do Szczecina. Okazało się, że wróciłam. Od tej pory staram się nie mieć jakichś specjalnych oczekiwań co do miejsca, roli. Nie mam ulubionej roli, o której marzę. Oczywiście Teatr Współczesny zawsze bardzo ceniłam, przychodziłam tu już w liceum na Gońca Teatralnego, którego prowadził Arek Buszko, potem Paweł Niczewski. Do tej pory przyjaźnię się z ludźmi z tego Gońca. Teatr Współczesny był teatrem na bardzo wysokim poziomie w mojej świadomości, ale nie czułam, że ja tu muszę być. Coś takiego poczułam dopiero po pierwszej roli. Miałam dużo problemów, z wieloma rzeczami się zmagałam, ale wtedy poczułam atmosferę tego teatru i stwierdziłam, że fajnie tu być.

- Dlaczego nie chciałaś wracać do Szczecina?
- Szczecin się zmienia i teraz jest zupełnie innym miastem, ale wtedy Szczecin mi się kojarzył ze stagnacją, że smutkiem. Może to było wywołane tym, że w czasie ogólniaka było różnie, piliśmy wtedy dużo alkoholu, nie mieliśmy pomysłu na życie, a Szczecin niczego nam nie oferował. Można było zapisać się do oazy, ale nie pociągały mnie takie rzeczy. Buddyzm mnie też nie pociągał. Nawet nie wiem czy jacyś buddyści działali wtedy w Szczecinie. Na uniwersytecie nie było ciekawych kierunków, była filologia polska z kierunków humanistycznych. Kiedy wyjechałam na studia zaczęłam robić nagle mnóstwo rzeczy. Poznałam ludzi, którzy byli bardzo energetyczni i otwarci i Szczecin został w mojej świadomości jako miejsce przytłaczające. Potem się tak złożyło, że z różnych względów tutaj wróciłam. Oczywiście na początku miałam doła, ale tylko przez pierwsze miesiące. Potem zobaczyłam, że to miasto ma jakąś inną energię. Okazało się, że są tutaj miejsca, które tworzą takie jasne punkty oraz ludzie, którzy są poza ogólnym smutnym nurtem miasta. A teraz uważam, że Szczecin bardzo się zmienił i ja czuję tu pozytywną energię.

- Już nie myślisz o tym, żeby gdzieś pojechać?
- Chciałabym robić różne rzeczy w innych miejscach i będę do tego dążyć. Ale to było na takich zasadach jak z bliską osobą. Jak się od siebie oddalimy, to potem chętniej wracamy. Ja tak traktuję Szczecin. Dla mnie Szczecin jest świetnym miejscem do mieszkania. Zwłaszcza teraz. Mam wrażenie, że jest więcej ludzi z inicjatywą, więcej się mówi o kulturze. Ja tu odnalazłam swoją przestrzeń do życia.

- W wielu spektaklach śpiewasz na scenie na żywo. Czym jest dla ciebie śpiewanie? Masz taką potrzebę, żeby coś nagrać niezależnie od teatru? - Śpiewanie jest dla mnie przede wszystkim przyjemnością, ale mam z tym wiele problemów, bo zawsze się zmagam ze swoim głosem. Nie mam wielkiego głosu, co tu kryć, nie jestem wielkim wokalistką, ale sprawia mi to wielka przyjemność. Lubię to robić i staje się to częścią mojego życia. Chciałabym zrobić spektakl muzyczny, więc to śpiewanie przewija się przez moje życie. Oczywiście śpiewam jak gotuję, jak się kąpię, jak piorę, tak sobie podśpiewuję.

- Pod prysznicem…
- No właśnie nie mam prysznica, mam wannę. Jak będę miała prysznic, to będę śpiewała pod prysznicem. Na ulicy też lubię śpiewać.

- I ludzie się odwracają?
- Czasami się odwracają.

- A powiedz czy ludzie cię rozpoznają na ulicy jako aktorkę?
- Po „Pippi” była taka fala. Ludzie podchodzili do mnie, zazwyczaj z dziećmi i pokazywali mnie. Oprócz tego, że ja nie mam warkocza, to niewiele się różnię wyglądem od tej Pippi. Kolorowo się ubieram, więc jestem łatwo rozpoznawalna. Poruszam się po mieście komunikacją miejską albo rowerem, dlatego czasami zdarza mi się, że ktoś mi się przygląda, ale raczej nie podchodzą.

- Grasz w teatrze dla dzieci i teatrze dla dorosłych. Jaka widownia cię bardziej stresuje? - Podchodzę do obu widowni z całą otwartością. Nie stresuje mnie ani jedna, ani druga widownia. Wydaje mi się, że mam kontakt z jedną widownia i drugą. Widownia jest dla mnie bardzo ważna i zawsze mam świadomość tej widowni. Słucham jej i czuję kiedy ona mnie słucha, ale nie ma różnicy czy to jest widownia dziecięca czy dorosła. Jeśli dzieci na widowni są głośno, to dlatego, że one nie wytrzymują napięcia, chcą komentować to co się dzieje i uczestniczyć aktywnie w przedstawieniu. Mimo to zdarza się, że czuje w nich jakąś blokadę. Czasami muszą się popisać, więc wtedy komentarze są już nie na temat. Oczywiście widz dziecięcy jest bardziej spontaniczny i nie potrafi siedzieć cicho, nawet jak mu się coś nie podoba. Nie rozgraniczałabym jednak widowni dorosłej i dziecięcej. My zawsze słyszymy jak reaguje widownia, słyszymy najmniejsze dźwięki i albo wszystko gra albo nie.

- Prowadzisz warsztaty dla dzieci, które często są chore. Czym dla ciebie jest kontakt z tymi dziećmi? - Warsztaty wnoszą dużo radości w moje życie. I świadomość, że życie ma dużą wartość. Jak ktoś ma chorobę fizyczną, to się przekłada także na psychikę. Jeśli ktoś ma problem ze słuchem, że wzrokiem to inaczej odbiera rzeczywistość. Te dzieci są specyficzną grupą, bo ja jestem po każdych warsztatach strasznie zmęczona, ale jak już minie trochę czasu, czuję jak dużo mi to dało. Nie jestem ani psychologiem, ani terapeutą, więc prowadzę z nimi po prostu zajęcia teatralne. Nie znam żadnych sposobów jak sobie radzić z tymi dziećmi. Bardzo ciężko jest im się skupić, ale jak już coś robią, to różnica między ich pomysłami, a zwykłymi dziećmi jest ogromna. Jeśli coś robią to jest to tak autentyczne i tak intensywne, że szczęka opada. My, dorośli za dużo kombinujemy, za dużo sobie wyobrażamy. Dla mnie jako aktorki obserwowanie tego jest bardzo ciekawe. Chodzi o to, żeby się poddać żywiołowi, a te dzieci są takie, że nie da się ich zmusić do tego, żeby coś powtórzyły, jeśli nie mają na to ochoty.

- Nad czym teraz pracujesz? W jakich nowych projektach zobaczymy cię wkrótce?
- W tym tygodniu zaczynamy próby do „Rodzinnego interesu” z Anną Augustynowicz. Za wiele nie mogę jeszcze powiedzieć. To jest komedia. Gram 16-letnią zbuntowaną córkę Pawła Niczewskiego i Joasi Matuszak. Premiera jest 4 lutego.


Moje Miasto Szczecin www.mmszczecin.pl on Facebook

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na szczecin.naszemiasto.pl Nasze Miasto